𝟐

480 41 15
                                    

Poranki po takich nocach były naprawdę nieprzyjemne

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Poranki po takich nocach były naprawdę nieprzyjemne.

Nie chodziło tu jedynie o pulsującym niemiłosiernym bólem głowę, suche gardło czy uczucie rozbicia, które towarzyszyło Zhongli'emu za każdym razem, gdy jak gówniarz przesadzał z alkoholem jakiegokolwiek rodzaju. Klął na siebie, że jak rasowy idiota wlewał w siebie kolejne kieliszki wódki i zagryzał ten obrzydły, palący smak ogórkami kiszonymi podtykanymi mu pod nos, jak gdyby nie wiedząc, czym to się skończy. A finisz tego wypadu był tak przewidywalny, że aż było mu głupio i gdyby był ze dwa, może trzy tysiące lat młodszy, spaliłby się ze wstydu po spędzonej nocy z mężczyzną – co wcześniej się przecież nie zdarzało. Ale teraz było mu jedynie głupio, że schlał się jak szmata, niemalże do nieprzytomności i pamiętał tylko skrawkami zimne dłonie Ajaxa na swoich biodrach i jego mokre usta na swoich. Z trudem nakrył się po szyję grubym kocem, chcąc jak najszybciej znów zasnąć, by nie musieć o tym myśleć.

– Nie ściskaj mnie tak, bo się zerzygam – burknął z obrzydzeniem, gdy Tartaglia z czułością oplótł go ramieniem i próbował przyciągnąć do siebie.

Chłopak podniósł się do siadu i z politowaniem spoglądnął na bladą od bólu twarz bruneta.

– Przynieść ci michę? – zarzucił jakby nigdy nic.

– Jakbyś był tak miły.

Chwilę później rudy wciągał na nogi jakieś pierwsze lepsze spodnie, które znalazł w rozpadającej się komodzie. Trzasnął potem drzwiczkami od niej i słysząc poganiający pomruk Zhongli'ego, polazł do kuchni po jedną z głębszych misek, w której jego mama zawsze robiła sałatkę jarzynową na święta i kąpała Teucera za czasów, gdy był jeszcze małym gżdylem i się do niej mieścił. Ajax sam pamiętał, jak za małolata ta micha była jego deską ratunku po nocnych eskapadach z ówczesnymi znajomymi. Z pewną nostalgią podetknął ją pod nos nadal zachlanemu brunetowi, śmiejąc się z jego agonalnego stanu.

– Wyglądasz, jakby wyrzygał cię pies. – Zachichotał, wyciągając papierosy z kieszeni leżącej kurtki.

Bez pośpiechu uchylił też okno. Bruneta przeszyły ciarki, kiedy poczuł okropny, lodowaty wiatr na twarzy.

– Weź mnie nie wkurwiaj. Czuję się podobnie.

Na szczęście Zhongli'ego jeszcze nikt nie wrócił do domu, dlatego nie musiał obawiać się o ewentualne nagłe najście, stawiające kompletnie na nogi i bestialsko każąc zachowywać się normalnie. Bo chociaż poranki po takich nocach były nieprzyjemne, tak niosły ze sobą pewne urokliwe zamroczenie. Nieczęsto przecież miał sposobność leżeć spokojnie bez powodów do trosk, gdy powoli dochodziła godzina dwunasta, a jego jedynym problemem była pulsująca głowa. Nie słyszał szczebiocącej Hu Tao nad swoim uchem, nie gadała mu ile trumien trzeba przywieźć, ilu ludzi przygotować i od ilu odebrać pieniądze. Najgorzej jednak było, gdy to on chodził jak zasrany komornik po mieszkaniach i odbierał należną kwotę za pogrzeb od osób, które nie spieszyły się z zapłatą.

⟬✓⟭ Marazm ludzi wiecznych | Zhongli x TartagliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz