Rozdział 2

1.6K 79 162
                                    

Craig
Dziwak. To było jedyne co byłem w stanie pomyśleć w tej chwili o Tweeku po tej... Specyficznej rozmowie. Opadłem na przygotowane dla mnie łóżko i zatopiłem usta w słodkim napoju z puszki. Clyde o czymś po cichu rozmawiał z Bebe, Jimmy sprawdzał coś na telefonie siedząc na krzesełku obok mojego łóżka. Idealnie, nikt nie musi się przejmować niczym, nikt nie zawraca o nic głowy. Tak można żyć.

Sięgnąłem po telefon na szafce i odblokowałem go odciskiem kciuka. Spojrzałem na zerową ilość wiadomości, przejrzałem dla pewności wszystkie aplikacje i zgasiłem telefon. Tweek Tweak... Przejebane mieć na imię podobnie do nazwiska. To tak, jakbym się nazywał Tuker Tucker. Żałosne.

- Poradzisz sobie? - spytał Clyde, szykując się z Bebe I Jimmym do wyjścia z pomieszczenia - Jak coś to dzwoń, jesteśmy w kontakcie - wywróciłem oczami i pozdrowiłem go środkowym palcem.

- Z-zgaszony - zaśmiał się Jimmy - Pa, Craig - pożegnali się po prędce i wyszli, zamykając białe drzwi za sobą. Odpaliłem ponownie telefon, otworzyłem aplikację, która komunikujemy się z każdym i w miejscu wyszukiwania napisałem "Tweek Tweak". Mój oddech był spokojny. Czekałem cierpliwie na wynik, a po kilku sekundach poczułem jak coś zaczyna wypełniać mnie od środka, cokolwiek to było, zaczęło być tłumione. Wynik wyszukiwania był tylko jeden.

Wszedłem w profil chłopaka, na zdjęciu profilowym siedział na schodach przed jakimś budynkiem i pił kawę. Delikatne promienie zachodzącego słońca oświetlały mu twarz z delikatnym, skrywanym uśmiechem i błyskiem w oku. Dlaczego się mu tak przyglądałem? Sam nie wiem, nudzi mi się.

Na tle profilu miał zdjęcie ze sobą i swoim gangiem, stali przy swoich motorach, tylko Tweek trzymał przy sobie kask i tylko on trzymał w ustach zapalonego papierosa. Reszta o czymś rozmawiała, ignorując lidera.

Zjechałem niżej po jego profilu, było kilka udostępnionych memów i jedna piosenka "Horrible kids - set it off". Pewnie jego ulubiona... Co ja do chuja pana robię, nie jestem stalkerem.

Wyłączyłem szybko telefon I odrzuciłem na szafkę obok. Zatopiłem swoją twarz w dłoniach i westchnąłem ciężko. Cholerna chihuahua. Powinienem mu kaganiec kupić, aby się tak nie rzucał i wściekał. Prezent pierwsza klasa z okazji... tygodnicy od naszej bójki. To jest plan.

Odpaliłem już chyba piąty raz telefon I wpisałem w wyszukiwarkę frazę "kaganiec dla psa". Naprawdę chciałem go wkurzyć czymś tak głupim i nic nie było było stanie mnie teraz powstrzymać. Znalazłem ofertę z przystępną ceną i zamówiłem do domu za pobraniem. Za dwa dni przyjedzie, za dwa dni mnie wypuszczają... Składa się idealnie. Dam mu go w szkole, nie będzie w końcu ujadać na korytarzu do wszystkich, a kto wie może nawet straci takie względy w końcu.

Zrobiłem zrzut ekranu oferty i wysłałem na grupę z moimi, jakże kochanymi przyjaciółmi. Do zdjęcia dopisałem "Nada się dla Tweeka?" I siedemnasty tysięczny raz wyłączyłem ten jebany telefon. Nużyło mnie to wszystko. Szpital, odczuwany ból, cisza, ciemność za oknem. Najchętniej to bym się stąd zabrał, usiadł na wolnej ławce i doszukiwał gwiazdozbiorów wśród gwiazd.

W tej jednak chwili, nie miałem siły nawet dłoni podnieść, nie chciało mi się. Oczy mi się zamykały pod własnym ciężarem, aż w końcu mogłem z dumą przyznać, że zasnąłem tak jak leżałem.

Miałem... Miałem sen. Dawno żadnych nie miałem, więc to było dość dziwne. Znajdowałem się w jakimś domu rodem z horroru, przede mną stał tyłem niski, przerażony, drżący, mający tiki blondyn, który oglądał się wokół przy każdym kroku do przodu. Tweek. Zrobiłem kilka kroków, podszedłem do niego, złapałem za jego ramię, jednak on rozpłynął się w powietrzu.

Spleceni nienawiścią ~Creek~ ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz