Rozdział 18

378 22 20
                                    

Już kilka dni później staliśmy na wielkim polu, nieopodal domu. Właśnie tutaj wylądował Happy, który miał lecieć ze mną do Europy. Byłam mu za to wdzięczna, bo choć miałam nieco inne plany na dotarcie do Europy, to właśnie on oznajmił, że mnie tam zawiezie.

Aktualnie stałam tuż przed Pepper i Morgan. Mimo że żegnaliśmy się tylko na dwa, trzy, może cztery tygodnie - nie wiedziałam, na ile dokładnie tam lecę - to jednak było to dość dziwne uczucie. Ostatnim razem nie zdążyłam pożegnać się z kobietą twarzą w twarz. Z resztą, wtedy nikt nie zdawał sobie sprawy, że nie wrócimy.

- Będę dzwonić. - powiedziałam, powstrzymując łzy cisnące się do oczu. Nie lubiłam pożegnań, aczkolwiek niepożegnanie się z kobietą, która w jakimś sensie była odpowiedzialna za moje wychowanie, było niestosowne.

- My też, kochanie. - odparła Pepper, trzymając moje dłonie w swoich. Zaraz złapała moją twarz i pocałowała w głowę. Było to niesamowite uczucie. - Uważaj tam na siebie. - powiedziała, patrząc w moje oczy.

- Obiecuję. - oznajmiłam, uśmiechając się delikatnie. Chwilę później spojrzałam na stojącą obok Morgan i od razu kucnęłam, by być z nią na równi. - Do zobaczenia, mała.

- Paaa.

Dziewczynka uściskała mnie mocno, po czym wróciła do swojej mamy. Uśmiechnęłam się do nich lekko i podeszłam do Petera, który specjalnie nie poszedł dzisiaj do szkoły, by się ze mną pożegnać. Było to naprawdę miłe z jego strony. Zdawałam sobie sprawę, że nie chciał bym wyjechała bez pożegnania się z nim.

- Zadzwonię, jak tylko dolecimy na miejsce. - zadeklarowałam, łapiąc go za dłonie. Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się delikatnie, choć w jego brązowych tęczówkach dostrzegłam smutek.

- Trzymam za słowo. - powiedział cicho, po czym nagle przyciągnął mnie do swojej piersi. Objęłam go mocno, wtulając się w jego ciepłe ciało. Wiedziałam, że będzie mi tego brakować. - Będę tęsknić. - wyszeptał w moje włosy. Przymknęłam bardziej oczy, by łzy nie wydostały się na zewnątrz.

- Ja też. Bardzo. - odparłam cichutko, odsuwając się, by spojrzeć mu w oczy. Zaraz złapałam jego twarz w swoje dłonie. Wyglądał uroczo. I właśnie takiego go kochałam najbardziej. - Kocham cię.

- A ja ciebie.

Patrzyliśmy na siebie nawzajem przez długie minuty. Żadne z nas nie ruszyło się nawet o krok. Ciężko było się z nim żegnać, nie byłam w stanie od niego odejść. Przeżyliśmy już tyle razem, każdy dzień bez widzenia się z nim - czy to na żywo, czy na ekranie telefonu - był dniem straconym.

- Już czas, Stella. - oznajmił Happy, zjawiając się tuż obok. Przeniosłam na niego wzrok, posyłając w jego stronę ciut smutny uśmiech.

- Idę. - powiedziałam, a on odszedł do Pepper i Morgan. A ja znów spojrzałam na Petera i odsunęłam się od niego, choć to było cholernie trudne. - Do zobaczenia. I nie wpakuj się w kłopoty, Parker.

- Ty tak samo, Stark. - odparł ze śmiechem, który chwilę później znikł.

Podeszłam do niego prędko i pocałowałam po raz ostatni przed wylotem. Po tym odwróciłam się, kierując do samolotu. Nie odwracałam się, bo wiedziałam, że jeśli to zrobię, to nigdy nie wyjadę. A zależało mi na tym wyjeździe.

- Gotowa do drogi? - zapytał mężczyzna, kiedy tylko się koło niego zjawiłam. Uśmiechnęłam się do niego słabo, choć szczerze.

- Przygotowana jestem już od dawna. - odparłam zgodnie z prawdą. Byłam gotowa już od jakiegoś czasu, nie tylko fizycznie, ale psychicznie. Dzięki temu wyjazdowi miałam w końcu choć trochę zapomnieć o jego śmierci i zacząć wszystko od nowa. - Możemy ruszać.

- Wsiadaj.

Happy wskazał na kilka schodków przed nami, na które chwilę później posłusznie weszłam. Biłam się sama ze sobą, czy się odwrócić i ostatecznie spojrzałam na Pepper, Morgan i Petera, którzy stali koło siebie, machając w moim kierunku. Odwzajemniłam ich gest, a następnie zniknęłam z ich pola widzenia, wchodząc na pokład samolotu.

~*~

- Co tak milczysz? - odezwał się Happy jakoś po godzinnym locie w ciszy. Westchnęłam cicho i spojrzałam na niego przelotnie. Zdawałam sobie sprawę, że mógł się czuć dziwnie, że nie rozmawiałam, co zawsze robiłam w jego obecności.

- Nie mam ochoty jakoś rozmawiać. - odpowiedziałam cicho, obejmując się ramionami. Oparłam głowę o zagłówek fotela, w którym siedziałam, i przymknęłam na moment oczy.

- Rozumiem. - przytaknął mężczyzna, a ja mogłabym przysiąc, że pokiwał głową, że rozumie. - Ale jeśli będziesz gadać, to nie będziesz tak bardzo o nim myśleć. Mówię ci. - dodał niemalże od razu. Przekręciłam głowę i spojrzałam na niego.

- Może masz rację.

Wzięłam telefon do ręki i sprawdziłam godzinę, a także czy ktoś do mnie nie dzwonił. Nie miałam żadnych nieodebranych połączeń ani nieodczytanych wiadomości. Nic.

Zerknęłam na Happy'ego, który skupiony wpatrywał się w widok przed sobą. Jego twarz nie wyrażała nic, żadnej oznaki, że czuł się źle ze śmiercią swojego przyjaciela. Nic nie mówiło, że tęsknił, że mu go brakowało.

Prędko odwróciłam wzrok i spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Było tam zdjęcie mnie i taty. Znów coś ścisnęło mnie w sercu, znów poczułam tą nieprzyjemną pustkę. Pokręciłam głową, by odgonić od siebie wspomnienia, które ponownie chciały nawiedzić moją głowę.

W tym wszystkim był również Happy. Zawsze był, czy to ze mną, czy z tatą. Od zawsze był w naszej rodzinie i nie dało się temu zaprzeczyć. Zawdzięczałam mu naprawdę wiele.

- Dziękuję, że jesteś. Że w ogóle zgodziłeś się zawieźć mnie do Europy. Nie musiałeś. - wypaliłam, odwracając się w jego kierunku. Mężczyzna zerknął na mnie, lecz prędko wrócił wzrokiem przed siebie, uśmiechając się delikatnie.

- Musiałem. Jestem to winny twojemu ojcu, był moim przyjacielem. A ty i Morgan jesteście dla mnie, jak bratanice.

- Miło, że tak nas traktujesz. Dziękuję. - odparłam, sama uśmiechając się lekko. Zrobiło mi się niezmiernie miło na sercu, zawsze traktowałam go, jak kogoś więcej, niż zwykłego kierowcę, czy ochroniarza. Był tym dobrym wujkiem, który nie kupował drogich prezentów przy każdej okazji, a potrafił doradzić i pomóc, jeśli była taka potrzeba.

Na pokładzie znów zapanowała cisza, jednak nie trwała ona długo. Happy miał zupełnie inny plan na ten lot, wiedziałam, że zamierzał prowadzić ze mną chociażby bezsensowną rozmowę o pogodzie, byleby tylko odciągnąć moje myśli o tacie.

- A gdzie ogólnie lecimy? Bo do Europy, to wiem. Ale jakie państwo preferujesz? - zapytał, wciskając jakieś guziki na panelu. Podziwiałam go, że potrafił to wszystko obsługiwać.

- Zastanawiałam się nad Polską. Podobno jest tam ładnie. - odpowiedziałam natychmiast, przypominając sobie te wszystkie zdjęcia i ciekawostki na temat Polski, które czytałam i widziałam w internecie. - Z resztą, zawsze chciałam zobaczyć, jak to jest rozmawiać w innym języku. A w Europie można to doskonale zauważyć.

- Widzę, że masz plany, co? - zaśmiał się.

- Chcę pozwiedzać, a przy okazji odpocząć od Nowego Jorku, czy od naszego domu w Georgii. Tam wszystko mi o nim przypomina. - przyznałam, znów obejmując swoje ciało ramionami. Nie zamierzałam płakać, ale i tak w oczach pojawiły mi się łzy. - Kocham go. - wyszeptałam, patrząc na niego przez tak bardzo niechciane łzy.

- Będzie dobrze, Stella. Musi być. - odparł cicho, a na jego twarzy pojawił się cień smutku. Westchnęłam cicho, patrząc na niebo przed sobą. Było tak niebieskie, bez żadnej chmurki, nawet słońce nie raziło w oczy. Było idealnie.

- Bo Stark zawsze da sobie radę. - powiedziałam cicho, jednak mężczyzna nijak to skomentował. Ale i tak wiedziałam, że przyznawał mi rację w tej kwestii.

Stark nigdy nie umiera. Jest legendą.

Inna niż wszystkie 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz