8. Żywy trup

686 33 1
                                    


Wpatrywał się w nią, jak stała na środku maty, w kolejnym pomieszczeniu, gdzie ćwiczyli. Tutaj nie było żadnych przyrządów, tylko materace. Miała szeroko rozstawione nogi, dłonie owinięte taśmą, otwarte i uniesione na wysokości twarzy, trzymające gardę.
Widocznie się trzęsła, jej oczy i twarz zalewał pot. Kazał jej założyć coś, w czym będzie jej wygodnie, więc postawiła na krótkie getry i sportowy stanik.
Dyszała ciężko, jej oddech wyraźnie się urywał, a powieki opadały lekko. Była wykończona, widział to, ale stała twardo.
- Jesteś pewna?
- Jeszcze raz! – wrzasnęła, stając na nogach jeszcze szerzej. Rzucił w nią tarczą z całej siły, a ta odbiła się od wytworzonej przez nią bariery, takiej samej, jaką stworzyła wtedy w mieszkaniu. Broń wróciła do jego ręki, a on wypuścił z ust haust powietrza, niedowierzając jej głupocie.
- Może powinnaś...
- Jeszcze raz! – krzyknęła roztrzęsionym głosem, przybliżając dłonie to głowy, którą pochyliła. – Nie oszczędzaj mnie, Strucker by tego nie zrobił.
Więc rzucił. Tym razem wykonała zgrabny półobrót, wyrzucając dłonie na boki. Łuna ognia ich na moment oślepiła, znikając za chwilę, a Belle upadła, tracąc całkowicie władzę nad swoją równowagą. Tarcza brzęczała jeszcze przez moment obok niej, ale ona nie dała rady się podnieść, widząc wszystkie gwiazdy przed oczami.
- Coś wczoraj mówiłaś, że guzik ci zrobię. – rzekł Rogers, wpisując coś do karty treningów, którą kazał założyć Fury.
- Pierdol się, kapitanie. – wysapała, przykładając policzek do zimnego materaca. Oczy same jej się zaczęły zamykać, więc stojący z boku Wilson złapał ją za nadgarstki i podniósł do pionu.
- Wyrażaj się. – odparł blondyn, niewzruszony. – Swoją drogą, skąd u ciebie nagle tyle jadu? Byłaś taka spokojna i cicha.
- Weszła we mnie moja wojskowa natura. – rzekła na bezdechu, opierając się rękoma o kolana. – Chyba zwymiotuję.
- Pobiegaj chwilę w miejscu, żeby nie zrobiły ci się zakwasy.
- Nie. – szepnęła, mijając go i idąc w kierunku drzwi. – Dzisiaj cię już nie słucham, miałeś swoje dwie godziny. Wezmę ciepłą kąpiel. To jest lepsze.
- Tylko nie zaśnij i się nie utop. – zaśmiał się, dalej coś notując. – Nie chcę się tłumaczyć przed Fury'm.
- Przypomnę ci o tym, jak kiedyś będę cię łatać, Rogers. Nie dostaniesz żadnego znieczulenia.
- Jesteś porucznikiem, a tak jojczysz? W koszarach dostałabyś jeszcze kopa w tyłek na rozpęd.
- Dobra, dobra. Samuelu, kochanie moje, pomóż poszkodowanej... - uśmiechnęła się do Wilsona szeroko i wyciągnęła rękę w jego kierunku. Ten podszedł, złapał ją w pasie i dźwignął.
- Przepraszam, za to co powiem, ale nie jesteś taka lekka jak się wydaje.
- To te mięśnie.
- Chcesz jeszcze dostać wciry?
Zerknęła na kapitana, który się podśmiewywał.
- Podam cię przed sąd wojskowy. To istny mobing!
- Teoretycznie jestem twoim dowódcą.
- A teoretycznie ja mogę jednym uciśnięciem odciąć ci dopływ tlenu. – wzruszyła ramionami, patrząc na niego z szerokim uśmiechem.

Padła tego wieczora na łóżko jak mucha. Po kąpieli, która wyssała z niej resztę energii, jedyne co była w stanie zrobić, to przebrać się w dresowy komplet, runąć całym ciałem do łóżka i nakryć się po szyję kołdrą.
Kolejne dni i tygodnie leciały jej przez palce. Zaczynała wcześnie rano, jadła śniadanie, a potem na zmianę trenowała z innym avengerem. Za każdym razem, kiedy Fury pojawiał się w wieży, przeczuwała, że coś jest nie tak, jakby jej czegoś nie mówił. Napięcie wisiało w powietrzu już jakiś czas, ale dyrektor skutecznie odwracał od tego jej uwagę, zalecając kolejne szkolenia i treningi. Zastanawiała się, jaki on ma w tym cel – po co były szpieg tak bardzo interesował się właśnie nią? Oprócz oczywistych powodów pozostawał ten cień niepewności.
Polubiła ich wszystkich, zwłaszcza Starka. Okazał się jej nieopisaną pomocą i wsparciem, tak jak Natasha, która z pozoru wydawała jej się oschła i bardzo nieprzyjemna w obyciu. Ta dwójka jednak pokazała jej, że nawet będąc wśród nieznajomych, nie po raz pierwszy z resztą, można komuś zaufać. Nieocenioną pomocą w treningach okazali się także Barton i Banner – mimo, że sami nie mieli żadnego doświadczenia z tego typu umiejętnościami co jej, nie pozwolili jej się poddać. Poczynając od najprostszej medytacji, na dziwnych technikach skupienia umysłu kończąc, pomagali jej przebrnąć przez to, co zgotował jej Fury.
Nie mogła przecież siedzieć zamknięta w tej wieży bezczynnie i czekać na cud, no nie?
Musiała coś zrobić.
Rogers za to... No tak. Właśnie.
Rogers.
Rogers był dla niej jedną wielką, umięśnioną zagadką. Nawet Sam, który zazwyczaj przebywał w stolicy, widział, że coś jest nie tak. Ona i kapitan rzadko rozmawiali, oprócz tych nielicznych okazji na siłowni. Ale co z tego? Ich rozmowa ograniczała się do poleceń i potaknięć, jakby jedno i drugie bało się do siebie odezwać. Czasami ona, a czasami Nat widziały jak Rogers patrzy się na nią, jakby coś chciał jej powiedzieć. Zawsze potem jednak znikał, by następnego dnia zachowywać się zupełnie normalnie. Na temat tego, że chciała mu wskoczyć do łóżka, już się nawet nie odzywała. A jak miała to inaczej nazwać?
Steve był przystojny.
Steve był szarmancki.
Steve był umięśniony, kulturalny, cudowny, wysoki.
Steve był idealny, była tego pewna, i postanowiła sobie to powtarzać.
Tylko potem nachodziły ją te złe myśli – po co w ogóle się za to brać? Przecież zawsze była sama, nigdy nie miała faceta na stałe, o jednorazowych przypadkach nikomu nigdy nie wspominała, bo i po co? Patrząc na niego, widziała, że jest wart wszystkiego.
Tylko czy ona była warta jego?

2 miesiące później

Weszła do salonu, zdejmując z szyi przepocony ręcznik. Chciała nalać sobie wody do kubka i iść się umyć, ale zobaczyła, jak Stark, Banner i Fury stoją w zbitej grupce, o czymś zawzięcie dyskutując.
- Co, panowie, kłopoty w raju?
- O, młoda. Dobrze, że się pojawiłaś, pozwól. Mamy małą zagwozdkę. – odparł Fury. Podeszła bliżej, a Tony wręczył jej mały pad, którego ekran zaraz rozciągnął na szklane przepierzenie między salonem a kuchnią.
- Na co tak właściwie patrzymy?
- Na skan, prześwietlenie, badanie tomografem i opis sekcji jednego ze zmarłych jeńców Struckera, który siedział w celi obok ciebie. Co o tym powiesz?
- Jesteście pewni, że to ludzki skan?
- Sam przy tym byłem. Więc?
Wpatrywała się w model ciała człowieka w postaci 3D i zupełnie nic się jej nie zgadzało.
- Nie dalej jak parę tygodni temu mówiłeś mi, że każdy z nich nie miał już praktycznie wnętrzności, dyrektorze. – rzekła, zakładając ręce. – Tutaj widzę... No właśnie nic nie widzę. Wszystko gra. Wnętrzności są w pełni kształtne, zachowane, jak nowe. Nie ma tu...
Wszyscy w trójkę uśmiechnęli się, kiedy podeszła jeszcze bliżej ekranu.
- Spójrzcie na to.
Złapała za serce na modelu i przeniosła je nad stół, powiększając je.
- Podstawowe wiadomości. Ten organ powinien składać się z dwóch przedsionków, dwóch komór, przegrody i zastawek, naturalnie, by krew nie mogła się cofnąć. Tutaj są dwie komory, owszem, ale nadnaturalnie powiększone, przystosowane do przepływu większej ilości krwi. Puls przez to może być spowolniony. Widzicie jeszcze to?
Machnęła ręką, cofając obraz na miejsce. Obróciła model, wskazując na układ krwionośny.
- Dodatkowa żyła. – odparła, dotykając wizerunku głównych żył i tętnic. – Potwierdza to, co mówiłam wcześniej. Ile jest w nim krwi?
- Około dziesięciu litrów, dwa razy tyle ile być powinno.
Założyła rękę pod pachę, wpadając w zamyślenie.
- JARVIS, pokaż mi układ mięśniowy. Wyszczególnij wszystkie anomalie jakie znajdziesz.
- Tak jest, panno O'Shea.
Cofnęła się kilka kroków, wyczekując wyników poszukiwań.
- Anomalii nie wykryto. Pozwoliłem sobie przejrzeć dostępne notatki i wysunąłem wstępne wnioski.
- Nie czekaj, podziel się z nami.
- Modyfikacje zaszły głęboko na poziomie chromosomalnym. Organizm nie przejawia zmian w wyglądzie, ani w funkcjonowaniu z wyjątkiem serca i powiększonych płuc, ale wyjawia skłonności do zmian na poziomie molekularnym.
- To znaczy?
- Ciało ciągle mutuje, pani doktor. Jestem w stanie podejrzewać, że denat jest jednak żywy.
- Fury, jakie są szanse na to, że masz dostęp do ciała?
- Stuprocentowe, młoda. Denata mamy w naszej zamrażarce.
- Kiedy został znaleziony?
- Ten był ostatni, znaleźli go tuż przed nasza rozmową.
Belle stała przed stołem, na którym leżał domniemany denat.
- Pierwsza rzecz, która mi się nie podoba, to to, że już dawno powinny objawić się znamiona śmierci. Nie ma plam opadowych, ani rozkładu. Pobierano próbki?
- Tak, wszystko trafiło do archiwum rządowego.
- Zmierzono mu temperaturę?
- Oziębienie zwłok nastąpiło krótko po zgonie. Znaleziono go na zewnątrz.
- Czy temperatura zrównała się z otoczeniem?
- Była niższa o dziesięć stopni. Po co pytasz? Facet jest martwy.
- Jedną ze zdolności, które odkryłam po przyjęciu serum, to hibernacja. Wystarczy, że wokół ciała panuje temperatura poniżej standardowej. Co mnie jedynie zastanawia, to to, że nie ma pulsu. – odparła, zagryzając kciuk. – Podejrzewam, że mogli mu coś podać. Strucker dysponował szerokim wachlarzem substancji, wiem, że wykradł rządowi wiele próbek. Jest taka, która skutecznie obniża puls?
Zerknęła na Fury'ego. Przez moment na jego twarzy zagościła dziwna mina, ale potem wypuścił ciężko powietrze.
- Jest jedna.
- Jedna wystarczy.
- Tetrodotoksyna B. – rzekł, a Banner przez moment stężał.
Belle przez moment zastanawiała się nad tym wszystkim. Dlaczego ten mężczyzna był w stanie hibernacji? Strucker nie pozwoliłby sobie na takie marnotrawstwo jego wynalazku. To było niemożliwe, ze względu na czas, jaki poświęcił na to wszystko. Ale jeśli ma rację, jeśli ten mężczyzna żyje...
- Oni nie zmarli sami. – rzekła, wpatrując się w podłogę. – Strucker nie jest człowiekiem, który łatwo odpuszcza sobie takie przedsięwzięcie. Zostali uśpieni. Wszyscy.
- Nie ma aż takiego terenu w objęciu. To było dwadzieścia pięć osób, każdy w innym zakątku kraju, jak...
- A tak, że to geniusz i ma dostęp do sieci, Nick. – odparła, znowu podchodząc do ciała na stole. – Wojskowa baza informacyjna to dla niego jak tościk na pozłacanym talerzyku. Ma hakerów, speców, wystarczy, że zapłaci. – rzekła. – Tu nie chodzi tylko o mnie. Zostawił mnie dla zmyłki.
- O czym ty mówisz?
- On nie planuje stworzyć jednego Atomic Catchera. On chce stworzyć całą armię, antymateria jest zbyt niestabilna, żeby mogła nią operować jedna osoba. – odparła. – Jeśli on był w takim stanie, to tak samo będzie z pozostałymi.
- To muszę cię rozczarować, O'Shea. – odparł czarnoskóry. – Wczorajszego wieczora odkryto, że ktoś włamał się do Pentagonu i rozczłonkował wszystkie ciała. Nic nie pozostało z armii, o której tak mówisz.
- Nie wykluczaj tego, że nie musieliśmy być jedynymi, którzy zostali w to wplątani. – westchnęła, ale podeszła do ciała na stole. – Jest jeden sposób, żeby się przekonać.
Położyła rękę na klatce piersiowej mężczyzny. Lód zaczął ustępować, skóra zaczęła wracać do swojego poprzedniego, lekko czekoladowego koloru. Drugą ręką złapała za jeden z kabli, a impuls elektryczny przeszył całe ciało zahibernowanego żołnierza.
Stark już chciał coś wtrącić, ale mężczyzna zerwał się do siadu, biorąc gwałtownie kilka głębokich wdechów. Położyła mu dłoń na ramieniu i próbowała skupić na sobie jego uwagę.
- Rivers, spójrz na mnie!
Zamroczony jeszcze mężczyzna przeniósł na nią skonfundowany wzrok.
- Huh? Dowódca? Pani tutaj? Gdzie ja...?
Oczy poleciły mu w tył i runął jak długi z powrotem na stół. Bella westchnęła i potarła oczy, poirytowana.
- Połóżcie go gdzieś, podepnijcie elektrolity. Jak się obudzi niech coś zje. I nie wypytujcie go zaraz o wszystko, chłop jest po przejściach. Ja będę w kuchni, muszę coś zjeść.
Wychodząc z laboratorium zamknęła za sobą drzwi. Przeszła przez cały salon i podeszła do blatu, wstawiając wodę na herbatę. Kątem oka dostrzegła, jak ktoś do niej dołączył.
- Skończyłeś maltretować Wilsona?
- Nigdy nie robię niczego wbrew czyjejś woli. – Steve sięgnął po szklankę i nalał sobie wody. – Sam chciał.
Uśmiechnęła się jedynie pod nosem, wyciągając z szafki chleb. Zrobiła sobie trzy kanapki, dochodząc do wniosku, że wrzuci je na elektrycznego grilla. Nic tak nie poprawiało samopoczucia jak tosty.
- Widziałem, jak zawlekli cię do laboratorium. Coś sprawdzali?
- A, tylko zwłoki, które jednak żyły. – machnęła ręką, wrzucając do kubka woreczek z herbatą.
- Że co proszę?
- To co słyszałeś. – odparła, krojąc ogórka. Zaczęła go podjadać, przenosząc na kapitana swoje spojrzenie.
- Znowu coś kombinują. – westchnął, opierają się o blat. – Żeby tylko nic złego z tego nie wyszło.
- Czym się przejmujesz? Muszą sobie zająć czymś czas. – odparła, zalewając kubek wodą. – Jak trójka chłopców grająca w bierki. Jeden gwałtowny ruch i każdy kłóci się z innym o wygraną.
- Może i masz rację.
Podniosła kubek do ust i chciała wziąć łyk napoju, ale zaraz się skrzywiła, kiedy poparzyła język.
- Znowu herbata?
- Stark może i jest bogaty, ale do kawy nie ma gustu za grosz. Nie lubię pić tej lury z seveneleven.
- To zostaw to.
- Dlaczego? – pisnęła, kiedy złapał za naczynie, zabierając je z jej rąk. – Chcę ją wypić!
- Idź się przebrać.
- Po co?
- Pójdziemy do kawiarni.
- Ale ja chcę moją herbatę!
- A ja zabieram cię na kawę. – odparł, zabierając jej napój. Odwrócił się, idąc w kierunku swojego pokoju, zostawiając ją w kompletnym osłupieniu, dalej trzymając jej kubek. – Masz pół godziny!

***
Nawet sobie nie wyobrażacie, ile radości sprawił mi pierwszy komentarz i głos. Dziękuję wam serdecznie za to, że czytacie moje wypociny - dalej proszę o komentowanie i głosy!
Zapraszam do czytania!

The Fifth Element || AVENGERS || 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz