Rozdział IX

86 4 0
                                    

Rano przywitało mnie słońce i śpiew ptaków. Odważyłam się włożyć prostą, czarną sukienkę do kolan, którą tak bardzo uwielbiałam.

Teleportowałam się do szkoły na ostatnią chwilę. Wypatrywałam samochód Dracona. Westchnęłam z ulgą, widząc, że samochód stoi na miejscu parkingowym.

Na szczęście udało mi się dotrzeć do klasy przed dzwonkiem.

Dzień wlókł się niemiłosiernie i wyczekiwałam z nadzieją na dzwonek oznaczający zakończenie wszystkich zajęć.

Po szkole wpadłam do domu, aby zostawić książki i zrobić szybki obiad na rodziców - spaghetti domowej roboty - i zaczęłam się ogarnąć. Wyszczotkowałam szybko włosy i wzięłam swoją lekką już torebkę.

Amelia podjechała po mnie swoim nowiutkim fordem focusem w kolorze złotym. Z tyłu siedziała Julia i uśmiechała się do mnie szeroko. Usiadłam koło kierowcy i ruszyłyśmy w drogę.

Pojechałyśmy do galerii handlowej w centrum miasta i zaczęłyśmy chodzić po sklepach. Dopiero w Stradivariusie dziewczyny znalazły swoje wymarzone sukienki. Amelia wybrała piękną różową sukienkę do ziemi i różowe obcasy, a Julia wybrała czarną, koronkową sukienkę do kolan i czarne baleriny.

Po zakupach poszłyśmy do McDonalda i zjedliśmy jako taki obiad. Później pomogłam im w odniesieniu zakupów do auta. Dziewczyny zostały w galerii, a ja postanowiłam się przejść po mieście.

Wielu ludzi wracało właśnie z pracy i ruch był dość spory. Wędrowałam po ulicy, oddalając się z każdym krokiem od centrum handlowego.

Zaczęłam myśleć o Draconie. Próbowałam wmówić sobie, że z soboty nic nie jest wyjdzie.

"Nieznośny arystokrata" - powiedziałam do siebie i poszłam dalej.

Dużo czasu minęło aż uzmysłowiłam sobie, że coraz bardziej oddalam się od zgiełku miasta. Znajdowałam się teraz w niebezpiecznych zakątkach miasta. Było tu pełno fabryk, magazynów i opustoszałych, zniszczonych budynków. Postanowiłam skręcić w najbliższą przecznicę, licząc na to, że wrócę do centrum handlowego.

Zza rogu wyszła grupka czterech chłopaków. Sądząc po ich wyglądzie zdałam sobie sprawę, że być może są w moim wieku, albo troszkę starsi. Zaczęłam iść ulicą, żeby ustąpić im miejsca na chodniku. Szłam przed siebie i wyciągnęłam różdżkę dla własnego bezpieczeństwa.

– Chłopaki to jest ta szlama Granger! – zawołał jeden z chłopaków, kiedy mnie mijali. Chwyciłam mocniej za moją różdżkę i zerknęłam na nich. Dwóch z czwórki się zatrzymało. Zagadał do mnie wysoki, kruczoczarnych dwudziestopięciolatek. Miał na sobie rozpiętą, elegancką koszulę, eleganckie buty i eleganckie spodnie. Zrobił krok w moją stronę.

– No cześć – mruknęłam do niego, po czym odwróciłam wzrok i lekko przyspieszyłam kroku.

– Zaczekaj na nas, szlamo! – krzyknął któryś z chłopaków.

Gdy skręciłam w najbliższą przecznicę, okazało się, że kilka metrów za mną idzie ta dwójka, która wcześniej się zatrzymała.

Niestety najbliższa przecznica okazała się by drogą bez wyjścia. Westchnęłam ciężko.

„Nigdy nie dojdę do skrzyżowania" – warknęłam cicho i zaczęłam iść w kierunku ulicy, z której przyszłam.

Zamierzałam iść na wschód, bo właśnie tam słyszałam zgiełk samochodów. Miałam nadzieję, że nie stchórzę i wytrwale zniosę obecność nieznanych mi mężczyzn.

Gdy tak szłam, w moją stronę szła dwójka pozostałych mężczyzn. Zaczęłam szybko pojmować, że nie byłam śledziona, lecz osaczona.

– No witaj, szlamo – uśmiechnął się szyderczo dwudziestopięciolatek ten sam,który zagadał do mnie wcześniej.

"Jesteś moim słońcem w mroku"|| DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz