Rozdział 11

4.5K 181 73
                                    

Stwierdziłam, że dodam rozdział dwa dni wcześniej. Myślę, że będziecie zadowoleni.

Miłego czytania!

***

Pov: Marcello

Była piękna. Stała przede mną w granatowej sukience z kryształami. Materiał sięgał do samej ziemi. Włosy miała rozpuszczone i lekko pofalowane. Zawinąłem kosmyk na palec i wetknąłem włos za ucho. Kobieta uniosła kącik ust w niewielkim uśmiechu.

- Gotowa? - zapytałem. Złapałem dwa kieliszki z drogim szampanem od kelnera, który niósł je na tacy.

- Nie. - mruknęła. Była od rana cholernie zestresowana, nie mniej nie rozumiałem sensu jej strachu. Przy mnie mogła czuć się bezpieczna.

- Czyżby Maddalena się stresowała? - podpuszczałem ją.

- Chciałbyś. - prychnęła.

- Więc o co chodzi? - zapytałem, obejmując ją ramionami. Westchnęła w moją klatkę piersiową. Lekko wzruszyła ramionami, zupełnie się nie odzywając. Chciałbym chociaż na jeden dzień wedrzeć się do jej głowy, a raczej jej myśli.

- O nic. - urwała. Usiedliśmy przy dużym stole, kładąc na nim kieliszki z pozostałością alkoholu.
Elena zawinęła kosmyk włosów i założyła go za ucho.  Obserwowała całe otoczenie, jakby kogoś szukała.
Mimo, że miała koronkową maseczkę na oczy.

- Widzisz te porozrzucane po całej sali litery? - zapytała, biorąc do ręki drogiego szampana.

- Tak. - powiedziałem swobodnie.

- One coś znaczą.

- Elena.. - zacząłem, ale nie dała mi skończyć.

- Il passato è noto, il futuro non è necessariamente...

Słysząc te słowa po włosku, również podążyłem wzrokiem tam gdzie dziewczyna. To była podpowiedź. Literki układały się dokładnie w takie same zdania.

Przeszłość jest znana, przyszłość niekoniecznie..

Te słowa były przestrogą. Gdzieś je już słyszałem, odbijały mi się w głowie pieprzonym echem.

Słońce powoli wschodziło nad horyzontem. Cała robota zajęła nam kilka godzin. Mieliśmy się uporać w większość nocy. Zemsta została wykonana, szybko i bez świadków.
Dzisiaj nie miałem do tego głowy, myślami byłem gdzieś indziej. Usiadłem na skraju drzewa, patrząc jak lekka mżawka moczy moje ubrania.
Sekundę przed naciśnięciem spustu w broni, usłyszałem ciche zdanie, które utkwiło w mojej głowie aż do teraz.
Gdy do niego strzelałem, wiedziałem, że rozpętam wojnę. Był jednym z ważniejszych ludzi Bianchi.
O ile nie najważniejszym.
Dzięki moim ludziom, wiedziałem ile czasu nie mógł się otrząsnąć po jego stracie. A potem słuch o nim zaginął.

- Czuje, że ktoś nas obserwuje.. - usłyszałem szept Eleny. Otrząsnąłem się z niepotrzebnych myśli, odpowiadając kobiecie.

- W takim razie wychodzimy. - wstaliśmy od stołu, kierując się do wyjścia.
Nie chciałem narażać jej życia.

***

Podniosłem się z łóżka przez dzwoniący telefon, który wydzwaniał już od jakiegoś czasu. Przyciemniłem ekran, widząc numer Lorenzo. Ostatni raz patrząc na śpiącą dziewczynę, wyszedłem z sypialni.

- Mam nadzieje, że masz dobry powód budzenia mnie w środku nocy. - powiedziałem, otwierając drzwi do gabinetu.

- Ten bal był zmyłką. Gdybyście zostali jeszcze z około dwadzieścia minut, nie musielibyście wracać, a raczej wasze ciała w czarnych workach. Więc podziękuj Elenie. - parsknął.

Związana frenezja 18+ [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz