Tym razem stała... w powietrzu? Nie...to wodospad! Na dole rozciągała się piękna łąka. Płynęła tam również rzeka stworzona przez wodospad. Przy miejscu, gdzie woda zaczęła się rozlewać, tworząc jezioro, siedział pewien chłopak. Wyglądał jakby na kogoś oczekiwał. Zaczęła zmierzać w jego stronę. Gdy była już blisko zauważyła, że to na pewno był ten sam chłopiec, którego widziała już wcześniej w swoich snach.
-Czekałem na ciebie, Hermiono.
To niemożliwe.
-Na mnie? Dlaczego? Skąd mnie znasz?
Nie odpowiedział nic. Poklepał miejsce koło niego, dając znak, aby usiadła.
-Kim jesteś?
-Dla ciebie nikim. Na razie...
Z ciekawością odwróciła głowę, aby ujrzeć jego twarz, ale sen jak zwykle... urwał się w nieodpowiednim momencie. Znowu. Był ranek. Miała jeszcze sporo czasu do śniadania, więc postanowiła się nie spieszyć. Chciała iść znowu do biblioteki, by poszukać więcej informacji o kwiatach, ale wiedziała, że to bezcelowe. No chyba, że...pani Sprout! Ona na pewno coś wie. Ubrała się i umyła poczym pobiegła do cieplarni.
-Profesor Sprout!
-Tak słońce? Czego potrzebujesz o tak wczesnej porze? - uśmiechnęła się uprzejmie nauczycielka.
-Ostatnio znalazłam informacje o pewnej roślinie, ale nie było podanej nazwy, więc pomyślałam, że może pani mogłaby mi pomóc. - powiedziała i wyciągnęła kawałek papieru, gdzie były zapisane wiadomości. Nauczycielka wzięła kartkę poczym zaczęła czytać. Jej wyraz twarzy zmienił się diametralnie.
-To mahõhana. Bardzo niebezpieczna roślina, drogie dziecko. Nie interesuj się nią zbytnio, bo jeszcze ci zakręci głowę , jak większości, którzy się nią interesowali.
-Tak, wiem, ale chciałam się dowiedzieć co się dzieje z tymi,którzy jednak mają dobre intencje. Może mi pani powiedzieć?
-Nic ci już więcej nie powiem, dziecko. Śniadanie się już zaczęło. A teraz leć, bo się spóźnisz.
-Dobrze. Dziękuję bardzo. Do widzenia!
Poszła, więc na posiłek, ale schodząc po schodach była tak zamyślona, że na kogoś wpadła. Boleśnie upadła na schodek, tłucząc przy tym nogę i pupę.
-Uważaj , jak chodzisz!
-To ty uważaj, Granger.
Podniosła głowę i zobaczyła, że stoi przed nią Draco Malfoy, wyciągając do niej rękę. Twoje niedoczekanie, Malfoy. Zignorowała ten gest i sama próbowała wstać, co oczywiście zakończyło się kolejnym upadkiem. On na to przewrócił tylko oczami.
-Granger. Dobrze wiesz, że sama nie dojdziesz do Skrzydła Szpitalnego, więc przyjmij moją rękę zanim się rozmyślę.
-Nie potrzebuję twojej pomocy. Sama sobie poradzę. - i znowu upadła. - Aau!
Arystokrata zaśmiał się i przerzucił ją przez ramię, jak gdyby nigdy nic.
-Puść mnie, obślizgły gadzie!
Jej krzyki i bicie miał zupełnie gdzieś i odstawił ją do pani Pomfrey.
-Dzięki, Malfoy. -burkneła.
-Zawsze do usług, Granger. - powiedział ironicznie i odszedł.
No kto by pomyślał, że wieczny arystokrata pomógł szlamie. Chociaż... już od dawna nie nazwał ją szlamą. Czy to możliwe, aby się zmienił?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dobilismy do 100 wyświetleń ! :D Dziękuję wam bardzo. Niestety zauważyłam, że mało osób daje gwiazdkę lub komentuje, co jest dla mnie ważne. Dzięki tym gwiazdkom wiem, że podoba wam się historia. I drugą rzeczą jest to, że najwięcej wyświetleń ma 1 rozdział i to o wiele. Jest aż tak zły, że nie chce wam się czytać reszty? Mam nadzieję, że to się poprawi! :) Pozdrawiam.