28- Carlos Et Taresse.

37 3 2
                                    

Aria nie była do końca pewna swojej decyzji, ale postanowiła zaryzykować. Mimo wszystko jej ojciec tak czy siak by przejął majątek, a dzięki tej umowie, ona również ma szansę na przejęcie chociaż kilku pamiątek po Radinie.

- Przetłumaczyłam to swoimi słowami, więc nie przejmuj się widząc jakieś niezgodności. - przyznała oddając pergamin ojcu.

- Dobrze się spisałaś, Arianno. - ucałował ją w czoło, czym na ten gest zareagowała spinając się.

- Nigdy przedtem nie byłeś taki uprzejmy, ojcze. Co się zmieniło?

- Być może tak właśnie wpływa na mnie wiosna, a być może zauważyłem jak byłaś źle przeze mnie i matkę traktowana. Tylko święci to wiedzą.

Uśmiechnęła się promiennie i odwróciła wzrok. Czuła się przyjemnie, lecz to była dla niej zupełna nowość. Nie wiedziała jak zareagować na takie zbliżenie z jego strony. Niegdyś pamięta jak czytał jej opowiastki, które były własnością Radiny, ale było to niemal wieki temu, że już nie pamięta co ich tak oddaliło.

Wstała i odeszła powolnym krokiem do drzwi.

- Do zobaczenia, Christopher.

Wyszła z biura jej matki i skierowała się w stronę schodów, prowadzących na parter. Jednakże gdy tylko minęła, kilkoma krokami, drzwi od oddziału szpitalnego, coś w jej sercu zaczęło ją kłuć. Czuła niewyobrażalną nostalgię i chęć powrotu do srebrnego ostrza, które było złagodzeniem jej kłopotów. Ostatnio miała wrażenie jakby tylko się ślizgała po powierzchni życia - w ośrodku zaczynało być ciszej oraz spokojniej, zamieszek już niemal nie było, jej relacja z matką wygląda jak pacjentka z dyrektorką, więc nikt żadnych podejrzeń nie miał, z Sallie widywała się częściej, Tristan i inni mieli humor lepszy niż zazwyczaj, a z jej relacja z ojcem była wręcz wyborna. Więc dlaczego ciągle odczuwała niepokój? Wiosna to była jedyna pora roku, która budziła do życia nie tylko naturę, ale również i ją. Jej choroby psychiczne, nigdy nie znikały, ale wtedy wydawały się niczym ukryte, schowane w czeluściach jej serca i myśli, bywały wręcz nieobecne. Uśmiechała się częściej, niż miała to w zwyczaju, a przez większość poranków, miała siłę by wstać i zacząć żyć. Teraz, zaczynała tęsknić za tymi emocjami, które odczuwała wtedy, bo teraz siedząc zamknięta pod kluczem i wykonując każdy rozkaz Ellen, zaczynała się gubić na nowo i tym razem bała się, że będzie to trwało przez kolejny rok, aż nadejdzie kolejna wiosna. W jej myślach był harmider, a w sercu ciągła trwoga.
Na każdą jej rozterkę pomagała żyletka, ale teraz obiecała pewnej osobie, że tego nie zrobi i chciała dotrzymać słowa.
Stojąc tak na środku korytarza, walczyła z własnym rozsądkiem, czy pomóc swojemu roztarganemu sercu, czy dalej wytrwać, w tej ciągłej walce o swoje zdrowie.

I wtedy właśnie napotkała wzrokiem swoją kotwicę. Kogoś, kto trzyma ją kurczowo nad przepaścią i nie chce puścić.

- Hej, Śnieżka.

[***]

- Co o tym myślicie? - zapytała Giselle, wskazując palcem na mapę ośrodka.

- Wiesz.. - zaczęła Fabiola. - nie jest to najlepszy plan.

- Niby dlaczego? - odpowiedziała oburzona opierając dłoń na biodrze.

- Być może dlatego, że ja jak i Sallie jesteśmy pod stałą 'opieką' Ellen. - wtrąciła się Arianna. -Z resztą jest za duże ryzyko, że nas złapią. Nie możemy ryzykować.

- Co ona wam zrobiła? Jakieś pranie mózgu wam zafundowała, czy co do cholery? - powiedziała Grane, z zaciśniętymi brwiami, nie rozumiejąc zaistniałej sytuacji.

Every Pieces Of SallieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz