Pobudka księżniczko [10]

321 16 3
                                    

Otworzyłam drzwi i pewnym krokiem weszłam do środka. Od razu czuć było woń przyprawionego kurczaka i prawdopodobnie truskawkowego kompotu. Jezu, już od dawna nie czułam zapachu jedzenia, wchodząc do domu. Zawsze to ja przyrządzałam posiłki, ewentualnie śniadania robiła mama, kiedy była trzeźwa. Od razu zdjęłam buty i podeszłam do stołu.

- O jesteś już, akurat kurczak jest gotowy, siadaj. - powiedział Evan, kładąc talerze na stół.

- Diego, Jacob! Chodźcie na dół ! - krzyknął w stronę schodów.

Jezus, Diego jest w domu. Czyli to oznacza, że będę go widzieć. Czyli to oznacza, że będę go widzieć przez najbliższe dwa miesiące. Czyli to oznacza, że właśnie zaczynam panikować. Czemu ja się w ogóle denerwuję? To tylko chwilowa przeprowadzka, będzie dobrze.

Po chwili zza ściany wyłonił się Jacob, a za nim Diego, sarkastycznie się do mnie uśmiechając. Oboje zajęli miejsca przy stole i wszyscy wzięliśmy się za jedzenie. Atmosfera była lekko napięta bo nikt nic nie mówił, a ja sama bałam się odezwać pierwsza.

- To co, Layla jutro do szkoły? - odezwał się w końcu wujek, dopijając kompot.

- No niestety - odpowiedziałam

- Masz jak tam dotrzeć, czy cię odwieźć rano? - spytał

- Ja ją odwiozę, mamy na tą samą godzinę - zwrócił się do mnie Diego, a ja poczułam jak żółć podchodzi mi do gardła.

Skąd on wiedział do cholery na którą mam jutro do szkoły i na chuj przepraszam bardzo zaproponował podwózkę, próbuje odkupić winy za dosypanie mi gówna do picia, czy co?

- To bardzo miło z twojej strony synu, zabierzesz też Jacoba? - zasugerował Evan, uśmiechając się

Pomocy.

- Pojadę rowerem. - rzucił szybko Jacob, tym samym nie dając chłopakowi prawa do głosu.

Cóż przynajmniej nie tylko ja nie lubię Diega, może zyskam w bracie sojusznika i wspólnie stąd uciekniemy. Na szczęście on nie chodzi do tej samej szkoły co ja, więc mogę uniknąć krępujących zaczepek z jego strony.  W końcu nie wiadomo do czego jest zdolny i wcale nie zdziwiłabym się gdyby z zimną krwią podciął by mi w tym momencie gardło.

Reszta kolacji przebiegła w nieco lepszej atmosferze, ponieważ gadaliśmy głównie o nowo otwartych restauracjach, szkole i ogólnym samopoczuciu. No cóż, nie na długo było tak szczęśliwie, po tym jak wujek Evan na chwilę poszedł po coś do sypialni, a pewien zbyt pewny siebie chłopak postanowił się odezwać.

- Wiecie, że wasza mama nie przestanie brać bo nie ma dla kogo? Gdyby miała przy sobie Kayla, od razu by się opanowała. Ale, że zostaliście tylko wy, to nie ma nawet co ratować. Obstawiam, że nigdy już tu nie wróci i wyjechała, żeby nie truć wam życia i umrzeć w spokoju.

Diego wypowiedział te słowa jakby nigdy nic. Ani razu nie oderwał od nas wzroku. Cały czas patrzył nam głęboko w oczy, a przy tym jeszcze lekko drgnął kącikiem ust na znak triumfu. Poczułam jak fala gorąca zalewa mnie od stóp do głów. Przez moment ledwo co złapałam powietrze. Tu nawet nie chodzi o wspominanie o naszej mamie, tylko o tacie. Nigdy o nim nie rozmawiamy bo jest to dla nas zbyt bolesne. Poczułam, że muszę jakoś na to odpowiedzieć, ale Jacob mnie wyprzedził, rzucając widelcem o stół.

- Posłuchaj ty mnie lepiej, nadęty chuju. Możesz sobie mówić do nas co chcesz, możesz nas wyzywać, śmiać się, cokolwiek. Mi to kurwa wisi. Ale nikt nie ma prawa – szczególnie ty, mówić nam o naszym tacie. Jeszcze raz wypowiesz jego imię i wspomnisz o jego śmierci, kupie specjalnie przystosowaną rozmiarowo piłę mechaniczną i rozpierdolę ci ten twój pusty dekiel, razem z niezamykającą się gębą. Dotarło, czy mam kurwa powtórzyć?! - Jacob niemal krzyknął na cały dom, a jego echo rozniosło się po pomieszczeniu

Lost in your soulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz