♡Rozdział 6 ♡

29 3 9
                                    

Właśnie wychodziłam z łazienki, która była w mojej sali, po porannej toalecie i wypłakaniu litra łez, kiedy drzwi do mojej sali się otworzyły. Z uśmiechem na twarzy podeszłam do roztrzęsionej mamy i taty.

- Mamo! Tato! Jak dobrze was widzieć- powiedziałam i przytuliłam się do nich.

- Córeczko, nic Ci nie jest? Luke powiedział co się stało. To straszne. Dopilnuję, aby ten kto Ci to zrobił trafił do więzienia!- powiedziała moja mama, Grace.

- Kochanie może usiądziemy?- zaproponował mój tata, Andrew.- Chyba nie chcemy, aby wszyscy w szpitalu dowiedzieli się co się stało Rose. Zwłaszcza, że stoimy przy otwartych drzwiach.

- Masz rację, usiądźmy- powiedziała kobieta, po czym skierowała się w stronę łóżka i usiadła na krzesełku. Ja oraz tata podążyliśmy za nią, ale tata usiadł na łóżku, a ja się na nim położyłam. Na łóżku, nie na tacie.

- Opowiadajcie jak tam w pracy. Podobno gdzieś wylecieliście- zaczęłam luźniejszą rozmowę. Nie chcę rozmawiać o tym co mi się stało. To wspomnienie boli.

- Zdobyliśmy nowe dowody w sprawie zaginięcia Betty Loren. Wiesz, tej o której Ci opowiadałam.- moi rodzice pracują w policji i bardzo lubią swoją prace. Ostatnio została im przydzielona sprawa zaginięcia pewnej 20-latki.- Miała jakąś rodzinę w Madrycie, więc postanowiliśmy z nimi pogadać, ale kiedy to robiliśmy zadzwoniłaś ty. A raczej nie ty, bo jakąś godzinę później, jak już skończyliśmy, zadzwonił Luke mówiący o tym, że leżysz w szpitalu. Przestraszyłam się, więc poprosiłam Andrewa, aby zarezerwował pierwszy lot, ale został on opóźniony przez brzydką pogodę. Tak się martwiłam- powiedziała mama, a następnie przytuliła mnie. Odwzajemniłam uścisk.

- Grupowy przytulas!- krzyknął mój tata, który również się do nas przytulił.

- Jednak zrezygnujemy z tego śledztwa. Będę musiała dostać sprawę mojej córki. Osobiście wszystkiego dopilnuję.- kontynuowała swoją wypowiedź mama, odrywając się ode mnie.

- Wszystko co pamiętam, przekazałam już policji. Ale nie rozmawiajmy teraz o tym. Może...- moją chwilę zastanowienia przerwał Josh wchodzący do sali. Prawdopodobnie nie zauważył, że mam gości, ponieważ patrzył na coś w swoim laptopie, którego trzymał.

- Nie uwierzysz co znalazłem! Spadniesz z łóżka jak Ci to pokarze!- wykrzyknął i dopiero spojrzał się w moją stronę. Jego mina, kiedy zobaczył, że przyszli moi rodzice była bezcenna. Aż parsknęłam śmiechem.- To może ja pokarzę Ci to później- powiedział zakłopotany, wycofując się z sali.- Do widzenia, państwo Evans. Na razie, Rose- odwrócił się na pięcie i wyszedł zamykając drzwi.

Nie mogłam powstrzymać śmiechu. To jego zakłopotanie było śmieszne i zarazem słodkie.

- Kto to był?- spytała się mama z błyskiem w oku.- Czy to Twój chłopak?

- Nie, to Josh. To on zadzwonił po pogotowie, po tym jak znalazł mnie leżącą na ziemi. Zaprzyjaźniliśmy się i teraz codziennie tutaj przychodzi. Dodatkowo chodzi do mojej klasy!- wytłumaczyłam.

- Czy nie uważasz, że takie szybkie ufanie komuś jest złe?- powiedział mój tata.

Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam. Tak szczerze to wydaję mi się, że zaufałam Joshowi, ponieważ... sama nie wiem. Może jak wyjdę ze szpitala to będzie inaczej? Będzie mi ciężej komuś zaufać. W szpitalu czuję się bezpiecznie. Może to przez to, że w tym szpitalu leżała, również moja mama, kiedy zmagała się z rakiem płuc. Oczywiście przezwyciężyła z chorobą, więc może uważam, że tutaj nie stanie się nic złego?

- Sama nie wiem. To nie zależy ode mnie. Po prostu, albo komuś ufam, albo nie- odpowiedziałam.

- Dobrze, w takim razie my Ci już nie przeszkadzamy i zaprosimy Josha do Ciebie. Przyjdziemy jeszcze dzisiaj. Do zobaczenia, Rose- powiedziała rodzicielka.

- Papa.

Chwilę po tym jak rodzice wyszli z sali, przyszedł Josh, nadal trzymając laptopa.

- Tak bardzo Cię przepraszam! Nie wiedziałem, że masz gości- zaczął się tłumaczyć, kiedy szedł w moją stronę.

- Nie przejmuj się, nic się nie stało.

- To dobrze. W takim razie muszę Ci pokazać co znalazłem!- odwrócił laptop w moją stronę.

Było tam pokazane zdjęcie jakiejś sukienki. Była ona do ziemi w kolorze jasnego fioletu, bardziej fiołkowego, o kroju księżniczki. Nie miała ramiączek i gorset miała pokryty cekinami. Dół sukni był zrobiony z tiulu, a część oddzielająca górę od dołu była zrobiona z białych diamencików (aut. jeśli ktoś nie umie sobie wyobrazić to jest to sukienka w mediach). Była przepiękna... i okropnie droga.

- Ładna! Dla kogo?- zapytałam.

- Dla Ciebie, głupolu. Będzie Ci pasować. Pofalujesz włosy, Amelie zrobi Ci makijaż, damy Ci jakieś dodatki i pójdziesz tak na bal. Będziesz najładniejsza z całej szkoły!- powiedział, a ja zrobiłam duże oczy.

- Dla mnie?! Jest za droga! Powinieneś kupić ją swojej siostrze.

- Trudno. Już Ci ją kupiłem. A Vicky ma już kupioną inną, więc nie musisz się martwić.

- Nie będziesz mi kupował takich drogich ubrań! Nazbieram odpowiednią kwotę i Ci oddam. Ile tam było?- zapytałam.

- Przestań. Chciałem Ci kupić to kupiłem. Nie przyjmę od Ciebie żadnych pieniędzy. Rozumiesz? Nic masz mi nie dawać- trzeba przyznać, że Josh był uparty. 

Ściągnęłam brwi, ale w końcu uległam.

- Niech Ci będzie. To ja Ci kupię koszulę!

- Przykro mi, ale już mam.

- To trudno, ale i tak mam u Ciebie dług.

Przegadaliśmy tak większość dnia. Wieczorem przyszli rodzice i postanowili porozmawiać z Joshem. Nie wiem o czym rozmawiali, bo mama zamknęła mnie w łazience. Oczywiście, próbowałam coś podsłuchać, ale mówili szeptem. Jedyne co udało mi się usłyszeć to ich śmiechy albo krztuszenie się Josha. Pewnie zadali mu strasznie osobiste pytanie. Wypuścili mnie, kiedy Josha już nie było. Nawet się z nim nie pożegnałam. Amelie dzisiaj nie przyszła, co mnie zasmuciło. Na szczęście już jutro wychodzę, więc w poniedziałek wracam do szkoły. Wreszcie nie będę usiała słuchać tylko opowieści z tego miejsca.

Po naszykowaniu się do spania, poszłam do łóżka szpitalnego i się położyłam. Po krótkiej chwili oddałam się w objęcia Morfeusza.

==============

Hej,

Przychodzę z nowym rozdziałem! Wiem, że jest krótszy, ale postanowiłam, że wstawie jeszcze jeden rozdział przed świętami (jeśli nie przed to w trakcie) jako prezent świąteczny. Nie będę robić żadnego maratonu, bo wiem, że nie dam rady. Moja wena lubi chodzić na długie spacery, a moja leniwość nie przekonuje mnie do odpalenia laptopa. Ale teraz będą zdalne, więc więcej czasu będę spędzała nad laptopem, co za tym idzie-prawdopodobnie będę pisać. Więc... Do zobaczenia niebawem! 

Wika <3

Red LinesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz