Rozdział 14: Pastés de nata

12 4 0
                                    

Scarlett POV

Usłyszałam dziewczęce głosy i poczułam, jak ktoś ściąga z mojej głowy worek. Spojrzałam w kierunek głosów.
- Chris? Via? Drew? Co wy, do cholery, robicie? - spytałam, siadając po turecku.
- Przecież obiecałyśmy ci coś ważnego. - powiedziała Via z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Co?
- Pamiętasz? W jaskini na misji? - wtrąciła Chris.
Zmarszczyłam brwi, próbując przypomnieć sobie szczegóły tamtejszej rozmowy.
- Eeee...nie pamiętam.
Via przewróciła oczami.
- Obiecałyśmy ci, że przygotujemy ciebie na randkę z Valdezem.
- Muszę? - jęknęłam.
- Tak - powiedziała śpiewnym głosem Chris.
Drew spojrzała na mnie badawczo.
- Czerwień. Zdecydowanie czerwień.
Przez drzwi weszły Amelia i Sabrina Harrison, bliźniaczki Afrodyty. Spojrzały na mnie z obrzydzeniem.
- Co jest z jej włosami? - spytała Amelia.
- Dzięki, wiesz? - wymamrotałam.
- W twoim przypadku to był komplement. - powiedziała Sabrina.
Drew złożyła ręce na piersi.
- Nieważne. Pójdźcie, weźcie od Braci Hood jej portfel i znajdźcie jej jakieś ubranie.
- Mój portfel jest u Hoodów? - powiedziałam, ale nikt mi nie odpowiedział.
- Dlaczego mamy to zrobić? - spytała Amelia.
- Bo ma randkę. - powiedziała Via
- Uuu, z kim?
- Z Valdezem.
- Coo?! - siostry wytrzeszczyły oczy.
- Wiemy, szok i tak dalej. Ale mamy...- Chris spojrzała na różowy zegar na ścianie. -...tylko 3 godziny.
- Dobra, idziemy. - po tych słowach bliźniaczki wybiegły z domku.
- Musimy się zająć jej włosami. Kiedy ty ostatnio myłaś włosy? - spytała Via.
Wzruszyłam ramionami.
- Chyba z... tydzień temu.
Chris popatrzyła na mój warkocz i zmarszczyła brwi.
- Rany! Jakie przetłuszczone.
- Zaraz zaraz... one nie mają być tłuste? Przecież wtedy się błyszczą. - powiedziałam, na co Drew pacnęła się dłonią czoło.
- Ona to głupia czy co? - wymamrotała.
- Musimy się spieszyć. - Via pociągnęła mnie do łazienki i kazała mi pochylić głowę nad wanną.
- Będzie zimno. - ostrzegła mnie.
- O co ci...
Po mojej głowie popłynęła lodowata woda. Syknęłam. Bolało. Rany po misji piekły.
Via nałożyła mi szampon na włosy dwa razy, po czym dała odżywkę na końcówki.
Po 20 minutach owinęła mi włosy w ręcznik i wyszłyśmy z łazienki.
Chris od razu mnie pociągnęła do krzesła i zepchnęła mnie na siedzenie. Zaczęła mi nakładać krem na twarz, który pachnął brzoskwiniami. Nie wytrzymałam.
- Co wy mi zrobicie? - spytałam.
- Upiększamy cię. Znaczy, już jesteś ładna, ale w takim stanie ciebie nie puścimy na randkę. - wyjaśniła Via, która wybierała kolor lakieru do paznokci z kilku propozycji od Drew. Tymczasem Chris zaczęła coraz mocniej mi wcierać krem w twarz. Wykrzywiłam twarz z bólu.
- Twarz prosta. - powiedziała szybko Christabel.
Po chwili smarowania mojej twarzy kremem wstała i poszła umyć ręce, podczas gdy Via malowała moje paznokcie na granatowy. Chris wróciła po minucie z suszarką w dłoniach. Zdjęła mi ręcznik z włosów i lekko wysuszyła moje włosy. Via skończyła mi malować paznokcie i zaczęła malować mi rzęsy. Były jak maszyny: latały po całej kabinie, robiąc po kilka rzeczy naraz. Przez drzwi weszły Amelia i Sabrina z kilkoma torbami. Sabrina rzuciła mój portfel obok mnie.
- Dzięki za przysługę. - uśmiechnęła się Chris, włączając lokówkę.
Amelia wzruszyła ramionami.
- Nie ma za co. Nareszcie miałyśmy wyzwanie, żeby kupić jej coś, co jej się spodoba i nie będzie z działu męskiego.
- Jeśli kupiłyście mi szpilki, to wracam na trening. - powiedziałam.
- Niestety, szpilek dobrych akurat nie było. - położyły torby z ubraniami na podłodze i pomogły Olivii nałożyć mi róż na policzki, podczas gdy Chris zrobiła mi loki i spięła mi górną część włosów w warkocza.
Przez ten cały czas musiałam siedzieć bez ruchu. Miałam nadzieję, że to się szybko skończy. Nienawidziłam siedzieć bezczynnie. ADHD doskwierało mi bardziej niż zwykle.
Sabrina już chciała mi zrobić kreski, ale potrząsnęłam głową w sprzeciwie.
- Nie. Absolutnie nie. Wystarczy mi naturalny makijaż, nie chcę wyglądać jakbym żyła w Sephorze.
Via podała mi torby i wepchnęła mnie do łazienki, żebym mogła się przebrać.
Spojrzałam do środka. Bliźniaczki kupiły mi czarne dżinsowe dzwony, czarny top na ramiączkach i zieloną koszulę w kratę na wierzch, a do tego wysokie czarne martensy. Może i był to strasznie zdzirowaty, modny outfit ale delikatnie uśmiechnęłam się pod nosem. W końcu było to lepsze niż sukienka i szpilki. Przebrałam się w nową odzież i wyszłam z łazienki.
Na mój widok Chris zaklaskała z ekstytacji.
- Pięknie! W tylko 3 godziny udało nam się ciebie upiększyć.
- I to jak - potwierdziła Drew. Po czym udając zemdlenie położyła głowę na ramieniu Olivii kładąc sobie rękę na czoło.
Westchnęłam z ulgą.
- Nareszcie. Te 3 godziny były męczarnią. - powiedziałam, idąc w stronę drzwi. - ja idę do mojego domku, żeby wyjaśnić Clarisse, dlaczego mnie nie było na treningu. Do widzenia. - po czym wyszłam.
- Powodzenia na randce! - zawołała Chris.
Wróciłam do domku i po wyjaśnieniu Clarisse o moim zniknięciu wyszłam z domku.
Na dworze już czekał na mnie Leo. Na mój widok jego oczy zabłysnęły szczęściem. Podbiegłam do jego i go mocno uścisnęłam. Pachnął cynamonem i benzyną.
- Cześć, księżniczko. Wyglądasz olśniewająco. - spojrzał na moje buty. - Chejron ci pozwolił pójść na zakupy?
- Dzieci Afrodyty mnie zaciągnęły do ich domku i przez 3 godziny zamiast treningu słuchałam ich jęków i sprzeczek czy wyglądam lepiej w czerwieni, czy w zieleni. - przewróciłam oczami żartobliwie, a Leo parsknął.
- Typowe dzieciaki Afrodyty. Gotowa?
Uśmiechnęłam się.
- Pewnie.
- Dobrze. Mam dla ciebie niespodziankę. Chodźmy. - chwycił moją dłoń i zaciągnął mnie do lasu. Zarumieniłam się. Jego dłoń była ciepła jak promyki słońca.
Szliśmy tak przez kilka minut cieniutką ścieżką, aż dotarliśmy do wejścia ciemnej jaskini. Leo zagwizdał dwa razy i z jamy wyłonił się stwór.
Zamarłam.
Był to ogromny na 5 metrów smok ze złotego metalu. Jego złota skóra odbijała się od pomarańczowego słońca.
Leon wystawił mu dłoń i smok otarł pysk o jego rękę z czułością.
- To jest Festus. Festusie, to jest Scarlett, ale mów jej Lottie. - spojrzał na mnie z ekstytacją. - Znalazłem go dawno temu i go trochę odnowiłem. Fajny?
- Fajny? On jest przecudowny! - pogłaskałam smoka po głowie. Smok wydał kilka zgrzytów z siebie, pocierając pysk o moją dłoń.
- Powiedział, że lubi cię. - przetłumaczył mi Leo, po czym ponownie złapał moją dłoń. Jego ręka była jak zwykle ciepła, jakbym siedziała przy kominku.
- Jesteś gotowa na przejażdżkę? - spytał z uśmieszkiem na twarzy.
Uśmiechnęłam się.
- Pewnie.
Leo pomógł mi wejść na grzbiet smoka, po czym usiadł przede mną i poklepał Festusa po szyi.
- Gotowy, mały?
Smok w odpowiedzi zgrzytnął, po czym wzniósł się w powietrze.
Pisnęłam i w pośpiechu, by nie spadnąć, złapałam Leo za talię. Poczułam, jak na twarzy wyskakuje mi rumieniec. Zawstydzona się uśmiechnęłam, patrząc w dół. Przytuliłam go mocniej. Nie wiem jak, ale poczułam, że on też się uśmiechał. Po chwili przyzwyczaiłam się do szybkiego podmuchu ciepłego wiatru.
Zaczęłam się śmiać z ekstytacji.
Pod nami leżał spokojnie odpoczywający obóz, za nami było błękitne morze, a przed nami - zachodzące słońce o kolorze fioletu, różu i złotego.
Było pięknie.
Magicznie jak z bajki.
- Ładnie jest, co nie? - spytał Leo.
- Jest cudownie. - uśmiechnęłam się. Poczułam, jak moje serce ociepliło się niczym otulone dziesiątkami koców. Przez ciało przeniósł mnie dreszcz ekstytacji. Oparłam głowę na karku Leona i poczułam, jak moje policzki się ponownie zarumieniły.
Nie mam pojęcia, ile lecieliśmy, ale czas upłynął szybciej, niż chciałam.
Wylądowaliśmy na polu truskawek. Leo pomógł mi zsiąść z Festusa. Dał mu kawałek metalu do schrupania, który wyjął z kieszeni, po czym smok wzbił się w powietrze i odleciał w stronę jego jaskini. Leo mnie odprowadził mnie przed mój domek. Uścisnął moją dłoń, po czym mnie pocałował w policzek.
- Dobranoc. - szepnął.
- Dobranoc. - odszepnęłam.
Weszłam do środka, zamknęłam drzwi i opadłam na łóżko, uśmiechając się i śmiejąc jak pijana.

Przeszłość pełna nieszczęśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz