Rozdział 4

635 37 6
                                    

– Możesz mi do jasnej cholery powiedzieć, jak długo jeszcze będzie trwał ten twój, pożal się boże, romans, a raczej cyrk, w którym uczestniczysz i jesteś największą atrakcją? Mam dość tego człowieka i całej jego rodziny! – syknął ojciec, zamknąwszy za sobą drzwi jednego z pomieszczeń w willi, który wyglądał na gabinet, światło mieniło się w półmroku. Na środku stało mocne, ogromne dębowe biurko, pod nim wzorzysty dywan. Okna zasłonięte brązowymi grubymi zasłonami a także regał z tego samego materiału co biurko, a przy regale stolik z alkoholem. Ojciec podszedł do niego i do szklanki nalał burdonu, następnie przycisnął szkło do ust i wydał z siebie charakterystyczny dźwięk, mówiący że alkohol jest mocny. Marlena stała oparta o jeden z foteli i była przerażona, wzrok wcisnęła w podłogę. Matka patrzyła na mnie jak na najgorszą córkę pod słońcem, a ojciec w najlepsze delektował się alkoholem, ale jego dominująca postawa, sztywne ramiona, napięte mięśnie, mówiły jedno. Był cholernie wkurwiony.

– Nie wiem. Planujemy ślub – odparłam pogarszając swoją sytuację.

– Ślub? – powtórzyła matka, niemal sztywniejąc. Jej niebieskie oczy wypalały we mnie dziurę. W moim sercu szalało serce, oddech mi przyśpieszył, czułam, że jestem na straconej pozycji. – Czy uważasz ten ruch za taktowny? Tym bardziej w tej sytuacji, w której byliśmy świadkami? Zobacz jak ja wyglądam! Dziecko!

– A jaka zaistniała sytuacja? – zapytałam, bo do końca nie widziałam przecież całego zajścia. Widziałam tylko jak ojciec Fabiana, próbował wstać i przepraszał, przytrzymując się matki sukienki. Aldona kopała zawzięcie nogami w ziemię i krzyczała robiąc wokół siebie zamieszanie.

– Jak to co? Ślepa byłaś?! A może cię nie było i dopiero zjawiłaś się na najlepsze, żeby się trochę pośmiać z biednej matki? Sławek upadł a potem próbował się podnieść, przytrzymując się mnie! – krzyknęła rozzłoszczona Aldona, tupiąc nogą o podłogę. Niemal widziałam, jak dym wychodzi jej z uszu. Wiedziałam, że prowokowanie jej jest najgłupszym pomysłem wszech czasów, ale i tak to robiłam. Może sprawiało mi to jakąś chorą satysfakcję?

– Rozumiem, że zepsuł ci piękną kreację, w której naprawdę wyglądałaś olśniewająco na przyjęciu, i zachował się fatalnie, wręcz niedopuszczalnie, ale przecież to nie z nim planuję swoją przyszłość, tylko z jego synem. Fabianem, którego naprawdę kocham i chce z nim być.

– Uderzył twojego ojca! – warczała matka.

Zacisnęłam dłonie w pięści.

– Tak. Bronił swojego ojca, który ledwo trzymał się na nogach, i z którego tryskała się krew, a tata w najlepsze go...

– Zamilcz, Zuzanno! – syknął ojciec podchodząc do mnie, zaciskając dłonie w pięści i szczękę. Niemal wyprowadziłam go z równowagi. Patrzył na mnie jadowitym wzrokiem, który mógłby zabijać. – Uważaj co mówisz i kogo chcesz obrazi – dodał, prostując się, wówczas miałam wrażenie, że stał się jeszcze większy niż był chwilę temu.

– Cały czas tylko mam milczeć – mruknęłam pod nosem, a potem coraz głośniej syczałam. – Nie odzywać się. Nie mówić swojego zdania! Litości mam już dwadzieścia pięć lat i mam trochę oleju w głowie. Wiem co robię. Proszę zaufajcie mi. Nie jestem jakąś tam głupiutką gąską. Fabian jest dobrym mężczyzną.

– Daliśmy ci kredyt zaufania i co? Twój facet pobił mnie, a jego ojciec zdarł niemal całą koronkę z TWOJEJ matki. Oczywiście, że masz olej w głowie, w końcu jesteś moją córką, ale gdy w grę wchodzi ten twój cały Fabian, to wypala ci mózg. – Wskazał na swoją głowę i pokazał dłońmi, że wybucha i zostaje tylko dym. – Wiesz Zuz, gdybyś faktycznie miała głowę na karku, to nie zadawałabyś się z tym człowiekiem!

Zakazany OwocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz