Natasha spojrzała na nią pytająco.
- Zauważyliście coś podejrzanego?
- Nie. Właśnie o to chodzi. Nigdzie nie było czaszki Hydry, nic. Jedyne, co zauważyłam, to mundury, kombinezony, jak chcesz tak zwij. Podobne do tych które ty nosisz. Typowo do wypraw w teren. I co najważniejsze, takie same. – odparła cicho, nie chcąc nadwyrężać płuca. Nat westchnęła i oparła się wygodniej.
- Cóż, musimy nad tym się zastanowić. Clint i James już zostali odesłani w teren, podobnie Steve.
- Co z nim?
- Nic. Wiesz dobrze, że goi się na nim jak na psie.
- O tyle dobrze, że jemu nic się nie stało.
- Następnym razem powinnaś być bardziej uważna. Lekarz zakazał ci żadnych takich... aktywności.
- Uwierz mi, to nie zależało ode mnie. – zachichotała, a dreszcz przebiegł jej po plecach. – Czy ja jestem do czegoś podłączona? Chciałabym się ubrać, a strasznie mi zimno.
Nat się wychyliła, oglądając jej ciało.
- Raczej nie, został ci tylko wlew. – odparła, wracając na fotel. – Chcesz wstać? Doktor jeszcze nie wyszedł.
- Jak mogę, to owszem.
Ruda poszła do pomieszczenia obok. Chwilę później wszedł wspomniany lekarz i zaczął rozmawiać z Belle, wypytując się o drobne szczegóły. Kiedy doszedł do wniosku, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wstała, blondynka uniosła się powoli do siadu, starając nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Pomogli jej się ubrać i doprowadzić do jako takiego stanu.
Jęknęła, kiedy stanęła w końcu na nogach, podtrzymywana przez Tony'ego, który zdążył się napatoczyć, zainteresowany nagłym rumorem w jej pokoju.
Objął ją prawą ręką w pasie, a lewą złapał za jej lewy nadgarstek, chroniąc przed upadkiem. Kiedy prowadził ją oszklonym korytarzem, zobaczyła swoje mizerne odbicie w jednym z luster.
- Chryste panie, ile ja schudłam? Wyglądam jak zaniedbana szkapa. – rzekła, pochylając się ku tafli. Dawno nie miała pod oczami aż takich cieni i worów, ubrania wisiały na niej jak na wieszaku, a ważyła swoje. Nie to, że była wyjątkowo otyła, ale lubiła swoje krągłości i fakt, że mogła pochwalić się dobrą formą przy większej wadze ciała.
- Piętnaście kilo z groszem. – odparł Stark, odciągając ją od instalacji w ścianie. – Musisz to nadrobić.
- Jak tylko nie będę musiała brać już leków i tak uważać, wrócę do treningu.
- Najpierw wyzdrowiej, młoda. – odparł Tony, biorąc jej rękę pod swoją. Poklepał ja po dłoni. – Chodź, poznasz resztę towarzystwa.
Wzięła kolejny głęboki wdech, wytarła usta. Przed nią leżały opakowania po burgerze i frytkach, został tylko wysoki kubek z colą.
- Lepiej?
- Cudownie. – stęknęła, najedzona. – Tego mi było trzeba.
- Powinniśmy porozmawiać o tym, co zamierzasz robić.
- O czym mówisz?
Zerknęła na Starka, który stał u szczytu szklanego stołu, bawiąc się piórem. Chrząknęła, krzywiąc się lekko, ale nie spuściła z niego wzroku.
- Zostaliśmy wdrożeni we wszystkie szczegóły, które ciebie dotyczą. – rzekł, wpatrując się w nią tak intensywnie, że poczuła się malutka. – Fury zapoznał nas z planem Holder.
- Widzę, że decyzje i tak zostają podejmowane za moimi plecami. Po co pytasz, skoro i tak nie będę mieć głosu i wyboru?
- Na twoim miejscu nawet bym nie pisnął, panno O'Shea. – głos Fury'ego rozległ się w wejściu za nią. Czarnoskóry stanął obok niej, opierając się o szklany stół. – Po tym, co się stało w Waszyngtonie nie możemy sobie pozwolić na półśrodki. Zostajesz tutaj, młoda. I zaczniesz w końcu rozwijać to, co do tej pory uważałaś za przekleństwo.
- I co, zostanę Avengersem? Dobre sobie. Jestem lekarzem, a nie herosem. – odparła, czując w środku dziwne, narastające ciepło, którego nie znała do tej pory.
- Jesteś na celowniku Hydry! – wrzasnął czarnoskóry. – Gdyby nie Rogers, siedziałabyś pokiereszowana w Sokovii, a nie tutaj!
- Gdyby nie ty, w ogóle nie doszłoby do tej sytuacji, Fury! – wrzasnęła, skóra zaczęła ją parzyć, ale nie sprawiało jej to wielkiego bólu. Mogła nawet śmiało powiedzieć, że wszystkie rany przestały jej przeszkadzać. – Ukrywałam się, skutecznie, ale nie, ty postanowiłeś wleźć w moje życie ze swoimi buciorami! – krzyknęła jeszcze. Nat podeszła do ciemnoskórego, stając z boku, gotowa do ataku w razie czego.
- Tu już nie chodzi o ciebie, młoda. Tu chodzi o wszystkich, o cały świat!
- A myślisz, że sama się wepchnęłam w łapy Struckera i dałam mu się faszerować tym świństwem?! Nigdy tego nie chciałam, ty zasrany egoisto! – wydarła się, zrywając z siedzenia. Jej ubrania zaczęły płonąć, a całe ciało poprzecinały czerwone, jarzące się pręgi. Skóra pod nimi rozświetliła się, emanując jasnym, lekko oślepiającym światłem, a w jej oczach Fury zobaczył chyba każdy płomień, który kiedykolwiek zapłonął.
- Tym jestem! To chcesz zatrzymać! – krzyknęła, podchodząc do niego. Natasha zastąpiła jej drogę, celując do niej z pistoletu.
- Stój, bo cię zastrzelę!
- Śmiało. – wycedziła Belle, marszcząc płonące brwi. – Nie ty pierwsza.
Podeszła do niej, korzystając z jej przerażenia. Złapała za lufę, która zaraz roztopiła się jak zwykły lód.
- Jestem w stanie podnieść temperaturę mojego ciała do trzech tysięcy stopni Farenheita. Wiesz co to oznacza, prawda? Jestem w stanie przepalić beton. – syknęła, patrząc z wściekłością na byłego dyrektora Tarczy. – Dalej twierdzisz, że nie dam sobie rady, Fury?
- Nie, nie dasz. Bo ich najzwyczajniej w świecie nie znasz, młoda.
Wróciła do swojej poprzedniej postaci, otrzepując się z popiołu i spalonych kawałków materiału, którego nie była w stanie odtworzyć. Zapomniała już o swojej szybkiej regeneracji przez pobór materii. Znowu czuła się jak nowa.
- Będziesz chroniona, jeśli będzie trzeba, nawet i na drugim końcu świata. Jeśli jakimś cudem uda mu się ciebie zabrać, nie wahaj się by zabić, a wiem, że jesteś do tego zdolna. Ale póki co, zostaniesz tutaj. Nie potrzeba mi dodatkowego super żołnierza na wolności. Jeden już hula cholera wie gdzie.
- Nie mam tutaj żadnych swoich rzeczy. – odparła, próbując się jakoś ratować. Fury prychnął jedynie, zakładając ręce.
- Nie wymyślaj. – rzucił, kładąc na stole klucze. – Bo fakt, że brakuje ci twoich majtek, do mnie nie przemawia.
- A co z pracą w szpitalu? – odparła, idąc w jego kierunku, kiedy zaczął wychodzić z pomieszczenia. – Nie mogę od tak zniknąć, nawet nie mam dobrego podparcia, wytłumaczenia, nic! Nie wymówiłam mieszkania, do jasnej kurwy!
- Ordynator to były agent, a o mieszkanie się nie martw. – rzekł czarnoskóry, odwracając się jeszcze na moment. – Według oficjalnych wiadomości zostałaś przeniesiona tutaj na specjalne polecenie rządu. Wiesz, szukali dobrego chirurga, w końcu nim jesteś, prawda?
Odwrócił się ostatni raz i odszedł, pogwizdując od czasu do czasu.
- Dupek. – mruknęła. Zerknęła na Nat, która dalej była w szoku.
- Przepraszam. – rzekła, opuszczając głowę. Westchnęła. – Muszę się wyładować. Macie tu jakąś siłownię?
- Portki cargo? Będzie ci niewygodnie.
- Tak się już przyzwyczaiłam. – odparła, zakładając czarny, obcisły golf z krótkim rękawkiem. – W terenie nie ma takich udogodnień jak tutaj.
Wzięła do ręki czarną owijkę, mocno usztywniając sobie dłonie i stopy.
- Nawet butów nie założysz?
- Nie potrzebuję. Za ciężkie i robią za dużo hałasu. – odparła, podchodząc do pierwszego lepszego manekina. Nat uśmiechnęła się lekko, odsuwając całkowicie na bok. Jednym kopnięciem z półobrotu wyrzuciła kukłę w powietrze, a drugim sprawiła, że uderzyła o ścianę, rozlatując się na pojedyncze części.
- Nie macie czegoś mocniejszego? – odparła, rozluźniając ramiona. Ruda uniosła brew i wskazała na coś za nią. Nim zdążyła się odwrócić, coś z siłą tura wpadło w nią, posyłając na oszkloną ścianę.
- Co do kurwy... - stęknęła, masując głowę. Stojący przed nią napastnik kroczył ku niej, zasłaniając się okrągłą, charakterystyczną tarczą, zza której słyszała coraz głośniejszy śmiech.
- Nie podejrzewałem, że skutki twojego serum będą aż tak dobre. – Steve się wyprostował, odsłaniając się jednocześnie. Zerwała się na równe nogi, czując jak siła buzuje jej w rękach.
- Porzuć tarczę, przystojniaku. – odparła, w jej oczach na moment błysnął błękit i szał. – To ci mogę pokazać jak dużo ten szajs potrafi. – uśmiechnęła się diabolicznie, podchodząc do niego na zgiętych kolanach.
- Nat, zostawisz nas? Muszę zrobić rekrutowi trening.
- Oj, żeby ten rekrut nie pokazał ci wszystkich gwiazd. – wysyczała i ruszyła na niego. Zakręciła się w obrocie, zadzierając nogę wysoko, celując prosto w splot słoneczny. Trochę to go zaskoczyło, ale zaraz złapał jej stopę, wykręcając w lewą stronę. Belle, żeby uniknąć niepotrzebnej kontuzji, odbiła się z drugiej nogi, wykonując salto w poziomie. Zaczęła miarkować ruchy, żeby go trochę oszukać, ale kapitan podążał za jej myślami jak telepata, przewidując każdy jej cios.
Znowu podjęła próbę zdjęcia go za pomocą kopniaków.
Pamiętasz jak to się robiło? Miarkuj. Szyja, biodro, podetnij w kolanach.
Zamachnęła się ręką, wyprowadzając cios ku szyi, ale zaraz się cofnęła, jednocześnie chcąc kopnąć go w biodro. Zanim zdążył ją złapać, przykucnęła, podcinając go. Runął jak długi przy niej, próbując odzyskać oddech, co ona skwitowała gromkim i paskudnie brzmiącym rechotem.
Złapał jedną ręką za jej kostkę, a drugą uderzył nad kolanem. Tym razem to ona runęła jak długa, uderzając plecami w twardą podłogę. Szybko to wykorzystał, obracając ją na brzuch jak szmacianą lalkę, ale ona jakimś cudem wyłuskała się spod niego, wyzwalając siłą swoje ręce. Rzuciła się na plecy, zamachując nogami. Zawinęła je mocno wokół jego szyi, próbując poddusić i znieść go do parteru. On jednak wstał, trzymając ją za uda, przez co wisiała głową w dół. Z tego mogła się wyswobodzić tylko w jeden sposób.
Uniosła się w górę, jakby chciała zrobić brzuszki. Przez moment patrzyli sobie w oczy, co go widocznie zdekoncentrowało, a ona zamachnęła się w tył całym korpusem, zapierając jedną ręką o podłogę. Przyciągnęła nogi do siebie, cały czas zaciskając je wokół jego szyi. Poprzez przeciwwagę wywróciła go, zerwała się do stania i cofnęła na bezpieczną odległość, dając mu chwilę.
Nie chciała się zagalopować, to był tylko trening. Mimo to znowu poczuła się jak dawniej, a adrenalina buzowała jej w żyłach, wyzwalając w niej tą mroczniejszą stronę.
Czuła się i zachowywała jak psychol.
Została nisko na nogach, z rękami gotowymi do ataku. Rogers skoczył na nogi i ruszył ku niej, pochylając się do przodu. Wpadł w nią, przez co ona na moment straciła oddech, zginając się jak ekierka. Rzucił nią na podłogę i przyszpilił, usadawiając wygodnie między jej nogami. Zablokował jej nadgarstki nad głową, przez co nie mogła się ruszyć. Dała mu o tym znać, szarpiąc się jak szalona.
- Wyszalałaś się? – zachichotał. Ściągnęła brwi, dysząc ciężko.
- Puść mnie, to ci pokażę.
- Od kiedy jesteś taka pyskata?
- Odkąd pewien mięśniak patrzy na mnie jakby chciał mnie przelecieć. – odparła odważnie, patrząc mu prosto w oczy. Cholera jasna, naprawdę ze sobą walczył.
Widziała jak się gapi. Widziała te pojedyncze zerknięcia na jej biust i biodra. Widziała, jak wlepiał tego niebieskie ślepia w jej pośladki i widziała, jak się cieszył, kiedy przez przypadek ich dotknął, nie musząc się tłumaczyć. Przecież to był w końcu trening, nie? Wszystko dozwolone.
- Mam ci przypomnieć, jak sama się gapiłaś, kiedy ja leżałem ranny i zdany na twoją łaskę?
Mina jej zrzedła, za to twarz zaczęła uroczo czerwienieć.
- Nieprawda! – krzyknęła, rozeźlona.
- A fakt, że wąchałaś moją koszulkę, którą ci dałem w mieszkaniu? Było słychać jak się zaciągasz aż w kuchni!
Zawinęła nogi pod jego kolanami, wkładając w przeniesienie ciężaru całą swoją siłę. Jakimś cudem przeturlała się nad nim i to teraz ona była na górze, siedząc mu okrakiem na pasie. Sama złapała go za nadgarstki nad głową, stosując jego chwyt.
- A ty? Wykorzystałeś fakt, że jestem obita i sam pchałeś mi łapy pod koszulkę!
- Bo miałaś poobijane żebra! Chciałem ci pomóc!
- Chodź, zabiorę cię na kawkę, dam buziaka, muah, muah!
Zaczęli się przedrzeźniać jak małe dzieci, siedząc jedno na drugim. Nat miała nie lada rozrywkę, śmiejąc się głośno za szybą.
Wywrzaskiwała teatralnie jakieś bezpodstawne oskarżenia w jego stronę, ciągle szarpiąc go za szarą koszulkę, a Steve jedyne co mógł zrobić, to rozrzucić ręce na boki i zanosić śmiechem w niebogłosy.
- Wystarczy!
Podniósł się, złapał ją jedną ręką w pasie i wstał, dalej ją trzymając. Zaczęła się zachowywać jak szmaciana lalka, rozluźniając wszystkie kończyny i korpus. Przerzucił kobietę na swoje ramię jak worek, a w drugą chwycił swoją tarczę.
- Przestań się wydurniać! – syknął, poprawiając chwyt na jej talii.
- Wy tak na poważnie? – Romanoff prychnęła kolejną salwą śmiechu, kiedy Belle zaczęła niekontrolowanie chichotać, mając niezły ubaw z tego co się działo.
- Nic nie poradzę, że dzieci trzeba utemperować. – odparł Steve, obracając się szybko, przez co Belle poddała się sile odśrodkowej, wydając z siebie podekscytowany pisk, ponownie zanosząc się chichotem.
Wniósł ją na główny poziom, gdzie siedzieli wszyscy, delektując się wczesnym popołudniem. Rzucił nią bezpardonowo na jedną z kanap, co znowu spowodowało, że zaczęła wręcz rżeć z rozbawienia.
- Coś ty jej zrobił? Godzinę temu siedziała tutaj, usiłując spalić całe piętro. – Tony uniósł brew, pijąc kawę.
- Adrenalina i endorfiny. – odparł blondyn, lejąc do szklanki wodę. – Wysiłek fizyczny działa cuda.
- Strach pytać, jaki był to typ wysiłku. – zarechotał Clint, unosząc do ust kubek.
- Rzucał nią jak szmaciakiem, taki. – odparła Romanoff, wychodząc z korytarza. – Ale nie mogę powiedzieć, dziewczyna ma umiejętności. Powalić cię jednym ciosem? – zwróciła się do Rogersa.
Przy stole zaległa cisza. Nawet Banner zdjął okulary i odłożył gazetę na blat.
- To był jednorazowy, pokazowy przypadek. Chciałem jej pokazać, że upadać też trzeba umieć.
- Nakopałam ci, Rogers! – blondynka usiadła nagle, szeroko uśmiechnięta. – Boli duma, czy bardziej tyłek?
- Lepiej uważaj, co mówisz. – wskazał na nią palcem. – To był pikuś. Jutro nie dasz rady wstać.
- I tak wiemy, że guzik mi zrobisz! – runęła na wypoczynek i wskazała na niego lekceważąco palcem. Dalej jednak podśmiewywała się pod nosem.
To będzie dobry dzień.
***
Siódmy za nami, akcja się rozkręca, tak jak główna bohaterka!
Zapraszam do czytania i komentowania!
CZYTASZ
The Fifth Element || AVENGERS || 1
FanficUkrywała się od tych pieprzonych dwóch lat. Nie potrafiła zagrzać nigdzie miejsca, aż do pewnego dnia, kiedy poznała byłego dyrektora upadłej już organizacji. Nie mogła nawet podejrzewać, że zestrzelenie trzech lotniskopterów TARCZY sprawi, że jej ż...