𝐙𝐀 𝐃𝐍𝐈𝐀 Dragonspine nie był aż tak przerażający, jak w nocy.
Nie dość, że przez cały czas spadał śnieg, zasłaniając drogę oraz utrudniając krok, to w dodatku wszystko było spowite mrokiem, którego nawet księżyc nie potrafił rozproszyć. Jedynie pojedyncze, ledwo trzymające się ogniska wskazywały ścieżkę na samą górę. Sucrose ściskała w dłoni wszystkie rzeczy i zaciskając mocno zęby, kontynuowała swoją wyprawę do laboratorium swojego nauczyciela. W pewnym sensie zdołała pojąć rozumowanie Albedo. Mimo tego nadal bolało ją serce.
To, co właśnie wyczyniał alchemik, było... Niebezpieczne. Lekko mówiąc. W końcu nawet jeśli alchemia zagłębiała się w najgłębsze elementy życia, to nigdy nie ważyła się zahaczyć o samą wartość egzystencji. Wiadome było to, że kapitan poszukiwał sensu istnienia poprzez swoje zajęcie, a dotarcie do jej sedna wymagało rozebrania jej na niewielkie części. Nigdy za wiele o tym nie mówił. Teraz, jakimś pokręconym sposobem, ten eksperyment wpisywał się idealnie do puli jego zainteresowań. Tyle, że dopiero w trakcie prób przywrócenia [t.i.] do życia Albedo zaczął używać skomplikowanych sformułowań oraz zagadnień, o których nigdy nie słyszała. Sztuka Khemii, nawiązania do, spośród wszystkich chorobliwości tego świata, Durina, czy nawet sama kreda.
Ah, zaczynała ją powoli boleć głowa.
Pośród jaśniejących lamp przy drodze, małe okienko ze światłem ogniska widniało na horyzoncie, przynajmniej w jakiś sposób dając jej nadzieję na szybkie dojście do laboratorium. Dzisiejszej nocy wszystko wydawało się zimne i nienaturalnie martwe. Nawet małe liski, które zwykły przebiegać niedaleko rosnących tu drzew, zniknęły gdzieś, chowając się w swoich norkach. Szkoda. Sucrose miała nadzieję, że przy okazji zdąży się przyjrzeć ich zachowaniu w stosunku do paru podmiotów. Teraz jednak największym priorytetem była alchemia oraz to, co wydarzyło się w przeciągu dnia w odmętach gór Dragonspine'a.
Sama była na siebie zła, że tyle ją ominęło. Jednak wyszukanie odpowiednich składników, których zapewne Albedo nie potrzebował, a użył jedynie jako wymówki, ominięcie niepotrzebnych pytań (w tym Kaey'i który wydawał się bardzo zaciekawiony nieobecnością Albedo) oraz Klee. Klee, która prawie płakała jak Sucrose nie chciała jej powiedzieć, dlaczego jej starszy brat nie mógł jej odwiedzić. Według jej słów obiecał, że pomoże jej z najnowszą bronią, a on nigdy nie łamie obietnic. Nie miała serca powiedzieć jej, że chłopak nie miał na nią teraz czasu, więc skłamała szybko, zapewne rumieniąc się na krwistoczerwone odcienie, mówiąc jej, że potrzebował paru rzeczy do jej bomb, których nie było w Mondstadzie i że z pewnością niedługo wróci.
Co do ostatniego nie była pewna, ale mogła jedynie powiedzieć białe kłamstewka, aby nie skrzywdzić małej.
Wypuszczając ciężko powietrze, podniosła głowę w stronę światła i prawie się uśmiechnęła. Droga do laboratorium zajmowała teraz znacznie więcej czasu. Rozwalony most utrudniał dostęp i pozostawała jedynie ścieżka z drugiej strony. Teraz jednak patrząc na rozłamane kawałki drewna, wiszące marnie, nie mogła zabrać sprzed oczu wyobrażenia spadającego ciała. Z jakim gruchotem musiało zostać zmiażdżone i jak bardzo dźwięk musiał przerazić Albedo. Prawie że widziała, jak wychodzi na zewnątrz, najpierw spokojnie i ostrożnie, nie chcąc panikować, po czym zaczyna przegrzebywać stos w poszukiwaniu ciała, aż twarz nieboszczyka...
— Panie Albedo? — rzuciła w miarę głośno, próbując powstrzymać drżenie. Odwróciła szybko spojrzenie od drugiej strony wejścia i skierowała się do środka, aby przyjrzeć się uważnie pomieszczeniu. Wszystko znajdowało się w kompletnym chaosie. Notatki zostały powywracane na drugą stronę w poszukiwaniu jakichkolwiek cennych informacji, a na ścianach ukazane były kolejne pomysły, które skończyły się na niczym.
Pośród tego wszystkiego na samym środku znajdował się stół. Albedo specjalnie przesunął go, aby mieć lepszy dostęp do leżącego na nim ciała. Sucrose prawie podskoczyła w miejscu, zauważając twarz skierowaną w jej stronę. Bladą, pozbawioną wyrazu twarz z niewielkimi, czerwonymi od zastygłej krwi otarciami oraz kryształkami lodu pozostawianymi po bryle, w której była. Dopiero teraz, bez lodu, przypominało to martwe ciało. Pozbawione sił, puste i leżące na wznak. Sucrose przyciągnęła do siebie przyniesione rzeczy i poprawiając okulary, przyjrzała się uważniej scenie.
Chyba właśnie dostała zawału serca.
Mimo lodu we włosach i na ciele, braku koloru na skórze i marnego wyglądu, ciało... Ruszało się. Klatka piersiowa delikatnie podnosiła się, a wraz z niewielkim ruchem z suchych, ledwo otwartych ust unosiła się para. Głuchot spadających przedmiotów rozniósł się po pomieszczeniu, kiedy dziewczyna wpatrywała się w zjawisko, z niedowierzaniem obserwując kolejne fragmenty. Nogi leżały krzywo, a głowa mimo odchylenia nadal... Była żywa. Powoli, budząc się ze swojego zdziwienia, zjechała niżej, sunąc spojrzeniem po nagim ramieniu. Dłoń nie ruszała się, ale wyglądała, jakby zaraz miała spaść ze stołu, jakby sięgając w stronę drugiego ciała siedzącego bez życia przy nim.
— Panie Albedo? P-Panie Albedo?! — rzuciła od razu, biegnąc do chłopaka. Przykucnęła przy nim, drżącymi rękoma sięgając po jego sylwetkę. Powoli, próbując powstrzymać budujące się w niej przerażenie, odwróciła go do siebie, bojąc się, co zobaczy, kiedy odwróci go do siebie.
I kiedy przesunęła go, zabierając go z prawie modlącej się pozycji, przyjrzała się z przerażeniem jego bladej twarzy. Para nie unosiła się z jego ust tak, jak robiła to u ciała leżącego na stole. Sucrose zerknęła w górę szybko, przyglądając się eksperymentowi, jakby pytając się, co właśnie się stało. Gula w gardle przeszkodziła jej w mowie, ale zaraz westchnęła głęboko, zauważając, jak pierś Albedo podnosi się powoli. Spuściła głowę, próbując ukryć resztki strachu na twarzy. Pod przymkniętymi powiekami znajdowały się głębokie worki, a, ku jej przerażeniu, po policzku rozciągał się szlak kropel krwi. Nic mu jednak nie było. Nawet jeśli obydwie ręce, pozbawione o dziwo rękawiczek, były całe czerwone, to z alchemikiem było wszystko w porządku. Sucrose podniosła spojrzenie, przyglądając się prawie że ołtarzowi.
Pewne sekrety pozostawały tylko w dłoniach twórcy.
CZYTASZ
❝MY GHOST❞ albedo x reader
Fanfiction【what happened to the soul you used to be】 ❝ż𝘺𝘤𝘪𝘦, ś𝘮𝘪𝘦𝘳ć - 𝘸𝘴𝘻𝘺𝘴𝘵𝘬𝘰 𝘵𝘰 𝘱𝘰𝘥𝘸𝘢ż𝘢ł𝘢 𝘢𝘭𝘤𝘩𝘦𝘮𝘪𝘢❞ chłód dragonspine'a nigdy nie miał przejść na twoją osobę.