22- Kolejne naginanie zasad.

40 5 2
                                    

- Zatrzymaj się albo otworzymy ogień! - krzyczeli pojedynczy strażnicy.

Ale Arianna ich nie słuchała. Biegła ile sił miała w nogach.

Nawet jak strzelą, to nie będzie to jakaś okropna strata, jeśli zdołają uratować Sallie. - pomyślała.

Była już bardzo blisko wyjścia. Kilka kroków ją zaledwie dzieliło od małej dziurki w murze, tuż pod paletą. Minuta by jej wystarczyła. Tyle jej właśnie zabrakło. 
Usłyszała wystrzał, a tuż po tym świst kuli tuż za nią. Jej noga stała się bezwładna, przez co upadła na ziemię. Złapała się za udo, gdzie czuła okropne mrowienie i poczuła ciecz. Krew. 
Nie czuła żadnego bólu, jedynie to, że jej noga była nie do użycia. 

Zauważyła również, że strażnicy biegną coraz szybciej w jej kierunku. Miała mało czasu. Wszystko wydawało się niczym spowolnione. Była za bardzo oszołomiona. Ale wtedy się zmusiła do rozejrzenia się. Dostrzegła, iż wystrzał popchnął ją lekko do przodu, przez co była dosłownie obok palety. 

Dziękuję święci. - pomodliła się w duchu. 

Wyjęła zza swojego pasa pistolet, który każdy posiadał od Fabioli i zaczęła strzelać w ich stronę. Od razu rzucili się za budynek lub się cofnęli. 

Nie dowiedzą się, którędy wyszłam. Nie wsypę innych. - pomyślała. 

Przerzuciła pistolet dziurą za mur i sama się mozolnie wyczołgała. Odwróciła się twarzą do budynku, dalej opierając się na łokciach i ręką przysunęła paletę jak najbliżej muru, by stał oparty i jednocześnie zasłaniając dziurę.

Podciągnęła się i zaczęła iść w stronę lasu, gdzie za  murem znajdowała się ciężarówka. Jej zdrowa noga niewyobrażalnie walczyła, zaś druga bezwładnie się za nią ciągnęła. Krew dalej się sączyła, a Aria zaczęła coraz gorzej widzieć. Wszystko zaczęło się jej rozmywać przed oczyma, czarne plamki również się pojawiły, aż doszło do tego, że miała wrażenie, że jest na jakiejś kolejce górskiej. Zawroty głowy dały o sobie znać. 

Jeszcze tylko trochę.. - starała się zmotywować.

Wtedy już poczuła jak źle jest. Nie była w stanie się utrzymać na własnych nogach, a jej umysł jakby niemalże się wyłączył. 

[***]

- Aria!

Tristan bez opamiętania biegł w jej stronę. Gdy zauważył, że czołga się w ich stronę, jego serce jakby złamało się na miliony kawałeczków. Przysięgał zarówno sobie jak i jej, że będzie ją chronił za wszelką cenę, a nie potrafił wybaczyć sobie tego, że nie było go przy niej w trakcie tej katastrofy. 

- Aria!

Krzyczał coraz głośniej i przeraźliwiej. Nie kontrolował tego. Nie kontrolował swoich myśli. Nie kontrolował swoich emocji. Teraz dla niego liczyła się tylko ona. 

- Aria!

Rzucił się na swoje kolana tuż obok niej, starając się wyczuć jej puls. Dotknął najpierw jej dłoni, ale nic tam nie wyczuł, więc przesunął swoje palce na jej szyję. 

- Bogu dzięki! - wykrzyczał, kiedy z jego oczu wyleciała pojedyncza łza. 

Wziął je na swoje ręce i dopiero wtedy zrozumiał co się stało. Wyczuł na jej prawym udzie dziurę i sączącą się krew. Wyczuł kawałek metalu. Kula dalej jest w jej ciele. 

- Pomocy!- krzyknął w stronę Giselle i Fabioli, które były tak zajęte misją, że nawet nie zauważyły jego zniknięcia.

- Połóż ją tutaj. - wsunęły sprzęt dalej, by zrobić miejsce na ciało Arianny. - Przechyl ją na bok. - rozkazywała Fabiola. Zsunęła swoim wzrokiem na ranę i z rozczarowanym wzrokiem spojrzała na nich. - Kula wstrzymuje krwotok. Jeśli się ją wyjmie lub odrobinę przesunie, naruszona już tętnica udowa rozerwie się niemal całkowicie, czym spowoduje krwotok i niemalże natychmiastową śmierć. 

- Ale krew się dalej sączy.. - zauważyła Giselle. 

- Krew nie przestanie lecieć, bo ona się sączy z innych rozgałęzień żył, ale ta z aorty nie ucieka.  

- Zabieram ją do szpitala. Wy lepiej zostańcie i dokończcie robotę zanim zjawi się tutaj Jeremy. 

- Nie ma takiej opcji. Jadę z tobą. - zaprotestowała Naema. 

- Ja muszę wejść do budynku pomóc JJ'owi, więc pamiętaj, że jednocześnie nie będę miała jak podjechać ciężarówką i wrzucić w obieg nagrania White. - zdenerwowała się Fabiola. Spojrzała na zegarek i natychmiastowo zbladła. Zdjęła z szyi Arianny mikrofon i wcisnęła go niemalże na siłę szatynce o ciemnym odcieniu skóry.  - Siedem minut. Nie ma czasu. 

- Ja jadę. Fabiola idziesz pomóc Joynerowi, a ty Giselle wrzucasz to cholerstwo do telewizji i radiów. - powiedział Tristan zabierając kluczyki od rudowłosej. Otworzył jak najszybciej auto i ostrożnie położył nieprzytomne ciało brunetki na tylne siedzenia. Gdy miał już odjeżdżać otworzył ponownie drzwi i krzyknął w stronę dziewcząt. - Pośpieszcie się. Mimo, że Avilii nie ma tutaj teraz obecnej, to nie możemy jej zawieść. 

Dziewczęta pokiwały głowami ze zrozumieniem i wraz z piskiem odjeżdżanego auta zabrały się do roboty. Giselle natychmiast wystartowała z wrzuceniem potrzebnych informacji do komputera, a później za pomocą transferu przekierowała dźwięk do mediów. Fabiola przebrała się w bardziej zręcznościową odzież i jak najszybciej ruszyła w stronę budynku. Zarzuciła na swoją głowę, skórzany brązowy kaptur, peleryny, którą miała na sobie i następnie przerzuciła linę na drugą stronę muru. Końcówkę liny przyczepiła do haku, który był zamontowany na furgonetce. Skinęła głową do kobiety i zaczęła się wspinać. Lina ta ma za zadanie pomóc jej zejść z kilu metrowego muru, a teraz wejście było nie lata wyzwanie. Podeszwa obuwia, które miała na sobie, zostało stworzone z gumy, przez co miała lepszą przyczepność. W zasadzie jej jedyną pomocą aby się wspiąć były lekkie ułamki w ogrodzeniu. Liczyła w duchu na to by zdołała się wczołgać, bo reszta pójdzie jak z płatka.

Doprawdy ledwo, aczkolwiek udało jej się dostać na szczyt kamienia. Rozejrzała się i nie była w stanie uwierzyć jak wysoki w rzeczywistości jest ten mur. Spojrzała na dół, ledwo powstrzymując zawroty głowy i zaczęła się przyglądać co się dzieje dookoła. Pierwszych zauważyła gromadkę policjantów, którzy zdezorientowani zaczęli szukać postrzelonej uciekinierki na jednej z przegród. Było to podwórko najmniej używane, ale najskuteczniejsze dla pacjentów. Najmniej okien, wyjście z piwnic, jedna mizerna stodoła, brama wyjazdowa i oczywiście paleta z ukrytym przejściem w murze. 
Przesunęła wzrokiem na drugą przegrodę, gdzie nie było nikogo - spacerniak wyglądał niczym odizolowany.
I wreszcie ostatnia przegroda już główna. Roneil miała na twarzy przyklejony sztuczny uśmiech i z nijaką zachętą odpowiadała na pytania przebierańców. Co chwilę drętwym wzrokiem spoglądała na zegarek i furtki do poszczególnych przegród, czy aby przypadkiem panienka Avila nie została schwytana i mogłaby już wrócić do ośrodka ze zwycięstwem wymalowanym na jej twarzy. 

Już niedługo, Roneil, to my zatriumfujemy nad twoją zgubą. - pomyślała ześlizgując się z liny tuż za szopkę. 

Zauważyła, że zostało dwóch strażników na warcie. Jeden przy furtce na spacerniak, zaś drugi przy drzwiach do piwnic. 

Tym gorzej dla was. - uśmiechnęła się pod nosem. 

Rzuciła się skocznym biegiem tuż w ich stronę, a oni bez chwili zwłoki przybiegli do niej. Miała przy sobie pistolet, ale uznała, że po co ma go używać skoro może się lepiej pobawić ze sztyletem. 
Stanęli naprzeciwko niej starając zadać jej ciosy, ale ona wślizgnęła się za nich, tuż pod ich rękoma, zacinając ostrzem ich łydki. Ból sprawił, że upadli na kolana, łapiąc się za obolałe miejsce. Fabiola zauważyła, że w jej stronę biegną wezwane posiłki, więc zablokowała wejście od patio i zajęła się strażnikami. 
Jednemu z nich zabrała klucze (najprawdopodobniej do większości pomieszczeń), zaś drugiemu krótkofalówkę. 

- Panowie, współpraca z wami to była czysta przyjemność. - dumna z siebie samej, w doskonałym humorze ruszyła w stronę drzwi. 

- Nie ujdzie Ci to na sucho. - odezwał się jeden z ochroniarzy. 

- Oh, nie liczę na to. Piekło się mną już bardzo dobrze zajmie. 

Podbiegła do mundurowego, który śmiał się odezwać i wbiła mu sztylet głęboko w klatkę piersiową. Starała się trafić w serce i była przekonana, że jej się to udało. Cały czas utrzymywała kontakt wzrokowy z ofiarą, aż zauważyła, że spóźnia się już dobre trzy minuty.
Zerknęła ukradkiem na drugiego, przerażonego mężczyznę i zrezygnowała z zabicia i jego. 
Pośpiesznym krokiem ruszyła w stronę drzwi i kiedy je otworzyła usłyszała szmer za sobą. Odwróciła głowę w tamtą stronę i dostrzegła, iż ochroniarz właśnie biegł w stronę furtki. Bez zastanowienia się wyjęła zza pasa sztylet i bardzo ostrożnie rzuciła nim w niego. Idealnie trafiła w sam środek czaszki. Mężczyzna odwrócił się i z przerażoną miną upadł na trawnik. 

Zrezygnowana Fabiola weszła mozolnie i ostrożnie do piwnic trzymając przed sobą broń wraz z latarką. Rozejrzała się dokładnie i weszła do pierwszego zagłębienia, po jej lewej stronie. Rozpoznała to miejsce, ale nic w nim nie było. Weszła i do prawego pomieszczenia, ale również nic tam nie zastała prócz pustki. Ostatecznie chcąc wejść do trzeciego zagłębienia, dostrzegła, że wylewa się stamtąd woda. Przykucnęła i w odbiciu rozpoznała JJ'a. 

- Lepiej się kamufluj. 

- A ty lepiej się nie spóźniaj. - prychnął przykładając do czoła Sallie mokrą ścierkę. - Mamy pięć minut do przyjazdu Giselle. 

- No to lepiej się pospieszcie. - odezwała się słabym głosem Reiner.

Wyglądała niemalże jak wrak człowieka. Wory pod oczami, były już szare. Oczy zmęczone, cały czas w pół zamknięte. Włosy posklejane, w połowie powypadane. Skóra cała brudna od wilgoci, brudu i potu. Usta wysuszone, całe popękane. Na sobie miała lekką halkę, którą tutaj pacjenci dostają jak bardzo źle się zachowują lub stracą wszystkie swoje przywileje. Widać było jej białą bieliznę, która teraz była już prawie, że żółta, gdyż halka była podwinięta na wysokość jej bioder. Jej nogi, dopiero były czymś tragicznym. Nie dość, że brudne, to skórę całą miała niemal na wierzchu. Rany były ogromne, a z bąbli widocznych na jej skórze sączyła się ciecz. Kolana były całe poobdzierane, tak samo jak stopy. O siniakach na jej praktycznie całym ciele, lepiej nie wspominać. Okropny odór jaki doskwierał blondynce, był nie do zniesienia. 
Ludziom mogło się zrobić przykro na jej widok, mogli przerazić się jej wyglądem, lub też zwymiotować z obrzydzenia. 
Wyglądała jak żywy trup, a mimo wszystko swój sarkastyczny humor dalej zachowała. 

Gdy podeszli do okienka, by dokładniej przyjrzeć się przyjazdowi Giselle, zamarli. Na całym podwórku roiło się od oficerów bewachty. 

- Roneil musiała już powiadomić swoich piesków. - stwierdziła Grane.

W ciszy obserwowali każde poczynania bewachty i z coraz cięższym sercem, musieli przyznać, że ten spokojny plan, teraz przyswoił im dużo kłopotów. 
Natychmiastowo się obrócili w stronę hałasu, który usłyszeli za sobą. 

- Walter! - krzyknął uradowany JJ i z twardym wzrokiem spojrzał na poczynania Fabioli, która dalej zawzięcie mierzyła w niego z rewolweru. 

- Kim jest ten przerośnięty dzieciak i co on tutaj robi? 

- Walter Retenko we własnej osobie, wiedźmo. 

- Możecie chociażby na chwilę uspokoić swoją chęć rozszarpania pierwszego lepszego człowieka i posłuchać z czym mamy doczynienia? - Jeremy powiedział to wszystko na jednym wdechu przesadnie gestykulując. Po ich skinieniach głowy, przeszedł do rzeczy. - Tuż za tymi drzwiami jest chmara bewachty, która nie ma żadnych skrupułów by nas zabrać do więzienia czy też nawet zabić, więc musimy działać wspólne. Ściągnąłem tutaj Walta, by nam pomógł właśnie w takiej sytuacji. 

- Nie ma ani chwili do stracenia. - ciągnął rudzielec. - Wy spróbujcie postawić jak najszybciej tą blondynkę na nogi, a ja odwrócę ich uwagę. 

Walter w tajemnicy podał jakąś zapakowaną rzecz Jeremy'emu i szybko się ulotnił. 

- Brawo, Joyner. Kolejne naginanie zasad. 

- Mówi to osoba, która kręci jakieś szemrane interesy z dziennikarzem Avilą i podaje się za kogoś kim nie jest. 

- Miałeś nikomu nie mówić! - wykrzyczała mu prosto w twarz celując w niego z broni. 

- Nikomu nie powiedziałem, Grane. - zaprotestował również wyciągając pistolet. - A tutaj nikt nas nie słyszy. 

Rudowłosa przewróciła oczyma i poszła do zagłębienia, gdzie zostawili ranną Sallie. 

- Zbieraj się, Reiner. 

Odpowiedziała jej cisza. Coraz bardziej zdenerwowana Fabiola podeszła do niej i dopiero wtedy zauważyła, iż usta blondynki są zamknięte, a klatka piersiowa się nie rusza. Odsunęła się do tyłu i z poważną miną tak stała. 

- Co ty robisz?! - krzyknął JJ, widząc zaistniałą sytuację. - Kurwa Grane, popierdoliło Cię? - wykrzykiwał tonę przekleństw, podczas reanimacji blondynki. - Dawaj, Reiner. - dalej nie ustępował wpompowując w jej usta powietrze i uciskając jej serce.

- Było blisko.. - wyszeptała kobieta o oceanicznych oczach biorąc głębokie wdechy. 

- Mam szczerą nadzieję, że reszcie idzie lepiej niż nam.. - ulga momentalnie wpłynęła na twarz Jeremy'ego obejmując lekko blondynkę. - Czas na nas. 


//Wasza Samoon//


Every Pieces Of SallieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz