Grudzień 2021 r., Polska, północna Lubelszczyzna - kraina chmielem, cebularzem i Lubelską cytrynową płynąca (nie, ale bez kitu, żyję tu dosłownie całe swoje życie i tylko z tego słyniemy).
Krajobraz wiejskiej miejscowości spowijała typowa dla Polski szara, mroźna i oczywiście bez opadów śniegu paskudna zima. Po chodniku rowerkiem ze szkoły popylała dziewczyna. 162 centymetrów nieszczęścia chciało się jak najszybciej dostać do domu i z przyjemnością zacząć upragniony weekend pełen lenistwa.
Dziewczyna wyglądała jakby uciekła z zerówki, ale w rzeczywistości lat miała 18 i wisiała nad nią ponura wizja matury. ,,Pamiętajcie, że wam na maturze wypadają Dziady“ słowa polonistki dudniły jej ciągle w głowie. Wcale nie dlatego, że powtórzyła to od września już tysiąc razy.
— Ja jebie — powiedziała do siebie Kinga, bo tak miała na imię owa niewiasta. Wchodząc do domu od razu zauważyła, jak szybko parują jej okulary. Zdjęła czapkę uwalniając szopę brązowych i nigdy nieokiełznanych włosów zastanawiając się czemu nie pojechała do szkoły samochodem.
Okej, może jeżdżenie samochodem do szkoły, która znajdowała się w odległości 700 metrów od jej domu można uznać za delikatną przesadę, ale za większą Kinga uznawała ilość warstw ubrań, które musi na siebie nakładać, aby nie zmarznąć podczas codziennej jazdy rowerem do swojego niezwykle prestiżowego liceum.
Po zdjęciu z siebie kurtki i szalika powędrowała do kuchni w celu znalezienia w lodówce czegoś, co umili jej piątkowy wieczór. Co z tego, że była 15? Kinga zaczynała swój odpoczynek po tygodniu pełnym pasjonującej nauki wcześnie.
— Po szklanie i na rusztowanie... — mruknęła do siebie szukając wzrokiem swojego ulubionego trunku. Szybko jednak zauważyła jego brak, co mogło oznaczać tylko jedno. — Kurwa, stary znowu wypił moją Perełkę miodową! — oburzyła się chwytając za pierwszego lepszego desperadosa i zatrzaskując drzwi do lodówki.
Kingę można określić wzorowym przykładem młodzieży polskiej XXI w. Dużo klnie, dużo pije, a jej pierwszą reakcją na język niemiecki jest ucieczka. Podsumowując - to kryptopatus. Jej marzeniem jest zostać archeologiem, a jej główną przeszkodzą w osiągnięciu marzenia zrodzonego w jej główce przez nałogowe oglądanie Indiana Jones'a w dzieciństwie jest matura z matematyki.
Jeśli uważacie, że w tych ledwo 500 słowach za dużo razu wystąpiło słowo ,,matura" to możecie się poczuć jak Kinga i jej koledzy z klasy.
Po wejściu do pokoju jebnęła plecak, który ważył z jakąś tonę na łóżko i usiadła do komputera. Otworzyła swoje piwerko i włączyła owe urządzenie.
— No, to pora na Genshinka — uśmiechnęła się do siebie biorąc łyk cudownego trunku.
I pewnie zmarnowałaby kolejne trzy godziny na tej niezwykle uzależniającej chińskiej gierce gdyby nie dzwonek telefonu. Zmarszczyła brwi widząc niezapisany numer, ale odebrała mimo wszystko. Kinga rzadko kiedy mogła utrzymać swoją ciekawość w ryzach.
— Nie, kurwa, nie chcę żadnej fotowoltaiki. Chodzę do liceum, mnie ledwo na kebsa stać — nie dała dzwoniącemu nawet dojść do słowa.
— Cholera, zapomniałem, jak pojebane są Polki — po drugiej stronie słuchawki odezwał się niezwykle zmęczony życiem mężczyzna.
— Wypraszam sobie, jestem pojebana tak po rodzinie, a nie dlatego, że jestem Polką — oburzyła się.
— Słuchaj, mam dla ciebie bojowe zadanie...
— W którym momencie Pan się stał moim ojcem? — wzdrygnęła się na słowa tajemniczego rozmówcy.
— To misja od Sama-Wiesz-Kogo.
— Kim Pan w ogóle jest? — szatynka absolutnie go zignorowała.
— Mów mi Walerian... — wypowiedział swoje imię jakby uciekł z planu Bonda.
— Aha. No tak, przepraszam, już teraz wszystko rozumiem — przewróciła ostentacyjnie oczami, ale Pan Walerian nie mógł tego widzieć. — Do tego to brzmi jak, bez urazy, imię dla menela.
— Hej! Każdy ma jakieś pasje! Żul też człowiek... — wymamrotał. — Przysyła mnie Polszanka.
— Pluszanka? — Kinga nie mogła się powstrzymać od zajebania ultraturbosmiesznego suchara na poprawienie sobie humorku. Szybko jednak, zauważając, że jej rozmówca się nie śmieje, spoważniała. — Co ta psychopatka ode mnie chce? Powiedziałam, że dopóki nie da mi prawilnego ruspolu to z nią nie rozmawiam.
— Szefowa potrzebuje pomocy rodzaju... Hm, terapeutycznego — odezwał się Walerian przerywając wywód dziewczynie.
— Terapeutycznego? I jak ja mam w tym pomóc, ja jedynie skończyłam gimnazjum. Tuż po tym je zamknęli tak swoją drogą — odpowiedziała zdziwiona.
— Szefowa mówi, że państwa potrzebują pomocy, aby poradzić sobie ze wszystkim, co dzieje się w ich głowach po traumatycznych wydarzeniach jakie ich spotkały — wyjaśnił. — Cokolwiek to znaczy.
— Co kurwa?
— Tak właściwie to będziesz im pomagać w ich związkach i wszystkim innym.
— Aha — powiedziała tępo patrząc się przed siebie. — Nie dziękuję, to brzmi jak praca, a ja mam uczulenie na pracę.
— Będziesz mogła zeswatać ruspol.
— Wchodzę w to — powiedziała bez większego pomyślunku uśmiechając się do samej siebie.
— Wspaniale, więc ugadane — ucieszył się żul z zamiarem rozłączenia się z niestabilną przedstawicielką kwiatu młodzieży polskiej.
— Chwileczka, jak to ma w ogóle wyglądać, gdzie mam ich przyjmować, jak mi zapłacicie, kto ma przychodzić, co ile mają przychodzić, a, i ile mi zapłacicie? — dziewczyna zaatakowała biednego menela lawiną pytań.
— Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie, szefowa się z tobą skontaktuje — Kinga była prawie pewna, że usłyszała cierpienie w jego głosie.
— Ale to czemu nie mogła zadzwonić do mnie sama od razu tylko Pana na mnie nasyła?
Pan Walerian się rozłączył.
— W co ja się, kurwa, wpierdoliłam? — westchnęła cierpiętniczo podnosząc butelkę piwa do ust.
******
Jakby co ten klaun to ja, ja jestem klaunem! I autorka tego tworu, który z jakiegoś powodu przeczytaliście. Jeśli nie zmroziło was totalnie to się cieszę - zostaliście wybrani. Mam nadzieję, że bawiliście się przynajmniej w połowie tak dobrze jak ja kiedy to pisałam. Jeśli ktoś się jeszcze nie zorientował to mówię od razu, że ta książka to jeden wielki mem i moje chore fantazje, przepraszam za uszczerbki na zdrowiu.
No, to tyle, bajo jajo!
Tak..., a ta czcionką wiadomości dla Was zostawiać będę ja - właścicielka tego profilu, czyli zbrodniarka wojenna, którą znacie jako Polszanka. Dajcie proszę znać, czy taka luźna forma nie przeze mnie pisana Wam się podoba. Skomentujcie, by ok666ok666 mogła poznać Waszą opinię. Jeśli macie jakieś pytania, proszę zadawać.
CZYTASZ
Głosem czytelnika, czyli międzynarodowa terapia dla dzbanów
CasualeCzy kiedykolwiek denerwowały Was wasze ulubione postacie? Czy kiedykolwiek sądziliście, że będąc na ich miejscu od razu poradzilibyście sobie z danym problem? Pewna czytelniczka odpowiedziałaby na oba pytania twierdząco. Teraz postanowiła wziąć spra...