Syreny policyjne rozchodziły się po całym mieście w dalszym ciągu. Radiowozy otoczyły całą ulicę, w starym bloku, gdzie Bucky na ósmym piętrze miał swoje malutkie, przytulne mieszkanie, zapanował chaos. Koguty odbijały się od szyb, w oknach widać było kilka ciekawskich twarzy, które wychylały się na ulicę. Sam po raz ostatni spojrzał w dół, gdzie powinny leżeć ciała. Wątpił, by ktokolwiek zdołał przetrwać taki wypadek. No, może Bucky... Jednakże bez swojej ręki, którą chwycił kobietę, nie miał na to najmniejszych szans. Może i był twardzielem, ale na pewno nie był nieśmiertelny.
Tymczasem jednak ulica była pusta. Przeszukana już kilkanaście razy przez służby miejskie, jednostkę specjalną i okrążona śmigłowcami, które rzucały nieprzyjemne, ostre światło na najbliższą okolicę. Wszyscy poszukiwali od chwili, kiedy Wilson zgłosił incydent swoim przełożonym. To wystarczyło, żeby zaalarmować cały zarząd. W końcu wpadli na trop nielegalnego zgromadzenia. Szajki, wręcz gangu, który skutecznie spędzał im sen z oczu. Zaś wtedy, kiedy zdołali sięgnąć do najgłębszego zakamarka, jedyna poszlaka uciekła, zabierając ze sobą Zimowego Żołnierza...
Oblizał nerwowo usta. Odwrócił się, po czym ruszył w kierunku wyjścia. Ktoś przecież musiał coś widzieć. Na pewno istniało racjonalne wyjaśnienie dla tego problemu, niż ich zwykłe... A raczej niezwykłe rozpłynięcie się w powietrzu.
— Kapitanie — zwrócił się do mężczyzny jeden z policjantów. — Nie udało nam się nic znaleźć... To niewiarygodne. Oni wręcz rozpłynęli się bez śladu. Mamy przerwać poszukiwania?
— Nie — pokręcił głową Sam. Westchnął ciężko, usadowił swoje ręce na biodrach obmyślając dalszy plan działania. — Znalezienie ich jest naszym priorytetem. Rozszerzcie pole poszukiwań, przyłącze się, tylko założę skrzydła. Popytajcie po mieszkaniach. Ktoś może coś widział. Nie przestawajcie.
— Sir, już to zrobiliśmy — oznajmił niepewnie. — Nic, kompletnie nic nie zwróciło uwagi mieszkańców.Mężczyzna wypuścił nerwowo powietrze. To nie były dobre wieści, na jakie on czekał... Liczył na choć jedną dobrą nowinę, a tymczasem dostał jeszcze więcej zagadek.
— Jakim cudem zniknęły ot tak dwie osoby? — zapytał do siebie samego.
Przecież to nie było możliwe. To było nierealne, wręcz żałosne, że on nie zauważył niczego. Wciąż przed sobą miał obraz Bucky'ego, który wypadł z okna. Zamiast jednak dźwięku, jakiegokolwiek huku, czy też krzyku, dotarła do niego tylko cisza. Kiedy podbiegł do okna, nie zobaczył na ulicy nic, poza pustką... Nikt na niej nie leżał, nikt stamtąd nie uciekał... Ani żywej duszy, która mogłaby wyjaśnić tak niecodzienne zjawisko. Co oni? Rozpłynęli się w powietrzu? Widział już wiele rzeczy, ale w takie cuda jakoś ciężko mu było uwierzyć...
— Kapitanie — usłyszał od kolejnego funkcjonariusza. — Jakaś kobieta twierdzi, że pomagała zbiegłej. Była ranna.— Nie pomagałam jej! — zawołała oburzona kobieta, przeciskając się między mężczyznami. Była to młoda, ledwie wkraczająca w dorosły świat blondynka. Wyglądała na dość zaniepokojoną i zdenerwowaną całą tą sytuacją. — Ten chory pojeb zmusił mnie, żebym wyciągnęła jej kulkę z ręki!
Spojrzała na Sama najpierw pełna gniewu. Niewyjaśnionej złości, którą próbowała odreagować na wszystkim naokoło. Kiedy jednak racjonalne myślenie pozwoliło jej choć na chwilę pojąć sytuację, stanęła jak wryta. Obserwowała Wilsona, jakby chcąc potwierdzić, że on rzeczywiście tu był.
— O matko... — wyszeptała. Na jej twarzy błądził szok, niedowierzanie i uśmiech pełen nerwów, kiedy przyglądała się mężczyźnie. Pośpiesznie zakryła czarną, koronkową piżamę, która ledwie zakrywała biust kobiety narzutą, przez którą widać było... Praktycznie wszystko. — Pan jest następcą Kapitana Ameryki... O cholera, gdybym wiedziała, to może ubrałabym się jakoś odpowiedniej, czy coś w tym...
— Spokojnie, nie ma takiej potrzeby — zapewnił Sam. Nie był do końca przekonany do rozmowy z kobietą. Żeby jednak popchnąć sprawę do przodu, musiał chwycić się wszystkiego. — Powiedziała pani, że wyciągnęła kulkę z ręki kobiety, zgadza się?
— No tak... — mruknęła. Skrzyżowała ręce na piersi, wzruszyła nerwowo ramionami. — James uparł się, że jej pomoże. I mnie też w to wkręcił! Żeby nie było, chciałam zadzwonić na numer alarmowy, ale kazał mi nikomu o tym nie mówić! Co za uparty człowiek...
CZYTASZ
The Hunter
FanfictionChociaż Thanos zniknął, przepadł i został pokonany, czas nastały niespokojne. Świat musiał pogodzić się ze stratą elitarnej grupy bohaterów. Ludzi, którzy do tej pory strzegli pokoju i spraw Ziemi przed zagładą. Tylko nieliczni zostali w swoim fachu...