5.

635 62 42
                                    


Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.





     𝐍𝐀𝐑𝐘𝐒𝐎𝐖𝐀𝐍𝐄 𝐏𝐑𝐙𝐄𝐙 niego linie nie były proste.

Akurat kiedy potrzebował precyzji i wyczucia, jego dłonie trzęsły się niemiłosiernie, a on przeklinał pod nosem własną głupotę i nieostrożność. Wiedział, że powinien skupić się na odpowiednim cięciu tak, aby przypadkiem nie naruszyć nic istotnego w organizmie, ale jego serce biło w przestrodze, a oczy przesuwały się w szybkim tempie po ciele, nie wiedząc na czym się zatrzymać. Wraz z szybko podnoszącą się klatką piersiową i rozczochranymi włosami wpatrywał się w kolor krwi wypływającej z nowo zrobionych ran. Nóż w jego dłoni nadal się odrobinę trząsł, ale nie było aż tak źle jak wcześniej. 

Miał tak mało czasu, a nadal nie wiedział, co miał zrobić. 

Czerwień wypływająca z rozcięć przybrała już wiśniową barwę, a skóra zaczęła ciemnieć i blednąć zależnie od miejsca. Nawet zamrożenie ciała w czasie nie zablokowało następstw jego chwilowej nierozwagi, wpływając na twoje ciało. Alchemia dotyczyła otaczającego środowiska i, zgodnie z jego wiedzą, nie wchodziła za często w dziedzinę ludzkiego bytu. Co prawda rozważała jak jego egzystencja w ogóle istnieje, ale ciało pozostawało w oddzielnej dziedzinie, którą pojmują lekarze, lub ci zainteresowani życiem ludzkim. Albedo nie miał zanadto styczności z tym wszystkim. Nie znał też lekarza, który by podzielił jego zdanie i próbowałby odwrócić bieg czasu. Martwy człowiek był według praw martwy. Nie było powrotu. Jednak on dałby wszystko, oddałby świat, gdyby tylko w jakiś sposób mógł przywrócić cię do życia. 

— Panie Albedo-? — Jego głowa od razu odwróciła się w stronę wejścia, gdzie stał nowy gość. Jego rozszerzone tęczówki skupiły się na sylwetce, próbując wychwycić szczegóły w ciemności, po czym otworzył usta, zastanawiając się nad siłą fatum. 

Sucrose. 

— Sucrose — wypowiedział prawie instynktownie, wyprostowując się powoli i przyglądając się, jak dziewczyna niepewnie wchodzi do środka, aby przyjrzeć się ukrytemu przed wzrokiem odwiedzających ciała. Miał to wykonać samodzielnie. Eksperyment, który nie miał szansy się powieść. 

A jednak pozwolił jej zajrzeć mu przez ramię, aby przyjrzała się bladej twarzy trupa. Na początku na jej twarzy zagościł strach. Doprawy nie dziwił się jej. W końcu na stole leżała miłość jego życia, a on prowadził na niej badania. Chociaż mógł bardziej powiedzieć, że na jej ciele. Z jego miłości niewiele tu pozostało oprócz martwego organizmu. Potem jednak Sucrose nachyliła się do przodu przyglądając się uważniej nieboszczykowi. 

— Czy mózg jeszcze działa? — zapytała niepewnie, przełykając ślinę. Albedo nie wypuścił wstrzymywanego oddechu, ale rozluźnił nieznacznie ramiona, obserwując uważnie, jak jego uczennica obserwuje ciało. 

Przyglądając się jej, zdał sobie sprawę, jak wiele czasu tu poświęcił. Minęło może zaledwie parę dni, ale nie dawał o sobie znaku życia. Nikt nie wiedział co się stało z alchemikiem, więc może dlatego Sucrose przywędrowała aż tutaj, aby go poszukać. Nie raz zdarzało się, że był zbyt zajęty, aby posłać chociaż jakąkolwiek informację, zapominając o bożym świecie przy swoich eksperymentach. Jednak za każdym razem ktoś ostatecznie przychodził, zostawiając po sobie coś do jedzenia, po tym jak upewniali się, że Albedo żyje i nic mu nie jest. Ile razy Klee przychodziła tanecznym krokiem, aby podarować mu laurkę. 

Bogowie, jak on dawno nie widział Klee. 

— Jest sprawny... Ale mam coraz mniej czasu — wypuścił powietrze, nachylając się nad stołem i sięgając po swoje notatki. Zazwyczaj starał się je utrzymywać w równym szyku tak, aby wszystko było czytelne, a zapisane informacje zrozumiałe. Tym razem jednak jego pismo zaczęło się rozmazywać, a notatki kurczyć i mieszać się w niezrozumiały chaos. Przymknął powieki, próbując ukryć trzęsienie w głosie. — Nie wiem, co zrobić, Sucrose. 

— Zatrzymał Pan ciało w... W lodzie lub czymś innym?

— Tak jak widać. 

Przedstawił jej to, co już wykonał, starając się myśleć tak jak dotychczas. To był eksperyment. Kolejny projekt. Nic wielkiego. To nie tak, że ignorował leżące ciało, na ile się dało, aby nie przyglądając się dłużej niż trzeba komuś, kogo jeszcze niedawno trzymał, dotykał i całował. Łamało mu to serce, mieszało w głowie i sprawiało, że czasami zatrzymywał się w miejscu, próbując złapać oddech. Zaraz jednak uspokajał się i wracał do pracy, nie dając sobie nawet chwili na odpoczynek.  

— Trzeba pobudzić życie od środka — zaczęła Sucrose, wyciągając go z zamyślenia. Był wdzięczny, że Bogowie, fatum, czy zwykły przypadek przywiał akurat ją do jego laboratorium. Wsłuchał się więc uważnie w jej słowa, próbując nie oddać się niewielkiej iskierce nadziei pojawiającej się w jego wnętrzu. — Włożyć nowy organ, który poruszy całą resztę i zmusi do ponownego działania. 

— Mechanizm, który zastąpi martwe serce... — zastanowił się, po czym przyjrzał się ciału przed sobą. Gdyby posiadało ono punkt podpalający, rozpoczynający całość, który poruszyłby wszystko od nowa i wreszcie przywróciło bicie serca do organizmu... — To może zadziałać. Dobry punkt, Sucrose. Zaraz się tym zajmę. Już mam tutaj napoczęty projekt, jeszcze wezmę z drugiego mojego eksperymentu podstawę, aby wszystko działało...

Jego dłonie złapały najbliższe notatki, w roztargnieniu roztrącając przy okazji na podłogę parę kartek. Nie bacząc na to, ruszył przed siebie, unikając zmartwionego, odrobinę smutnego spojrzenia dziewczyny. Zaczął szukać między swoimi rzeczami potrzebnych mu rzeczy. Im szybciej, tym lepiej. Wrócisz do niego. Wrócisz już niedługo. Musi jeszcze tylko zrobić parę rzeczy. Nic wielkiego. Akurat wtedy kiedy wyciągał kolejne fiolki, Sucrose położyła na jego ramieniu dłoń, wyrzucając go z jego stanu. Odwrócił się w jej stronę szybko, prawie drgając, kiedy go dotknęła, po czym przyjrzał się jej z roztargnieniem. 

— Panie Albedo... — zaczęła, przełykając gorzko ślinę. Od wejścia czuł na sobie jej zmartwiony wzrok, ale zbywał go. Unikał, jak irytującej muchy, aby nie wytrącić się z równowagi i nie stracić chociaż odrobiny kontroli nad sytuacją. — Czy wszystko... W porządku? Mam na myśli... To w końcu jest Pana...

W jego gardle pojawiła się jedna z cięższych guli, jaką kiedykolwiek wyczuwał. Mimo tego jedynie przełknął ją głucho, odwracając głowę w drugą stronę. 

— Jest w porządku. Teraz najważniejszy jest progres. 



❝MY GHOST❞ albedo x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz