Rozdział 9

5.3K 183 49
                                    

Pov: Maddalena

Moje życie to nie bajka w której kopciuszek pół filmu haruje na mopie, a na koniec dnia nagle zostaje królową balu. Minęło zaledwie trzy dni od pamiętnego dnia. Fałszywki obrazu i naszego wypadku. Rany na twarzy minimalnie się goją, dzięki wszystkim specyfikom lekarskich. Ku mojemu zdziwieniu dostałam wypis ze szpitala. Wszystko zawdzięczam Zanetti'emu. On załatwił cały skład papierów, które były potrzebne.

Odgarnęłam włosy z czoła i policzków. Syknęłam czując ból w lewej ręce. Miałam ją złamaną, przez co obecnie była w gipsie. Bracia czekali na mnie na korytarzu. Ostatni raz patrząc na salę szpitalną, wyszłam z pomieszczenia. Obaj raptownie wstali z miejsca. Widziałam ich zmęczone, bardzo podobne oczy, jednak na ich ustach malował się lekki uśmiech.

- Możemy już jechać. - mruknęłam.

- Dobrze się czujesz? - zapytał Matteo.

- Tak. - potwierdziłam, sama nie będąc pewna tych słów. Czułam w miarę okej, jednak mój stan psychiczny stał się znikomy.

Nie myślę o tym, nie spoglądam wstecz a przynajmniej staram się tego nie robić. Czasem wraca to do mnie z zebraną falą wspomnień. W takie dni odczuwam wszystko. Dosłownie wszystko. Innego dnia nie czuje nic, wszystko jest mi obojętne.

Całe dnie, które leżałam w szpitalu nie potrafiłam się skoncentrować na niczym, przez głosy, które nawiedzały moją głowę. Nie znałam ich i chyba nie chciałam się dowiedzieć do kogo należały.

Wsiedliśmy do samochodu. Mijaliśmy podobne ulice. W aucie panuje bezwzględna cisza, udajemy, że to nigdy nie nie wydarzyło.

Nasze szczęśliwe zakończenie nigdy nie miało prawa zaistnieć. Spłoniemy w piekle.

Była to nasza rzecz indywidualna, każdy człowiek ma swoje własne. Jednak nam było przeznaczone inferno. Wybieramy szczęście w nieszczęściu. Wybieramy raj, który jest piekłem dla innych.

***

Był środek nocy, a my leżeliśmy na ręczniku, patrząc na gwiazdy. Czasami spokój i nasze wspólne oddechy, oddzielały nasze pojedyncze słowa. Jeśli ta noc nie jest wieczna, przynajmniej jesteśmy tu razem. Wiem, że nie jestem sama.

- Przynajmniej przeżyliśmy. - mruknęłam w rozbawieniu.

- Upadnij siedem razy, wstań osiem. - odrzekł, składając na moim czole delikatny pocałunek.

- To ty byłeś tym chłopcem z przeszłości. - powiedziałam niedowierzając. - Od ciebie mam ten pierścionek. - podniosłam dłoń ku górze.

- Tak. - powiedział, jak gdyby nigdy nic.

- No nie wierze.. Wiedziałeś i nie raczyłeś mi powiedzieć? - pokręciłam głową.

- Gdy byłem mały, mój ojciec robił interesy z twoim. Najczęściej przychodziłem z nim. On szedł do waszego gabinetu, a ja.. no cóż.. Czasami z tobą rozmawiałem, czasami cię obserwowałem z daleka, jak wtedy gdy huśtałaś się na huśtawce.

- Zamierzałeś to ukrywać? - spytałam zmieszana.

- Nie. - powiedział szczerze. Spojrzałam w jego tęczówki, widząc w nich lekki błysk.

- To dlatego te oczy mi się śniły po nocach. Kojarzyłam je, ale teraz już wiem, że należą do ciebie. - szepnęłam.

- Ciekawe, mów dalej.. - namawiał mnie.
W tamtym momencie byłam w niebie, a jednocześnie sięgałam dna to wszystko było tak popieprzone.

- Kiedyś zamierzałem ci o tym powiedzieć. Ale nie wiem czy by to coś zmieniło.. - zamyślił się. - Ale widzę na twoim palcu pierścionek ode mnie, więc na pewno ci się podoba. - zaśmiał się. Uderzyłam go w ramię w udawanym oburzeniu.

Związana frenezja 18+ [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz