Rozdział 16 (Ciężki koniec)

102 2 0
                                    

!TW: tematyka samobójstwa!

     Była sobota, 06:00 rano, gdy się obudziłem. Moim oczom ukazał się Kamil, który tym razem, zamiast być jak zawsze w mych objęciach, odmiennie znajdował się na skraju łóżku w pozycji siedzącej. Oczy miał silnie załzawione, lecz nie płakał, a po jego minie, można było się domyśleć, że coś jest nie tak. Był... smutny, lecz trafniejszym określeniem, byłoby to, opisujące jego mimikę, jako martwą, lub pozbawioną emocji, co paradoksalnie, było właśnie jej przyczyną. Westchnął i schował twarz w dłonie, po czym się skulił i zginając palce ciągnął się za włosy. Coś było nie tak, podciągnąłem się do pozycji siedzącej i położyłem mu rękę na ramieniu.
   -Co się stało? - spytałem
   -Myślę, że nienawidzę człowieka podającego się za mojego ojca w ten sam sposób, w który nienawidzę Boga. Nie dziwię się temu z resztą. Kiedyś usłyszałem, że koncepcja chrześcijańskiego Boga, jest połączona z arcyludzką figurą ojca i że z tego wynika, że podwaliny tej religii są powiązane z daddy issues. Nie sądzę, żeby ta dedukcja była błędna.
   -Myślałem, że jesteś ateistą.
   -Bo jestem. Mówię o Bogu nie jako o kimś w kogo wierzę, lecz bardziej jako postać książkową, mowa oczywiście o biblii. Ale gdybym był i się nie nawrócił na ateizm, czuję, że w modlitwach wypominałbym Bogu jak bardzo absurdalny i śmieszny w swoim okrucieństwie jest.
   -... - Milczałem.
   -Albert Camus, zdaje mi się, że w ,,Dżumie", napisał raz bardzo mądrą rzecz, że zawsze nadchodzi godzina w historii, kiedy ten co ośmiela się pwoiedzieć, że dwa i dwa to cztery, jest karany śmiercią. Nie dam rady w 100 procentach stwierdzić, czy tak faktycznie by było, szczególnie w obliczu wiecznego cierpienia w piekle Dantego, jakoś wyobrażenie sobie mnie, jako katolika wydaje mi się zbyt abstrakcyjne... i wogóle niemożliwe.
   -...
   -Ale tej dwójki nienawidzę za to, co powiedziałbym Bogu w modlitwie, gdybym myślał, że istnieje. Za ten komiczny absurd - zaczął mówić przez śmiech - jakby, czy za waszych czasów dosłownie problemy były tak małe, żenujące i proste, że wystarczyło powiedzieć komuś "Nie"  w tym jakże wielkim akcie heroizmu i odwagi, aby ten problem zniknął!? Bo jeśli problem można zdziałać tak aburdalnie małym kosztem, TO TO NIE JEST ŻADEN PROBLEM! - Krzyknął. - Nienawidzę tych wszystkich "figur dobrych ojców", tego gadania, że "ale to twój ojciec, rodzina jest najważniejsza, on też nie ma łatwo", tej całej głupoty i naiwności, tego braku jakiegokolwiek zrozumienia, że to, że ktoś Cię stworzył, to to nie jest żadna wartość. Jedyną wartością jest to, jaki kto jest, a nie kim jest. Nienawidzę tej prowizroycznej paplaniny, że "To ojciec daje Ci bezpieczeństwo i uczy jak odnaleźć się w życiu i jak się bronić przed antagonistami", ale ich ograniczonym łbom nawet nie przyjdzie na myśl, że to właściwie ojciec może być antagonistą, że jesteś w tej jebanej klatce, w tym bolesnym do granic możliwości więzieniu, którego klamka jest zimną wodą a ty okazałeś się być płomieniem, kóremu udało się wystygnąć i w ten sposób wyzbyć się jakiejś warstwy człowieczeństwa i otworzyć te drzwi a następnie uciec. Za to największy i najbardziej absurdalny problem w tym, że ty wcale nie przestałeś płonąć... wcale nie wyzbyłeś się człowieczeństwa, tylko Ci się tak wydawało i teraz przez tą iluzję, nie masz ręki.
   -...
   -Poprostu... czasami mam ochotę się zajebać, rozszarpać na strzępy, czasami naprawdę o tym marzę, ale... zawsze był jakiś argument, że nie mogę. Nie, bo przyjaciołom będzie przykro, nie bo potem będzie lepiej, ale nie tylko chciałem odejść w niebyt, chciałem sprawić mu ból, chciałem by stracił coś ważnego, żeby miał wyżuty sumienia, które nie pozwolą mu żyć, a ja mógłbym poprostu zniknąć. Nie mieściło mi się w głowie... z resztą dalej mi się nie mieści, jakim miłość innych ludzi jest wielkim okrucieństwem. By nie dać człowiekowi umrzeć i zmuszać go do życia, gdy pragnie śmierci... nie ma moim zdaniem większego okrucieństwa.
   -...
   -Teraz na dodatek jesteś jeszcze ty, personifikacja moich westchnień, która okazała się być kolejną zmorą, kolejnym łańcuchem odciągającym od tabletek przeciwbólowych i wódki. Najgorsze jest jeszcze to, że teraz widzę, że większym okrucieństwem byłoby odebrać sobie życie i skazać Ciebie, Rydża i Andżelę na rozpacz, niż wasze kazanie mi żyć.
   -Hej - Odwrócił się do mnie.
   -Przepraszam, że przeklinałem, przepraszam również za nadmierną szczerość. Powiedz tylko jedno słowo, a obiecam, że nigdy się to nie powtórzy.
   -Aktem okrucieństwa są te przeprosiny.
   -Nie, nie, potrzykroć nie. Te przeprosiny są aktem życzliwości.
   -Są zatem obydwoma, ale nie mów takich głupot. Samobójstwem go już nie zranisz, bo nie będzie wiedział co się z Tobą dzieje, a życie, wniesie dla innych więcej niż śmierć. A jeśli życzliwość dla bliskich jest dobra, to ty jako dobry człowiek możesz dawać bliskim tyle życzliwości na ile Cię stać stać, a stać Cię na dużo i to jest chyba największy przywilej wolności.
   -Mądrze mówisz... nigdy nie słyszałem, by ktoś tak ładnie, tak mądrze powiedział.
   -Uznam to za komplememt, a teraz choć i pozwól mi spróbować być TWOJĄ arcyludzkoą figurą ojca, nie społeczeństwa, nie katolików, tylko twoją. Bo właśnie takim ojcem chcę być. Nie karmiącym nawinością i udawanym bezpieczeństwem, będącym niczym innym niż efektem placebo, a życiem i mądrością. - Po tych słowach rozchyliłem ramiona w jego stronę.
Zaakceptował uścisk i schował swoją twarz pod mą szyją.
   -Dobrze. Miej tylko świadomość, że będę potrzebował troszkę czasu tatusiu.
To słowo zadziałało jak miód na serce.
   -Idziemy dalej spać?
   -Nie wiem czy zasnę.
   -Idziemy oglądać Ranczo?
   -Brzmi kusząco. -Czułem jak się uśmiechnął.
   -To idziemy. -Wziąłem go na ręce i wstałem.
   -Bez ubrań?
   -Po co nam? Mamy koc.
   -Mądrze mówisz tatusiu.
Pocałowałem go w czółko
   -Cieszę się, że tak myślisz.

Po niedługiej chwili siedzieliśmy w salonie i oglądaliśmy dalsze przygody amerykanki w Wilkowyjach.

Nie uważam, by było to szczęśliwe zakończenie. Nie sądzę by coś takiego wogóle było, ale moim zdaniem osiągnięty został kamień milowy, który mógł zmienić życie na lepsze i tzrymam optymistyczną nadzieję, że życie nie zmarnuje tej okazji.

Ciąg dalszy może nastąpi...

Urojone szczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz