Niczym cichy wiatr przemierzał Nowy Jork, kiedy kierował się na targi nieopodal Brooklynu. Nikt mu nie towarzyszył. W sumie tak było lepiej, bezpieczniej dla niego i wszystkich naokoło. Po wszystkich wydarzeniach, które męczyły jego głowę, w końcu był chociaż w jakimś stopniu wolny i zdołał powrócić do miejsca ze swojego dzieciństwa. Nareszcie mógł oficjalnie powiedzieć sobie, że zaczął nowe życie. Takie, którym już nie kierowały duchy przeszłości...
Poprawił rękawiczkę mieszając się w tłum kupujących. Wsadził ręce do kieszeni i powolnie, bez pośpiechu szedł wraz z prądem przechodniów przez pasy na jezdni. Nie spieszył się. Już nie miał gdzie. W końcu mógł zwolnić, już nie musiał uciekać.
Podszedł do jednego ze stoisk, gdzie wystawione były przeważnie warzywa oraz owoce. Obejrzał śliwki, które przykuły jego uwagę. Faktem było, że sezon na nie zakończył się, więc było wiele szans, że trafi na niezbyt smaczne, wręcz będące jedynie pozostałą, marną resztką zbiorów, które juz dawno minęły.Zaryzykował jednak biorąc pół siatki. Podał do zważenia owoce. Czekając na paragon rozejrzał się wokoło. Dzień, jak każdy inny... Mnóstwo przechodniów przemierzało w swoich kierunkach chodnikiem, część zaś rozmawiała przy porannej kawie ze swoimi partnerami, przyjaciółmi, dość sporo ludzi stało przy stoiskach... Nic nie zapowiadało się źle. Było spokojnie. Dla niego nawet odrobinę zbyt spokojnie... Przez chwilę wręcz miał wrażenie, że ktoś stoi w tym tłumie i spogląda w jego stronę. Był przeczulony na tym punkcie. Wiedział, kiedy dokładnie ktoś obserwował każdy jego ruch. Tak właśnie było przez wiele lat... Spojrzał marszcząc brwi w tłum. I kiedy zdawało się, że zauważył swojego obserwatora, wyrwała go z poszukiwań ekspedientka.
— Proszę pana? – zapytała uprzejmie przechylając głowę. Była miłą, spokojną kobietą, którą on doskonale kojarzył z jej opanowania i życzliwości do klienta. Nie, żeby to właśnie dla niej tak często zaglądał na targ, robiąc sobie półtoragodzinny spacer. — Wszystko dobrze?
Zazwyczaj próbował rozwinąć rozmowę. W końcu przecież już tak wiele razy udało mu się do niej zagadać, nie wspominając o chwilach, kiedy robił kolejne, pewniejsze kroki naprzód. Tego dnia miał po raz pierwszy zaprosić ją na kawę, porozmawiać dłużej, tamując ruch przy straganie. Najwyraźniej świat miał co do tego znacznie inne plany...
— Tak — uciął krótko podając jej losowy banknot. — Reszty nie trzeba.
Nawet nie zauważył, że studolarówka trafiła w ręce pozytywnie zaskoczonej kobiety. Trzymała ją w dłoniach, jakby co najmniej znalazła się w posiadaniu absurdalnej nagrody, co do wielkości jej wysiłków. Spojrzała jeszcze w kierunku odchodzącego mężczyzny, po czym wzruszyła ramionami chowając pieniądze do kasy.On zaś wolał ulotnić się w cień, aby nie sprowadzać na siebie niepotrzebnych kłopotów... Zawsze tak robił, tak został zresztą nauczony. By znikać, kiedy tylko czyjś wzrok zainteresuje się jego istnieniem, egzystencją i byciem. A gdzie pojawiają się ciekawskie oczy, zawsze znajdą się też problemy. Zawsze, bez wyjątku, czymkolwiek one by nie były.
Zniżył niepewnie głowę obserwując dokładnie teren w zasięgu swojego wzroku. Stanął na przejściu i czekając na zielone światło, zaczął udawać, że szuka czegoś po kieszeniach. Grał rozgorączkowanego mężczyznę, który zgubił ważną dla niego rzecz i mógł jej znaleźć przy sobie. Na taki przedmiot wybrał klucze do swojego mieszkania. Specjalnie omijał kieszeń, którą dla nich przeznaczył. Przeglądając kieszenie, rozejrzał się kątem oka spoglądając w martwe punkty swojego widoku. Nie zobaczył jednak nic niepokojącego. Zwykły, normalny dzień, normalni ludzie i normalna atmosfera miasta. Może było to wywołane natłokiem zmian, jakie po raz kolejny zebrały się w jego życiu, jednakże bywały dni, kiedy czuł wręcz każde spojrzenie na swoich plecach. Niezależnie, czy były one z premedytacją, czy tylko przez zamyślenie i szukanie punktu zaczepienia czyjegoś wzroku. Usłyszał charakterystyczne piszczenie, po czym spojrzał na światła. Zielone. Wyciągnął klucze, na wypadek, gdyby ktoś rzeczywiście go obserwował. Odetchnął sztucznie z ulgą, po czym schował je znów do kieszeni. Wraz z kilkoma innymi osobami przeszedł przez pasy i znajdując się po drugiej stronie jezdni, spojrzał w kierunku targu. Jego wzrok zaczepił się o zakapturzoną postać, która wmieszana w tłum wydawała się tylko chwilę za nim oglądać. Później wręcz rozmyła się podążając z przechodniami. Westchnął cicho do samego siebie, po czym pokręcił głową w niezadowoleniu. Chociaż wszyscy wokoło pocieszali go, że jego przeszłość kiedyś odejdzie w zapomnienie, zaś on spokojnie zacznie normalne życie, nie potrafił w to uwierzyć. Za każdym razem, kiedy wydarzała się losowa sytuacja, uruchamiał się jakiś mechanizm w jego głowie, który miał za zadanie wyostrzyć jego spostrzegawczość, podnieść poziom czujności i przygotować na walkę. Nienawidził tego... W końcu kto normalny zaatakuje go w środku dnia na pełnej ulicy. Choć i takich pewnie by było naprawdę sporo.
CZYTASZ
The Hunter
FanfictionChociaż Thanos zniknął, przepadł i został pokonany, czas nastały niespokojne. Świat musiał pogodzić się ze stratą elitarnej grupy bohaterów. Ludzi, którzy do tej pory strzegli pokoju i spraw Ziemi przed zagładą. Tylko nieliczni zostali w swoim fachu...