– Jak ty to robisz, że niczym się nie przejmujesz?
To był typ pytania, nad którym Zhongli zawsze milknął, na chwilę albo trochę dłużej.
Ajax miał to do siebie, że podchodził w pokrętny sposób do prostych spraw – tym samym do tych pokrętnych spraw podchodził z niemalże dziecięcą beztroską. Brunet kompletnie nie potrafił pojąć jego zachowania, dziwnego i niezrozumiałego, lecz nigdy o to nie dopytywał. Rzecz jasna miał swoje prywatne domysły, czemu Tartaglia skończył między innymi jako Harbinger, ale przez fakt, iż Zhongli nie był dłużej archonem i odrzucił tytuł obrońcy Liyue, puszczał tę informację mimo uszu – chociaż codziennie słyszał o kolejnych bydlackich incydentach, jak ludzie narzekali i lamentowali, to się nie odzywał. Starał się nie zwracać na to uwagi.
Nie był głupi.
Ajax nie był dla niego pracownikiem Fatui, a pogubionym, młodym chłopakiem wywodzącym się z biedującej i chłodnej, nadmorskiej mieściny. Ajax był dla niego jak zapach kawy o poranku, orzeźwiający i słodki, choć też z nutą goryczy. Był jak ten śnieg, co spadał mu na twarz, topiąc się chwilę później. Jak bystre słońce odbijające się od kolorowych witraży.
Mężczyzna westchnął smutno, a złotymi oczyma spojrzał z żalem na wpół śpiącego Tartaglię, bawiącego się rąbkiem jego koszulki.
Ajax, jak każdy człowiek, był istotą ulotną. Chwilową. Niestałą. I istotą z niesamowitą potrzebą dążenia do nieistniejącej doskonałości, której nigdy nie będzie dane im posmakować. Tę ideę ludzie pielęgnują w swoich głowach, by mieć cel do...istnienia? Życia? By wytłumaczyć sobie powód swojej egzystencji? Zhongli zastanawiał się nad tym nie raz. Wszelakie wywody kończyły się w ślepych zaułkach, bez odpowiedzi, zapomniane. Być może ludzie mają zbyt mało czasu, by zrozumieć, że idealność nie istnieje? Że nie ma czegoś takiego jak ideał? Że wszelakie problemy rozpadają się z wiatrem czasu, zmieniają postać i pokazują się znowu? Głupota. Całokształt życia opiera się na irracjonalnych, bezsensownych zasadach, które strach zmienić – bo to, co nieznane, przeraża.
– To nie tak, że niczym się nie przejmuję – powiedział do niego miękko, palcami delikatnie przejeżdżając mu po rozgrzanym karku. – Nauczyłem się ignorować rzeczy, na które nie mam wpływu, na które nic nie mogę poradzić, mimo moich najszczerszych chęci. Nie wszystko da się rozwiązać albo naprawić – oznajmił z pewnym zawiedzeniem, a Ajax wtulił twarz w puchaty dywan, na którym oboje leżeli. – Sam nie wiem, ile lat już żyję i ile wieków mam za sobą. Przestałem liczyć.
– Czemu? – spytał cicho, jakby jego pytanie było niepotrzebnym wtrąceniem.
– Bo kiedy zdałem sobie sprawę, ile czasu zmarnowałem na nieważne rzeczy...to – tu urwał i wstrzymał się z odpowiedzią – ...to sam nie wiem, co. Przynajmniej nie wiem jak mam ubrać to w słowa. Byłem zawiedziony, to na pewno.
CZYTASZ
⟬✓⟭ Marazm ludzi wiecznych | Zhongli x Tartaglia
FanfictionAjax na wiosnę zmuszony był powrócić na pewien czas do swojego rodzinnego miasta, ku swojemu niezadowoleniu, oczywiście. Nie uśmiechało mu się bowiem wrócić do zimnej, pokrytej wiecznym śniegiem Shneznayi, gdy mógł wylegiwać się na zielonych polach...