Przymknęła delikatnie oczy, kiedy znów rozpoczął się skan jej całego organizmu. Nienawidziła tego uczucia. Miliardy dźwięków, które nie mogły połączyć się w jeden, długi szum, jasne, denerwujące światła i zapach, jakby zaraz miała się spalić w tym wszystkim. Tak się działo, jak pracowali na starym, zepsutym, skradzionym sprzęcie w jednej z opuszczonych siedzib.
— Nie oddychaj przez chwilę — poprosił ją.
Westchnęła ciężko, po czym zgodnie z prośbą wstrzymała oddech. Próbowała skupić się na czymś, czymkolwiek innym, niż zgrzyty wokół niej, skrzypienie niepewnych mechanizmów i okropny odór nagrzewanego plastiku.Gdzieś w oddali zdołała usłyszeć ich rozmowę. Debatowali. Oczywiście bez niej, jak ma się rozumieć... W końcu przecież została odsunięta od misji. W końcu przecież nie przestrzegała wszystkich zasad, jakie panowały podczas wypełniania zadań. Przecież dała się zranić i rozpoznać...
A jednak, jej czuły słuch mógł dosięgnąć do drugiego pomieszczenia. To w nim właśnie omawiali wszelkie informacje na temat poszukiwanego przez ich śmieszną organizację (a właściwie, to bardziej ekipę niewyrośniętych dorosłych dzbanów, którzy szukali „sprawiedliwości” na tym świecie) Barnesa. Mężczyzny, który na pewno zapisał się w najgorszych koszmarach każdego z nich... W końcu jako Zimowy Żołnierz, idealnie zasłużył sobie na to miejsce.
Momentalnie znów przed nią wrócił obraz zimnego, otaczającego ją lodowatym spojrzeniem mężczyzny, który trzymał twardą ręką za jej szyję i podnosił wysoko nad siebie. Efekt pozbywania się defektów. Nie wszystkie umarły, jak widać...— Możesz wyjść — wybudził ją z transu wspomnień mężczyzna, podchodząc do maszyny, ściągając jej górną część, która najprawdopodobniej miała po prostu zamknąć w szczelnej puszce skanowany obiekt badawczy. Inaczej nie dało się nazwać tych wszystkich eksperymentów, śmiesznych doświadczeń przeprowadzanych nie tylko na ludziach i nie tylko na zwierzętach...
— I co? Niech zgadnę, czyściuteńko jak zawsze — wymamrotała, prostując się, kiedy tylko jej dane było wstać z niewygodnej, krępującej pozycji. — A wy nadal sracie dupy, że coś znajdziecie...
— Bo to nie jest normalne, że znajdujemy cię na krawędzi wytrzymałości, całą zakrwawioną i jeszcze mamroczesz wpół przytomna, że wymyśliłaś jakieś krwawe brownie.
— Przyznaj, żart o krwawym brownie jest zajebisty, tylko wy musicie wszyscy zluzować paski, bo wam się zaciskają na przeponie, czy żołądku, czy... No, jakoś tak... Nic mi nie jest. Jestem zdrowa i wesoła, bo kurwa nie ma dla mnie nic do roboty! Znowu, przez kolejne wieki.
— Sona, bez urazy, ale może najpierw zajmij się tym, by nie znikać na trzy miesiące za każdym razem, kiedy gdziekolwiek cię wysyłamy.
— Ej, stop! — zawołała wskazując palcem w jego kierunku. — To ty mnie przeteleportowałeś swoją super-duper zdolnością do tej pierdolonej kanalizacji! Kurwa, lepszego miejsca nie mogłeś znaleźć?! Wiesz, jak tam śmierdziało?Patrzył przez dłuższą chwilę oszołomiony w jej kierunku. Trochę tak, jakby próbował jej słowa posklejać, bez przekleństw, w swojej głowie i wynieść z nich jakikolwiek sens.
— No i co się tak na mnie gapisz, co?
— Sona, ja nie wiem, o czym ty mówisz... Ja cię nigdzie...
Nie dokończył. Kobieta z poirytowaniem spojrzała na dwie osoby, które weszły do środka. Lena i Kamil spojrzeli na rozmawiających dosyć poważnie, bez większego zmartwienia tym, że przeszkodzili im w rozmowie. Nikt się tym tutaj nie przejmował. Trochę to wyglądało tak, jakby dla nich Sona naprawdę była tylko iluzją...
— Theo, możesz na chwilę? — zapytał mężczyzna, kątem oka zerkając na przyjaciółkę.
Sona westchnęła cicho. Jak zazwyczaj, ona w ich rozmowach nie była mile widziana. W końcu nie powinna była uczestniczyć w żadnych misjach, zaś ta ostatnia, została określona mianem istnej porażki. Według pozostałych, nie było ani jednej rzeczy, której ona nie potrafiłaby spieprzyć. Denerwowało ją to. Skrzyżowała ręce na piersi i oparła się o blat jednego ze stolików. Momentalnie kółka powoli odjechały, zabierając tym samym jej oparcie. Zatoczyła się kilka kroków w tył, robiąc przy tym jeszcze większy hałas.
Wszystkie spojrzenia zatrzymały się na niej. Ona zaś dłuższą chwilę obserwowała metalową tackę, pełną jakiś śrub i narzędzi, która z łoskotem spadła na ziemię, a wszystkie części powędrowały w najdalsze odmęty pomieszczenia.
— Posprzątaj tutaj — powiedział Theo w jej stronę. Zwrócił się następnie do pozostałych. — Jasne, chodźmy.
Następnie wszyscy opuścili salę. Wszyscy, poza nią. Została tam sama. Kompletnie sama, jak zresztą zawsze.
— No cóż — mruknęła do siebie samej, sięgając po zmiotkę. Nie było opcji, by miała to wszystko ogarnąć zbierając każdą śrubkę z osobna. — Całe życie solo.
CZYTASZ
The Hunter
FanfictionChociaż Thanos zniknął, przepadł i został pokonany, czas nastały niespokojne. Świat musiał pogodzić się ze stratą elitarnej grupy bohaterów. Ludzi, którzy do tej pory strzegli pokoju i spraw Ziemi przed zagładą. Tylko nieliczni zostali w swoim fachu...