𝐒𝐄𝐑𝐂𝐄 𝐍𝐈𝐄 biło.
Jakże przykra była prawda.
Ale zarazem jakże intrygująca. Bowiem organizm był jeszcze zdolny do życia. Fale mózgowe działały, ku zdziwieniu jego asystentki, a ciało nie rozkładało się tak, jak przy normalnej śmierci. Najwidoczniej działania Albedo odnosiły pozytywne skutki. Zadowalało go to. Było to lepsze od brnięcia w niewiadomym, bycia całkowicie nieświadomym tego, co robił. Sucrose okazała się jak zwykle przydatnym wsparciem, pomagającym mu w znajdowaniu nowych rozwiązań. Czegoś, co mogłoby pozwolić na załamanie linii między ziemią a niebem.
Przez nalegania i prośby dziewczyny zmusił się do przymknięcia na chwilę oczu. Nie był głupi. Wiedział, że bez odpoczynku nie zajdzie daleko, nawet z nieludzkimi... Właściwościami. Po tym jak wypił kubek ciepłej herbaty, również wykonany przez Sucrose, usiadł na krześle, założył ręce na piersi, po czym jego głowa sama opadła w dół, a jego powieki zasłonił cały świat wokół. Pulsowało mu odrobinę w głowie, a mięśnie bolały od ciągłego stania, więc pięciogodzinna drzemka dobrze mu zrobiła. Nawet jeśli jego sen był tak niespokojny, że, według słów dziewczyny, prawie parę razy spadł z krzesła.
Wina leżała po stronie nadal mknących myśli, niespokojnych przez zaistniałą sytuację i nabuzowanych przez ciągłe zastanawianie się nad nowymi rozwiązaniami. Obrazy, martwego i żywego, ciepłego i zimnego, raz na raz zmieniającego się ciała oraz uśmiechniętego wyrazu twarzy niknącego na jego oczach, nie dawały mu spokoju, nawet jeśli w końcu pozwolił sobie na odpoczynek. Tuż po podniesieniu się z krzesła, jeszcze żywe wspomnienia z koszmarów dawały mu jakąkolwiek siłę na skupienie się na zapisanych notatkach i słowach zapracowanej asystentki.
— Panie Albedo, szukałam rozwiązania, i zgodnie z poleceniem przejrzałam notatki, ale żadne z podanych rozwiązań nie jest w stanie wejść w układ z organicznym ciałem... Co dopiero je pobudzić... — odparła, poprawiając nerwowo okulary. Zmęczenie powoli też odbijało się na jej twarzy, a w dodatku temperatura Dragonspine'a miała na nią negatywny wpływ. Okazyjnie, nawet jeśli próbowała to ukryć, po jej plecach przechodził dreszcz, a palce zaciskały się mocniej na kartkach papieru. — Nawet... Pańskie znalezisko nie jest w stanie w bezpieczny sposób zostać przetransportowane do organizmu obiektu.
— Jest to materia organiczna, powinna być kompatybilna w jakiś sposób... — mruknął, przesuwając kosmyki sprzed jego twarzy. Według jego notatek była szansa, nawet niewielka na powodzenie się przeniesienia. Sucrose ściągnęła brwi, bawiąc się nerwowo palcami.
— Obawiam się, że nie jest to bezpieczne... Poza tym.... — rzuciła cicho, wskazując na jego rysunek w rogu kartki. Niewielkie serce narysowane czerwoną kredką leżało tuż obok dużo większego, prawie pulsującego krwistym odcieniem czerwieni, serca otoczonego ogromnymi skałami z jaskini usytuowanej pod ich stopami. — Nie jesteśmy w stanie uciąć fragmentu tego serca, aby zachować jego działanie. Jest po prostu za duży, abyśmy byli w stanie go użyć.
Albedo westchnął ciężko. Spodziewał się tego. Nawet jeśli w jakiś sposób zachowaliby ten ułamek życia wyrwany z serca potwora, to skutki usytuowania go w ludzkim ciele z pewnością groziłyby czymś gorszym niż śmierć. Nawet on sam nie był w stanie pojąć tego, co znajdowało się w sercu Dragonspine'a. Wszczepianie tego w ciało kogoś, na kim tak cholernie mu zależało, nie ważne jak brzmiało interesująco, to byłoby to zwykłym okrucieństwem. W życiu by cię nie skrzywdził. Nawet jeśli twoja martwa twarz nawet w tej chwili przyglądała się mu z pustym, wypełnionym odrobiną wyrzutów wyrazem. Wolał więc skupić się na notesie, nie zerkając na czekający go sąd.
Słysząc ciche stukanie zębów, zerknął w bok, obserwując zmieszanie na twarzy Sucrose, która zatrzęsła się z zimna, trzymając się za ramiona. Widząc jednak, że jej gest przywołał uwagę nauczyciela, szybko odsunęła się od niego, znikając gdzieś obok jednej z półek, aby zająć się kolejnymi prawdopodobnymi, aby tylko uciec spod jego spojrzenia. Albedo jedynie spuścił ramiona, po czym podszedł do niej bliżej, kładąc na niej swoją dłoń. Dziewczyna prawie podskoczyła w miejscu, a na jej policzkach pojawiły się jeszcze większe rumieńce.
— P-proszę się o mnie nie martwić, panie Albedo! — weszła mu w słowo, zatrzymując go przed jakimkolwiek komentarzem na temat jej zdrowia. Powoli cofnął swoją rękę, przyglądając się, jak z zapałem zabiera do swoich rąk kolejne kartki wypełnione formułami i ideami.
— Sucrose, to nie są żarty, jeżeli odczuwasz... — mruknął, ściągając brwi. Jeśli dłużej zostanie w takich warunkach, naprawdę mogło to mieć fatalne skutki.
— Nie! Panie Albedo.... Proszę... — zaczęła, spoglądając na niego z odrobiną strachu i błaganiem w oczach. I Albedo naprawdę rozumiał jej chęć pozostania, wiedział, jak to jest poznać coś nowego, nieznanego i niebezpiecznego, mieć w tym udział i przyczynić się do zakończenia projektu, ale... Ale to jest nadal Sucrose. — To jest zbyt cenny eksperyment, zbyt delikatna i osobliwa sprawa! Nie mogę tego opuścić, błagam.
Wpatrując się w jej desperację, przełknął głośno ślinę, prawie ulegając jej prośbom. Po chwili jednak bladość jej skóry przypomniała mu o ciele znajdującym się za nim. Tak samo bladym i zimnym, jak mogła być skóra Sucrose. Mimowolnie chciał zerknąć w stronę leżącego trupa, ale w ostatniej chwili powstrzymał się, wiedząc, jak mogło to wyglądać. Dziewczyna jednak przyuważyła jego zawahanie i spuściła głowę. Albedo otworzył usta, ale zanim ostry werdykt zdążył wydobyć się z gardła, powstrzymał się, zastanawiając się przez dłuższą chwilę.
— Będę potrzebować... — wymamrotał bezmyślnie, kładąc na policzku dłoń w zamyśleniu. Nie potrzebnie wplątywał w to Sucrose. Powinien ją odsunąć, póki może. W czasie kiedy będzie zajęta, powinien dojść do jakiejś konkluzji. Nawet jeśli będzie niebezpieczna. Przynajmniej wtedy będzie tak jak wcześniej. Tylko on, alchemia i ty.
Teraz wypadało coś wymyślić... Szybko, coś, cokolwiek.
— Huh? — Sucrose jeszcze mocniej zacisnęła zdrętwiałe palce wokół notatek, jakby zaraz miał jej je zabrać i wygnić z Dragonspine'a. Albedo nie miał serca tak łamać jej zapałów, więc mógł jedynie łagodnie skłamać.
— Trzeba iść do Mondstadtu po kiełka Ley Line'ów.
— Panie Albedo... — odparła, wyczuwając rozbiegłość jego prośby od tego, czym się akurat zajmowali. Co prawda, kiełek naprawdę mógłby być przydatny, w końcu kiedyś jeszcze na tych liściach i gałęziach znajdowało się życie Ley Line'ów, przepływające przez Teyvat jak rzeka. Użycie ich nie byłoby najgorszym pomysłem. Pozwoliłoby na zachowanie stałego ciągu tuż po zamienieniu głównego organu.
— Naprawdę tego potrzebuję — dodał z pewnością siebie. Sucrose tylko zacisnęła wargi, odkładając zeszyty. Nie mógł stracić jeszcze Sucrose. Już wystarczająco dużo się nacierpiał. — Jesteśmy we dwoje... Nikt inny nie może tego zrobić.
— W porządku.
— Dziękuję... — westchnął z ulgą, po czym sięgnął po odłożone przez nią notatki. Kiedy zaczęła kierować się w stronę wyjścia, nadal trzymając głowę nisko, zawołał ją po raz ostatni, przywołując do siebie jej wypełnione żalem spojrzenie. — Sucrose... Sprawdź, proszę, jak się ma Klee... I pod żadnym pozorem nie pozwól jej tu przyjść.
CZYTASZ
❝MY GHOST❞ albedo x reader
Fanfic【what happened to the soul you used to be】 ❝ż𝘺𝘤𝘪𝘦, ś𝘮𝘪𝘦𝘳ć - 𝘸𝘴𝘻𝘺𝘴𝘵𝘬𝘰 𝘵𝘰 𝘱𝘰𝘥𝘸𝘢ż𝘢ł𝘢 𝘢𝘭𝘤𝘩𝘦𝘮𝘪𝘢❞ chłód dragonspine'a nigdy nie miał przejść na twoją osobę.