P R O L O G

408 97 11
                                    


Tachając sama po schodach na ósme piętro dwie przeszło 5 kilowe walizki, czułam ekscytację jak nigdy dotąd w moim życiu. 

Nareszcie coś się zmieni. Nareszcie jestem wolna. Nareszcie będę na swoim. 

W jednym momencie mój mózg zalały dziesiątki tego typu myśli, gdy stanęłam oko w oko z jasnymi dębowymi drzwiami, prowadzącymi do mieszkania numer 20. Pełna dumy z tego że pomimo awarii windy udało mi się dotrzeć bez szwanku pod wejście do mojego nowego gniazdka, wyciągnęłam z tylnej kieszeni jeansów klucz który na parterze odebrałam od właściciela. Zwinnie włożyłam go w zamek od drzwi i pewnym ruchem przekręciłam gdy był już wewnątrz, tym samym otwierając sobie przejście do dosyć przestronnego jak się okazało pomieszczenia. Wewnątrz pachniało palonym ziołem i trochę wodą kolońską, co dosyć mnie zdziwiło. Dodatkowo zastanawiającymi elementami wystroju okazały się być męskie buty i kurtka znajdujące się tuż obok drzwi, przez które dosłownie minutę temu weszłam. 

Czyżby właściciel zapomniał zabrać ze sobą jakiś swoich rzeczy? 

Już miałam zamiar wygrzebać z torebki telefon aby wybrać do niego numer, gdy nagle ni stąd ni z owąd z jednego z pokoi, który notabene był jednym z większym wyszedł cholernie wysoki facet. Chociaż patrząc na jego twarz skłonna byłabym bardziej nazwać go chłopakiem gdyż nie posiadał ani śladu zarostu a jego twarz wydawała się bardzo delikatna jak na swoją płeć. Miał ciemnoczekoladowe włosy, które to w delikatnym skręcie opadały subtelnie na jego czoło. Co do oczu to głowy sobie uciąć nie dam gdyż niemal od razu odwróciłam od nich wzrok kiedy tylko znalazły się równorzędnie do moich ale wydaje mi się że były niebieskie. A może nawet niebieskie z domieszką szarości. Chcąc przerwać panującą od pierwszej chwili naszego spotkania niezręczną cisze, usiadłam pół tyłkiem na krawędzi jednej ze swoich walizek i rzuciłam w kierunku nieznajomego starając się przy tym zachować pozory statecznej i niewzruszonej całą tą sytuacją. 

- A co jegomość robi na moich włościach? - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej 

- Yyy...mieszkam tu? - odpowiedział niskim głosem który absolutne ani trochę nie korelował z jego młodzieńczą facjatą.

Niemniej bardziej niż jego baryton zaskoczyła mnie jego wypowiedź. 

On tu mieszka? Przecież ani w ogłoszeniu ani gdy odbierałam klucze właściciel ani słowem nie wspomniał o jakimś drugim lokatorze z którym mam dzielić metry kwadratowe. Co tu się w ogóle odpierdala? 

Typ widząc mój zdegustowany i wyraźnie zmieszany wyraz twarzy podszedł o kilka kroków, zmniejszając dystans który dotychczas nas dzielił. 

- Dobra, mniejsza o to Asher jestem, może pomóc ci z tymi tabołami? - wyciągnął dłoń w moim kierunku.                       

- Przydałoby się - złapałam jego rękę, nieporównywalnie większą do mojej i wspomagając się swoją drugą kończyną górną zeskoczyłam ostrożnie z końca walizki na którym siedziałam. Opierając się o pobliską ścianę i obserwując jak sarkastyczny Asher radzi sobie z moimi "tabołami" wnosząc je do środka, kątem oka zerknęłam do lustra które wisiało nad komodą prostopadle do drzwi a w moich myślach pojawił się wielki obraz nędzy i rozpaczy. 

Wiatr to jednak zdradliwa bestia.

Pomyślałam ulizując palcami setki drobnych antenek odstających z czubka mojej głowy zaczesując jednocześnie resztę hebanowych włosów do tyłu. Zdębiałam gdy uświadomiłam sobie że przez cały czas moich poprawek brunet stał w progu niedomkniętych drzwi i się na mnie gapił. Chcąc nie dopuścić do zaistnienia jeszcze gęstszej atmosfery niż tamta obecna którą i tak można było już kroić nożem, wyciągnęłam telefon i nie zważając na towarzysza udałam się w głąb mieszkania. W tym momencie dobiegł mnie już donośniejszy niż za pierwszym razem głos.

- Zdradzisz mi chociaż swoje imię? W końcu jakby nie patrzeć jesteś mi coś winna za to że wpuściłem cię za próg, chodź wcale nie musiałem tego robić. - zakomunikował niebieskooki który dalej nie ruszył się z dotychczasowej lokalizacji nawet o metr. 

Spowalniając nieco kroku co było spowodowane nie tyle jego wypowiedzią, a próbą odnalezienia numeru właściciela mieszkania w zawalonej po brzegi liście kontaktów odpowiedziałam całkiem niewzruszona, można by rzec że nawet od niechcenia.

- Ellie, jeśli tak pilnie potrzebujesz tej informacji do życia. - zakończyłam zdanie siadając na czarnej sofie umiejscowionej w ścisłym centrum salonu.

- A więc Ellie...co zamierzasz teraz zrobić? Bo widzisz...ja się stąd nigdzie nie zamierzam ruszać. - odrzekł zdeterminowanym ale spokojnym tonem ciągle pozostając w bezpiecznej odległości.

- Mam zamiar wyjaśnić te sytuacje, właśnie w tej chwili! - syknęłam stanowczo wybierając numer właściciela który jak się okazuje bite dwa miechy w spisie kontaktów miałam zapisany pod nazwą "Łysy od mieszkania". Owszem, jak łatwo się domyślić właściciel był dumnym posiadaczem równiutkiej glacy na swojej inteligencji. Czekając na to aż odbierze z każdym kolejnym sygnałem dźwiękowym moja noga chodziła w te i wewte coraz żwawiej, co szczerze mówiąc nie wiem czy było spowodowane stresem czy dziwnym uczuciem jakoby niejaki Asher stał tuż za moimi plecami. I czekał. 

Współlokator zza ściany [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz