20. Homo Immortalis

321 18 0
                                    

Do środka weszli bocznym wejściem, Belle przodem, a Kapitan z Natashą na rękach. Kiedy tylko znaleźli się w salonie, blondynka wyglądając jak półtora nieszczęścia, spodziewali się wrzasków i krzyków, ale napotkali tylko rozczarowane spojrzenia. Sama nie wiedziała, co było gorsze.
- Zanieś ją do ambulatorium.
- Nie. – ruda stanęła na jednej nodze, kuśtykając do krzesła przy szklanym stole. – Nie mam zamiaru zostawiać jej tutaj samej, zwłaszcza z tobą nad głową. – wskazała palcem na Tony'ego, mrużąc oczy. Ten westchnął, wskazując Belle miejsce przy stole.
Usiadła z wahaniem, a Rogers zaraz obok niej, jakby chciał ją odseparować od pozostałych.
- Ile wiesz? – spytała, zagryzając wargę. Stark westchnął, siadając u szczytu stołu. Banner o Rhodes nic się nie odezwali, wymieniając tylko znaczącymi spojrzeniami.
- Widziałem teczkę, którą znalazł ptaszek. – odparł, stukając w blat pilotem, którego obracał w palcach. – Byliście w tej fabryce?
- Byliśmy.
- Widzę, że nie wyszliście bez szwanku. – dodał, zerkając na rudą. – Mam nadzieję, że to nic poważnego.
- Rozchodzę. – odparła Romanoff, zakładając ręce. – Mamy za to parę fajnych rzeczy.
Wyjęła zza poły kurtki srebrny pendrive i podała go Tony'emu. Złapał nośnik i miał już go podłączyć do gniazda USB przy stole, ale zatrzymał się.
- Jesteś pewna? – spytał, unosząc gadżet w górę. Belle potaknęła, czując, jak nerwowość bierze nad nią górę.
- Ja chciałam zdobyć informacje, a wy chcecie mi pomóc. – odparła, przywołując słowa jego i kapitana po tej feralnej jatce jakiś czas temu.
- Przynajmniej nie pojechałaś sama. – westchnął i wprowadził nośnik do gniazda. Przez chwilę na ekranie przed nimi dane się przetwarzały, aż wyskoczyło okno z folderem „Pobrane". Tony go otworzył, odkrywając przed nimi mnogość plików.
- Jarvis, wyrzuć wszystkie, które pokrywają się z tymi dostarczonymi przez Wilsona.
Kartoteka znacznie się uszczupliła, ale i tak pozostało więcej dokumentów niż w poprzedniej teczce. Kilka z plików było luzem wrzuconych do folderu, reszta była pogrupowana kolejno na „Dokumentację filmową", „Skany" i ostatni folder, który nie miał nazwy. Tony otworzył pierwszy z nich, a na ekranie pojawiły się tylko trzy ikony. Wziął głęboki oddech i wcisnął pierwszy, podpisany datą, 21 maja 1987 roku.
Film rozlał się powoli na ekranie, nagranie nie było dobrej jakości. Po kilku sekundach śnieżącego obrazu zobaczyli jej ojca, w pobrudzonych ubraniach i przedartym kitlu.
- Szukamy kryjówki. – odezwał się słabo, pocierając łysiejące czoło. – Noworodki są zabezpieczone, nic im już nie grozi. Ale nie o to chodzi. – przeniósł spojrzenie na kamerę, w jego oczach widać było wyraźny strach. – W bazie pozostała moja żona. Dokumentuję to, gdybyśmy mieli się już nie spotkać, a ona mogłaby nie przeżyć. Tarcza weszła do bazy, przejęła wszystkie dane, także resztę dzieci, ale większość z nich była zbyt...źle skonstruowana. Zaczynam się wahać, czy aby na pewno ten eksperyment będzie dobrym wyjściem. Teraz, kiedy mam pod opieką ponad pół tuzina obiektów, wydaje się to prostsze w ogarnięciu, ale... Boję się, że on je zabije. Perse, jeśli kiedykolwiek to trafi w twoje ręce, pamiętaj o niej. – Edward złapał za obiektyw, przełykając nerwowo ślinę. – Zrobię wszystko, żeby była bezpieczna, ale nie dam głowy, że sam przy tym nie zginę. On nie może jej dostać w swoje ręce, jest zbyt nieprzewidywalny. – wstał, widać było, że krąży nerwowo po pomieszczeniu, w którym się znajdował. – Wiem, że przeżyjesz, i wiem też, że oni nie pozwolą ci do niej dotrzeć. Ale damy radę. Obiecuję.
Film się wyłączył, a w pomieszczeniu zaległa cisza. Belle przygryzła kciuk, patrząc jak Tony odpala kolejny film, tym razem z datą 2 czerwca, tego samego roku. Po raz kolejny zobaczyli Edwarda, tyle, że tym razem w towarzystwie nieco młodszego Struckera. Wszystko było wyraźnie nagrywane z ukrycia, dlatego nie widzieli dokładnie co się dzieje.
- Nie mogę wyjść z podziwu nad tym, w jaki sposób zdołałeś to osiągnąć. To prawdziwy cud.
- Też tak uważam.
- Musi to pozostać w tajemnicy. Kolejne etapy są planowane dopiero po osiągnięciu dorosłości przez obiekty, nie możemy pozwolić, by efekty serum uwolniono za wcześnie.
- Nie musisz się o to martwić, wszystkie składniki zostały zbilansowane prawidłowo i przetestowane wcześniej na tych... potworach, Zimowych. Dodałem kilka poprawek, by dzieci nie odczuły tego tak mocno.
- Powiedz mi... Bardzo się wtedy opierała?
- Nie, chciała jej tak samo, jak ja.
- Miałeś szczęście. Odnaleźć jednego z Homo Immortalis i mieć z nią dziecko?
Cisza na filmie wydała im się dość wymowna. Edward chrząknął, a jego głos stał się groźniejszy.
- To dalej moja żona, Wolfgang. Wypowiadaj się o kobietach z szacunkiem.
- Nie kusiło cię, żeby wszczepić dna reszcie? Pomyśl tylko. Ta twoja Perse miała ogromne moce, aż się sama buzia cieszy na myśl o tym, jak odziedziczy ją twoja potomna. Jesteś świadkiem przemian! Tworzymy historię!
- Historię, owszem. Nie plan zniszczenia świata przed końcem projektu.
- Jak zwykle twardo stąpający po ziemi.
- Ktoś musi. – Edward ponownie chrząknął.­ – To co dalej?
- Jak to – co? Masz przecież te swoje znajomości. Dzieciaki się podrzuci rodzinkom, oni już zadbają o to, by poszły w dobrym kierunku. W tym twoja córka. Chciałbym kiedyś zobaczyć, jak potomek rasy Eternals, z wszczepionym serum telekinetycznym i płytkami magnetycznymi próbuje zwojować świat.
Ekran się wyłączył, pozostawiając ich w ciszy. Belle podciągnęła nogi do klatki piersiowej, starając się uspokoić skołatany umysł. Nie mogła jednak wysuwać pochopnych wniosków, dopóki nie zobaczy reszty dokumentacji.
- Wszystko w porządku? – spytał Steve, trzymając ją za wolną rękę. Westchnęła i pokiwała głową, czując, że jeśli się odezwie, to się po prostu popłacze jak małe dziecko. Zanim zdążyła podnieść wzrok, włączyło się kolejne nagranie.
- Tym razem to już naprawdę koniec. Dzieci zostały odesłane, raporty i wskazówki dostarczone do odpowiednich osób. Teraz pozostaje nam czekać na efekty i wierzyć w najlepsze. – Edward wstał od biurka i zaczął porządkować dokumenty. – Córciu, jeśli kiedykolwiek to zobaczysz, to ja już dawno pożegnałem się z tym światem. Nie mogłem pozwolić, by Strucker dalej mnie wykorzystywał. Teraz wiem, że to co zrobiłem było nieetyczne i złe, a wiele dzieci zostało skazanych na cierpienie. Za to ty musisz się podnieść i iść dumnie przed siebie, rozumiesz? Pamiętaj, że zawsze będę cię kochać. Ja i twoja mama Perse.
- Mam kontynuować? – spytał Tony, patrząc na nią z troską. Wzięła głęboki oddech, chwytając się ramienia Rogersa. Pokiwała głową.
- Tak. Muszę wiedzieć wszystko.
- Jarvis, uruchom proszę prezentację z plików w kolejnym folderze.
- Oczywiście.
Skany otworzyły się jak slajdy na kołowrocie. Stark uruchomił pierwszy, który wskazywał na dokument zawierający szczegółowy spis składników, z którego powstało serum. Kolejne były raportami z postępów, które wykonywały obiekty, jeszcze inne traktowały o urządzeniach, które mieli zamiar wszczepić każdemu dziecku w późniejszym czasie.
- To muszą być te płytki, o których mówił Baron. – odezwał się Rhodes, wskazując na ekran. – Dość proste urządzenie.
- Zdolne do przewodzenia impulsów nerwowych i przetwarzania ich na wiązki. – dodał Tony, drapiąc się po brodzie.
- Wszczepili mi je na Florydzie. – wydusiła cicho, kuląc się w sobie.
Wertowali kolejne karty, dowiadując się o używanych lekach i innych substancjach, kiedy natrafili na dokument o zupełnie innej tematyce.
- To ta rasa, o której mówili. – zaczął Banner, podchodząc bliżej do monitorów. – Jak oni je nazwali?
- Homo Immortalis, Eternals, jak zwał, tak zwał.
- Jarvis, zreferuj nam to.
- Eternals są ewolucyjnym odgałęzieniem ludzkości obdarzonej niesamowitymi mocami i zdolnościami do opieki nad rasą ludzką na przestrzeni wieków. Milion lat temu tajemnicze, epickie istoty znane jako Celestials, stworzyły stu Eternals i odeszły. Od tego czasu Eternals żyją na Ziemi w odosobnieniu, rzadko ingerując w ludzkość i odradzając się za każdym razem, gdy giną. – przemówił mechanicznym głosem komputer. - Po dwóch wyniszczających wojnach domowych pozostali ziemscy Eternals wybrali ścieżkę pokoju i poświęcili swoje życie na poprawę siebie i swojego społeczeństwa. Najlepszym przykładem tego, co mogą osiągnąć, pracując razem, jest moc Uni-Mind, która powstaje, gdy kilku Eternals łączy swoją wolę i inteligencję, aby tymczasowo stać się jedną potężną istotą.
- Masz coś jeszcze?
- Wzmianki biologiczne, sir.
- Mów.
- Eternals nie mogą się rozmnażać między sobą, ale są zdolni do rozmnażania się z innymi gatunkami. Zdarzały się przypadki krzyżowania z ludźmi, które czasami dają potomstwo o wydłużonej długości życia i zwiększonych zdolnościach. Nazywani „Nefilitami", ci potomkowie nie są jednak częścią społeczeństwa i nie są uważani za pełnoprawnych Eternals.
- Podsumuj, proszę.
- Jest to rasa wielowieczna, nieśmiertelna, o potężnych mocach. Panna Isabelle jest ich potomkiem w równej połowie, co daje jej ich umiejętności, które pochodzą od matki, Perse.
- Masz coś o niej?
- Chwilkę.
Wpatrywała się w blat stołu, a w jej łowie ziała istna pustka. To kim ona wkońcu jest?
- Perse była przedstawicielką tej rasy. Odnosząc się do pozostałych dokumentacji, dysponowała zaawansowaną mocą telekinezy i manipulacji materią. Zabiegi, których doświadczyła panna O'Shea tylko pogłębiły jej zdolności i ogólną wydolność organizmu.
- Nawet jeśli nie byłabym eksperymentem, to i tak bym miała te moce? – spytała, czując jak coś utknęło w jej gardle.
- Na to wygląda. – westchnął Tony, trąc oczy. – Ile ty sama wiesz o matce?
- Nic. Ojciec zawsze ucinał temat, kiedy tylko zaczęłam pytać. – odparła. –Nigdy jej nie widziałam, nie mam nawet zdjęcia, teraz jestem chociaż pewna, żeżyje.
Nat westchnęła ciężko, opierając głowę o oparcie krzesła. Banner podszedł doszafki, wyciągnął z niej szklanki i butelkę alkoholu. Rozlał wszystkim popełnej i zaraz jedną zabrał, powracając do ekranu.
- Pokręcone to wszystko.
- Możemy kontynuować? – spytała. – został tylko jeden folder.
Kiedy tony go otworzył, ich oczom ukazała się tylko jedna miniaturka, nagranie. Ikona była cała czarna, nie zdradzając co może być zawartością. Jedynie jej tytuł nieco ich skołował.
- Miłosierdzie? – Rogers uniósł brew. Belle wstrzymała oddech, bojąc się tego, co miało nadejść.
Ekran powoli rozbłysnął, pokazując dużą, zdemolowaną halę, w której dzisiaj była. Czas nagrania miał miejsce znacznie później niż sam eksperyment, widać było to po lepszej jakości nagraniu. Zaczęła głęboko oddychać, kiedy obiektyw drgnął, coś zaszumiało, a do środka weszło pięciu mężczyzn razem ze Struckerem. Ustawili się w półkolu, baron na samym środku, a dwóch kolejnych wtaszczyło, chwytając pod pachami, jakiegoś człowieka z workiem na głowie. Rzucili go na ziemię, a ten się podniósł z trudem do klęku, mając splątane za plecami ręce.
- Widzisz, Eddie? Zawsze mówiłem, że cię znajdę.
Ktoś zerwał mężczyźnie worek z głowy. Jej ojciec, posiniaczony jak brzoskwinia, klęczał przed Struckerem, ledwo co utrzymując pion. Widziała tylko jego plecy, ale była pewna w stu procentach, kogo widzi.
- Wolfgang. Pozwól mi...
- A, a, a. – Strucker pomachał mu palcem przed oczami. – Pozwoliłem cimówić?
Podszedł do niego bliżej, a potem chwycił w garść włosy na czubku głowyblondyna, odciągając jego głowę w tył.
Łzy popłynęły jej po policzkach, kiedy zobaczyła co się dzieje. Podejrzewała również, jak miało się to skończyć.
- Tyle lat pracy, tyle wysiłku, tyle poświęceń, a ty jednym telefonikiem to wszystko zniszczyłeś. Co ja mam teraz zrobić, co? Wszystko przepadło. Dzięki tobie!
Puścił go, za to wyciągnął zza pazuchy pistolet i zdzielił blondyna w twarz, powalając go na ziemię. Wzdrygnęła się, kiedy usłyszała odgłos uderzenia i przyłożyła zaciśniętą pięść do ust.
- Zrobiłem to dla...ich dobra. – usłyszała jego łamiący się głos. Niekontrolowany szloch wyrwał się z jej ust, które zaczęły drżeć. – Nie pozwolę ci, żebyś je zabił.
- To już nie twoja decyzja, Eddie. – odparł Strucker i kopnął go z całej siły w żebra. Ponownie podskoczyła, wydając z siebie pisk, a jej ojciec na ekranie jęknął boleśnie. – A teraz, pozwolisz, że powiem ci parę ostatnich słów. Widzisz? Umrzesz tutaj, gdzie wszystko się zaczęło. – rzekł Strucker i wycelował broń w rannego na ziemi.
Poczuła się tak, jakby pierwszy strzał trafił ją, a nie ojca. Krew bryznęła zrany na wysokości żeber. Jej ojciec zaczął krzyczeć, a jej pękło właśnie serce.
Drugi strzał przeszył obojczyk, ale kula została w środku.
Ona podskakiwała za każdym głuchym hukiem, zupełnie ignorując resztę w salonie.
Strucker ponownie odbezpieczył rewolwer i wycelował w głowę Edwarda.
- Pozdrów ode mnie swoją córeczkę, zdrajco.
- Wyłącz to!
Po trzecim strzale, który trafił w skroń ojca słyszała już tylko pisk w uszach i zawroty w głowie. Nie mogła oderwać wzroku od ekranu, patrząc, jak Strucker wydaje ostatnie polecenia swoim podwładnym i wychodzi. Czterech, których pozostało, złapali ciało jej ojca pod pachy i przerzucili go kilka metrów dalej. Upadł tak, że patrzył prosto w kamerę. Mogła przysiąc, że się jeszcze uśmiechnął, kiedy zaczęli polewać go benzyną.
- Wyłącz to!
- Próbuję!
- Co za badziew!
Jego oczy błysnęły jeszcze przyjaźnie, a potem zmatowiały, by zaraz ponownie rozbłysnąć w tle gorejących płomieni.
Banner podszedł do ekranu i wyciągnął kable jednym, mocnym szarpnięciem.
Próbowała złapać oddech, ale nie mogła. Przed oczami miała tą halę, to miejsce, w którym stanęła, te kości, które podeptała przypadkiem... Podeptała resztki szkieletu jej ojca.
Sięgnęła ręką po szklankę przed nią, modląc się, żeby nie rozlać płynu na cokolwiek i kogokolwiek. Wypiła whisky jednym haustem, czując to nieprzyjemne pieczenie, a kiedy przypomniała sobie, że nie może się upić, znów uroniła kilka łez.
- Belle, odezwij się.
Złapała za butelkę i ponownie nalała sobie szklankę, znów wypijając ją na raz.
- Hej, hej, hej.
Ktoś wyjął jej szkło z ręki, a potem przykucnął przed nią. Zmartwione oczy Steve'a wbiły się w jej głowę, tak samo, jak pocisk wbił się w głowę jej ojca.
- Już po wszystkim. – uniósł się, widząc jej ogłupiałą minę i przytulił ją dosiebie.
- Jest w szoku?
- Po co się jeszcze pytasz?
Nagły atak złości chciał rozsadzić ją od środka. Naparła jednak spokojnie na pierś Rogersa, a potem podniosła się chwiejnie, ocierając łzy. Musiała być sama. Nie mogła teraz tu siedzieć i ich słuchać. Na nic były jej te idiotyczne pocieszenia.
Musiała zostać chociaż na moment sama.
- Belle!
Ruszyła do korytarza, podtrzymując się ścian. Czuła, jak wypity przed momentem alkohol i śniadanie zaczynają powoli torować sobie drogę do wyjścia, więc przyspieszyła kroku i wpadła do swojej sypialni, kierując się od razu do łazienki. Przechyliła się nad toaletą i zwymiotowała. Uderzyła lekko pięścią w deskę, a potem osunęła się na zimną ścianę. Wcisnęła się w kąt pokoju, zrzucając buty ze stóp, podciągnęła kolana do siebie i schowała głowę w ramionach.
Mówili, że zaginął podczas badań w Afryce.
Że nie mogli go znaleźć.
Nawet nie miała się z nim jak pożegnać, a tymczasem był od niej dwie godziny drogi. Martwy.
Oparła łokieć na kolanie, a czoło o nasadę dłoni. Smutek, złość i rozgoryczenie wzięły nad nią górę i teraz płacz był jedynym, co jej pozostało.
Nic nie widziała przez lecące cały czas łzy. Miała sobie za złe, że nie ruszyłago szukać, że cały czas tak się dobrze bawiła w lekarza i żołnierza, a on nawetnie miał godnego pochówku. Tęskniła za nim jak cholera i nawet nie miała jakpowiedzieć o tym swojej matce, która cholera wie gdzie była.
To nie tak powinno wyglądać. Nie tak powinna to zrobić.
Nagła złość zaczęła się kotłować w jej piersi.
Wieżę Avengers kilka sekund potem przeszył wrzask, pełen smutku, goryczy,złości i gniewu.

The Fifth Element || AVENGERS || 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz