-1-

46 8 2
                                    

Na całym placu, jak i poza nim, panował ogromny chaos. Ludzie, w strachu o swoje życie, pędzili w każdą możliwą stronę, taranując się przy tym nawzajem. Tylko on nie mógł nic zrobić. Sterczał jak słup, z liną na szyi, modląc się o to, aby nikt nie przewrócił szubienicy. Jednak kiedy dojrzał, co spowodowało taką panikę, powoli zaczął zmieniać zdanie. To był obraz, którego miał nadzieję już nigdy w życiu nie zobaczyć, obraz który przywodził mu na myśl dzień swojego wielkiego upadku.

~

— Zatrzymaj się, w imieniu prawa! — po lesie rozległ się krzyk jednego z królewskich strażników. Tajemniczy uciekinier mknął koronami drzew, jak gdyby w ogóle nie był człowiekiem, a nieznaną innym istotą, może duchem. Cóż, nic bardziej mylnego, bo Snake nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek przybierał jakieś inne formy, niż ludzka. Parsknął śmiechem, widząc jak tragicznie idzie im ściganie go. Zdecydowanie powinni zwerbować nową kadrę, bo to co sobą reprezentowali, pozostawiało wiele do życzenia. Dosłownie chwilę temu prawie dokonał — niestety niezbyt udanego — zamachu na króla, a ci nie byli w stanie go nawet dogonić.

Uciekanie zaczęło mu się powoli nudzić, szczególnie, że nie posiadał nawet godnego przeciwnika. Zdecydował się więc na arogancki z jego strony ruch i zeskoczył z jednej z niższych gałęzi, wprost na przeciw wrogowi. Oparł się o ogromny miecz, który zawsze nosił ze sobą i pomimo, że jego twarz zasłaniała już trochę zniszczona, biała maska, kapitan straży przysiąc mógł, iż nie tylko na przedmiocie widniał wielki, głupi uśmiech. Dobrze wiedział, z kim miał do czynienia, bo plotki o nim krążyły już od wielu tygodni pośród mieszkańców Kinoko. Zdążył już załatwić kilku ważnych urzędników, ku rozpaczy władzy i cichej uciesze ludu.

Społeczność królestwa już od dłuższego czasu zbierała się potajemnie, aby działać przeciwko władzy, ze względu na prześladowania, których dopuszczał się król. Odkąd poprzedni władca, a jego dziad, przejął tron, zabroniono wszystkiego, co jakkolwiek wiązało się z magią, a nikt nawet nie znał powodu, dlaczego wprowadzono taki, a nie inny zakaz. Bardzo przeszkadzało im takie prawo, ponieważ Kinoko od stuleci znane było ze swoich magicznych mocy i wynalazków. Początkowo mieszkańcy niekoniecznie chcieli się buntować przeciwko zakazowi, trwało to jednak tylko dopóki nie zaczęli ginąć niewinni obywatele, którzy choć w najmniejszym stopniu podejrzani byli o uprawianie czarów.

Snake nienawidził władzy, a w szczególności takiej, która torturowała bogu ducha winnych ludzi. Miał serdecznie dosyć pomiatania słabszymi od nich, więc postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, a ze swojej perspektywy, miał na nich już tyle krwi, że nie byłby w stanie jej zmyć, nawet gdyby przestał. Chciał zacząć działać, przestać siedzieć w miejscu, żeby ludzie w końcu mogli poczuć się bezpiecznie. Nie rozumiał jednak, że w oczach innych, była to agresja, niekoniecznie pomoc. Kierowany obawami i skrajnymi emocjami, we wszystkich osobach stojących u władzy widział wrogów i tym razem posunął się zdecydowanie za daleko.

Zanim wszyscy strażnicy zdążyli dotrzeć na miejsce, mężczyzna gładko przejechał ostrzem po szyi jednego z obecnych, powodując gwałtowny rozlew krwi. Pomimo brutalności, jaką za sobą niósł, jego ruchy były tak finezyjne i gładkie, iż wyglądał jakby tańczył, a jego broń zostawiała za sobą zielonkawą smugę, tworząc obraz przypominający szarfę. Wielkim rozczarowaniem było jednak to, że w rzeczywistości nie był to piękny, lecz okrutny taniec.

Cóż, Snake miał jedną zasadę — nie zabijać niewinnych ludzi. Jednakże w jego oczach, każdy kto współpracował ze znienawidzoną władzą, był winnym. Wiele osób, które widziało go podczas walki, uważało, że wpadał w obłęd, a jego wzrok był tak nieobecny, jakoby poruszało się tylko ciało, a dusza zaginęła gdzieś w jego odmętach. Zastanawiali się, co doprowadziło do takiego, a nie innego zachowania z jego strony, jednak prawdę znał tylko i wyłącznie on, chociaż sam chował ją głęboko na dnie, aby nigdy więcej nie musieć jej stamtąd wyciągać.

Padł kolejny ze strażników, kiedy ostrze przeszyło na wylot jego skórę. Próbowali się bronić, jednak bezskutecznie i coraz bardziej zaczęli zauważać że to może być ich koniec, a Snake czuł się, jakby był nie do pokonania. Nie panował nad sobą, kiedy tylko chwytał za broń, jednak czasami było to według niego niezbędne. Nie wybaczyłby sobie, gdyby po raz kolejny odpuścił. Nawet jeśli nie udało mu się pozbyć okrutnego króla, dalej mógłby pozbawić życia tych, którzy przez ostatnie lata odebrali ich tysiące.
Coś jednak poszło nie tak i Snake zdecydowanie się tego nie spodziewał. Jego plany zawsze były idealnie przygotowane, w razie, gdyby nie wyszło tak, jak powinno. Cóż, tego nie uwzględniono nawet w planie awaryjnym. Gdy już szarżował na kapitana straży, nagle poczuł, jak coś przyczepia się do jego szyi. Chciał zostawić to na później, jednak nawet nie było takiej okazji, ponieważ zaledwie sekundę później, jego ciało obezwładnił okrutnie bolesny przepływ prądu, Nie uszkodził w żaden sposób jego ciała, jednak skutecznie obezwładnił, co pozwoliło ocalonym na związanie i pojmanie go.

~

Tak oto skończył z pętlą na szyi. Nie miał pojęcia kto, albo czym go zaatakował, jednak przysięgał sobie, że jeśli zginie, odnajdzie tę osobę po śmierci i będzie nawiedzał do samego końca. Jego plany prawie nigdy nie zawierały usterek, znajdował wyjścia z każdej sytuacji, a jednak tym razem został zaskoczony. Coś musiało mu umknąć, jakiś mały szczegół, do którego nie dał rady dotrzeć. Tym bardziej, że nie był w stanie nawet uciec z celi, co robił w swoim życiu już wiele razy.

Teraz jednak miał zdecydowanie ważniejsze sprawy na głowie. Jego egzekucja się nie powiodła, jednakże nie dlatego, że on coś zdziałał. Wręcz przeciwnie, nie miał pojęcia, że coś się wydarzy. Chociaż sam zdecydowanie wolałby, żeby nic się nie wydarzyło. Znowu musiał oglądać ten okropny obraz. Czarna, wielka postać unosiła się nad placem zamkowym, na którym właśnie się znajdował. Niestety zbyt dobrze wiedział, z czym ma do czynienia. Kiedy go zobaczył, prawie zwymiotował, przypominając sobie o traumatycznych wydarzeniach z przeszłości. Kolejne królestwo miało obrócić się w pył.

Próbował uwolnić się z lin, jednak zamarł w miejscu, kiedy ogromna głowa ptaszyska zwróciła swój wzrok w jego stronę. Zaczęła się powoli zbliżać, jakby kojarzyła, z kim ma do czynienia. Snake prawie zemdlał ze strachu, jednakże poczuł, jak liny na jego dłoniach i szyi puszczają.

— Idź wschodnią bramą, jest zamknięta, ale dasz radę się przedostać — usłyszał szept w prawym uchu, jednak kiedy się rozejrzał, nikogo dookoła nie zobaczył. Było to co najmniej podejrzanie i dziwne, jednak nie zamierzał oponować, kiedy miał szansę na przeżycie i ucieczkę. Zeskoczył gwałtownie z drewnianego podestu w ostatnim momencie, ponieważ sekundy później, ptak rzucił się ze szponami na miejsce, w którym wcześniej znajdował się Snake. Nie oglądając się za siebie, pognał w kierunku zachodniej bramy, o której powiedział mu tajemniczy wybawiciel. Ledwo minął się z kilkoma przeszkodami spadającymi z nieba, jednak w końcu udało mu się dotrzeć do miejsca docelowego. Pomimo zamknięcia, dobrze wiedział, jak tamtędy przejść, ponieważ dokładnie tym miejscem włamywał się z zamiarem zabójstwa. Uderzył się ręką w czoło, myśląc o tym, jak głupi był, gdy porywał się na taki cel. Szybkim krokiem i omijając przy tym kilka schodków, dostał się na górę wieży. Z ulgą stwierdził, że jest tam jeszcze jego lina, co oznaczało, że strażnicy nie zorientowali się, którą stroną się dostał. Tym razem miał naprawdę wiele szczęścia.

Zrzucił linę z wieży i zaczął po niej schodzić najszybciej jak mógł, nagle jednak ziemia zatrzęsła się, powodując, że Snake ledwo uniknął uderzenia przez starą cegłę. Oberwał za to w nogę, co nie wróżyło mu zbyt dobrze. Zaklął pod nosem, widząc sączącą się krew, jednak uparcie schodził. Gdyby był w swoim normalnym stanie, skoczyłby już z połowy wysokości, jednakże zraniona kończyna i kilkudniowe wygłodzenie po przebywaniu w lochach dawały się we znaki.

Gdy udało mu się już postawić stopy na ziemi, przeklął głośno, przypominając sobie o ważnym aspekcie. Jego broń została w zamku, najprawdopodobniej trafiła do jakiejś brudnej zbrojowni tych niedorobionych strażników i rycerzyków. Oczy zaszły mu łzami. Zdecydowanie nie chciał zostawiać tam swojego największego skarbu, nie miał niestety innego wyjścia. Nie byłby w stanie ponownie wspiąć się na górę, a co dopiero przeszukać zamek podczas ataku, mógł tego nie przeżyć. Zdenerwowany i obolały zaczął kuleć w stronę ciemnego lasu, który znajdował się tuż za zniszczonym od ataku zamkiem.

|| Snake ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz