Rozdział 6

665 38 22
                                    

Miał wrażenie, że jeszcze zanim się obudził, poczuł, że coś jest nie tak. Było dziwnie. A na pewno jakoś inaczej. Podniósł się na dłoniach, z lekka rozszerzając oczy, kiedy był już prawie w pozycji siedzącej.

O tak, z całą pewnością coś było nie tak.

Słyszał jak woda przepływa w rurach, jak gdzieś skapują jej kropelki. Jak wiatr uderza w szyby. Słyszał samochody, sunące po drodze. Słyszał...

Stop.

Powoli zamknął oczy, wypuszczając cicho powietrze przez usta. Spokojnie, Peter. Już przez to przecież przechodziłeś. Delikatnie rozwarł powieki, licząc, że wszystko będzie normalnie. Tak, jak powinno przecież być. Próbował się uspokoić, starając się zignorować fakt, że jasność wpadająca zza okna, coraz bardziej raziła jego oczy. A dźwięki zdawały się być coraz bardziej dokuczliwe. Wiedział już, że jeszcze chwila i nie wytrzyma.
Postanowił ruszyć się z łóżka, czując, że i tak musi skorzystać z toalety. Ale kiedy tylko stanął na podłodze, zrozumiał, że nie będzie to takie łatwe. Miał problemy z zachowaniem równowagi i dotarcie do drzwi pomieszczenia zajęło mu dwa razy więcej czasu niż normalnie. Ale finalnie się udało. Szybko skorzystał z toalety, zaraz po tym udając się do umywalki z zamiarem umycia rąk. Czuł jak od tego drobnego wysiłku zaczyna robić mu się niedobrze. Żołądek powoli podjeżdżał do gardła, a na czole pojawiały się drobne kropelki potu. Znowu było tak jak na początku. A on nie chciał od nowa przez to wszystko przechodzić. Nie dziś.
Ochlapał twarz zimną wodą, licząc, że to mu choć trochę pomoże. Przyniesie choć drobną ulgę. Ale na nic były jego pragnienia, kiedy cały wszechświat był przeciw.
Dowlókł się do łóżka, zaraz zajmując na nim swoje poprzednie miejsce. Zacisnął zęby, słysząc jak gdzieś w budynku upada coś ciężkiego.

- Friday, zawołaj Tony'ego. - zrobił jedyną rzecz jaka przychodziła mu do głowy. Nie chciał być sam, a nie miał teraz nikogo innego.

- Pan Stark ma teraz spotkanie w swoim gabinecie. - odpowiedź, która nadeszła nie pomogła.

- Powiedź mu, że chcę żeby przyszedł. - odezwał się ponownie, zanim stchórzył. - Proszę. - dodał cicho, będąc już tak bardzo na granicy wytrzymałości.

- Szef jest już w drodze. - po jakieś minucie nadeszła odpowiedź, której tak bardzo wyczekiwał. Mimowolnie odetchnął z ulgą, czując się trochę spokojniejszym.

Nie musiał czekać długo, bo już po niecałych pięciu minutach do jego uszu dotarły szybkie kroki mężczyzny, przemierzające korytarz. Chwilę później ustały dokładnie pod drzwiami jego pokoju, a te się otworzyły.

- Peter? - Pan Stark zapytał niepewnie, pojawiając się w progu. - Co się dzieje? - dodał, wchodząc trochę bardziej do pomieszczenia. Mężczyzna miał na sobie marynarkę i spodnie od garnituru w odcieniu ciemnej szarości, a pod spodem dostrzegalna była gładka koszulka w kolorze czerni. Na jego twarzy gościły, należące do niego, nie tak znowu zwykłe okulary, a w oczach czaiło się skupienie.

- Wszystko jest za głośne i za jasne. - udzielił odpowiedzi, patrząc prosto na starszego mężczyznę.

Zaledwie Peter skończył mówić to zdanie, rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu. Chłopiec automatycznie się skrzywił, słysząc tak głośne dźwięki. Mężczyzna szybko sięgnął do kieszeni po urządzenie i po uprzednim krótkim spojrzeniu na wyświetlacz, odrzucił połączenie.

- Nie dość, że znowu śniło mi się jak przygniatają mnie te gruzy, to jeszcze to. - dodał, wyraźnie sfrustrowany tym co się dzieje i ciągle lekko wytrącony z równowagi dzwoniącym telefonem.

- Co ci się śniło? - zapytał zdziwniony mężczyzna, jedną z dłoni domykając drzwi. Podszedł bliżej chłopca, patrząc badawczo na jego twarz.

Despite everythingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz