8

225 15 7
                                    

Po ich wspólnie spędzonym czasie trochę się zmieniło. Podczas wykładów siadali razem, podczas przerw chodzili razem na śniadania. Usta w ogóle im się nie zamykały. Mieli pełno tematów do omówienia. 
Doszło nawet do tego, że zaczęli razem pracować nad projektem na zaliczenie. 

Dobrze im się razem pracowało w pracowni uniwersyteckiej. Często zostawali tam do późna. Wtedy Jayce zapraszał Vika do siebie na noc, bo do niego było bliżej. 
Taki układ im pasował. 

Tego dnia Talis przybył do pracowni jako pierwszy i długo siedział tam sam. Po trzeciej godzinie spóźnienia przyjaciela zaczął się martwić. 
Już miał wychodzić i jechać po niego, ale ten nagle pojawił się w drzwiach. Wyglądał na trochę zmęczonego i przybitego, ale nie miał zamiaru się do tego przyznać. 

-Przepraszam, że nie dałem znać że sie spóźnię. Coś mi wypadło. 

Powiedział swoim zwyczajnym tonem, jakby nic się nie stało. Od razu przysiadł do biurka i zajął się pracą. 
Dziś jednak nie było tak jak zwykle. 
Viktor dużo milczał. Zamykał się w przemyśleniach. Był za bardzo skupiony na samych badaniach. 

Jayce w końcu nie wytrzymał. Ta cała atmosfera go dobijała. 

-Vik. Możemy pogadać. 

Zapytał spokojnie. 
Ten go jednak olał. 

-Vik? 

Powtórzył głośniej. 

-Mhm. Za chwilę. 

-Viktor. 

Złapał go za ramię i obrócił przodem do siebie. Stali przy dużej tablicy. Twarz bliskiego mu mężczyzny z trudem coś ukrywała. 

-Vik. Co się dzieję. Odkąd przyszedłeś nie poznaję cię. Co się stało? 

-Nic.. To nic takiego. Wszystko okej. 

Mówił spokojnym. Trochę podwyższonym i drżącym głosem. 

-Viktor. Mnie nie oszukasz. Powiedz prawdę… i nie odwracaj wzroku. 

Jayce złapał go delikatnie za brodę. 
Starszy musiał zagryźć wargę. Z jego oczu spłynęły łzy, które od razu młodszy wycierał kciukami. 

-Rio… nie żyje. 

Niższy pękł. Schował twarz w dłonie, a starszy natychmiast go przytulił. Schował w swoich ramionach. Sam poczuł, że mu przykro, bo to stworzenie było niesamowite i polubił je. 

-Był ze mną od dzieciaka. Miałem chyba 10 lat? Miałem tylko jego przez wielkość życia… 

Mówił, kiedy w miarę się uspokoił dalej w objęciach partnera. 

-Jak to się stało? 

-Singed postanowił dokończyć eksperymenty… ale Rio był już zbyt słaby i… teraz pływa w formalinie w laboratorium… Straciłem go. Nie mam już nikogo… 

Viktor był bardzo przywiązany do Rio. Kochał tego stworka. Długo dbał o niego, a ten odwdzięczał się tym samym. Kiedy naukowiec zobaczył ciało najbliższej jego sercu postaci poczuł straszny ból i samotność. 

Talis uniósł twarz załamanego, aby ten spojrzał na niego. Ponownie starł łzy z jego policzków. 

-Nie jesteś sam Viktorze. Masz jeszcze mnie. Zawszę będę przy tobie. 

Powiedział cicho chcąc ukoić nerwy starszego. 
Przymrużył lekko oczy i zbliżył swoją twarz do niego. Nie puszczał z uścisku, aby potem złożyć jeden pojedynczy pocałunek na jego ustach. 
Vik poczuł jak nagle miękną mu nogi i automatycznie chwycił wolną ręką ramienia mężczyzny. Potem niemal od razu puścił swoją laskę, a obiema dłońmi ujął jego kark i sam zapoczątkował kolejny pocałunek, który ten pogłębił. 
W pewnym momencie Jayce podniósł Viktora i posadził na biurku. 
Nie przerywali pocałunków. Serca biły w jednym, bardzo szybkim tępie. 

-Vik. Jesteś dla mnie kimś więcej niż partnerem czy przyjacielem. 

Talis przerwał, aby wyznać swoje uczucia. 

-Wiem, że ci teraz ciężko. Nie pracujmy już dziś nad tym… może pożegnajmy w godny sposób Rio. Widzę, że musisz przejść przez tę żałobę. Będę cały czas przy tobie. 

-Dziękuję Jayce… nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy… 

Ze starszego nie schodził rumieniec. Jednak na razie nie mógł odpowiedzieć na wyznanie. 
Poprosił jeszcze o pomoc w ściągnięciu stelaża i wyszli z pracowni.  
Vik powiedział, że chce udać się do jednego miejsca, ale nie może tego zrobić z żelastwem na nodze. 

Droga była długa, bo prowadził przez plażę. Musieli dostać się do skał na opuszczonej części, bo była zbyt blisko Zaun. 
Przeszli między skałami do miejsca gdzie była mała piaszczysta wysepka, a wokół niej płynęła przejrzysta woda. 

Starszy klęknął na wysepce. 

-Tutaj się znaleźliśmy. 

Przez myśli naukowca przewinęły się wspomnienia z tego dnia i następne z nim spędzone. Potrzebował dużo czasu, aby pogodzić się ze śmiercią zwierzaka. 
Jayce stał obok i dodawał mu otuchy. 
Viktor podniósł się z piasku, kiedy zaczynało się ściemniać. 

-Możemy wracać. 

Powiedział. 

-Na pewno? 

-Tak. 

-To zapraszam do mnie. Zjemy coś. 

-Dziękuję. 

-Nie masz za co. 

✧・゚: *✧・゚:*

W mieszkaniu młodszego było już po zmroku. Talis zaczął przyrządzać na kolację makaron, bo tylko to potrafił upichcić. W tym czasie Vik zrobił herbatę. 
Usiedli razem przy stole i w ciszy konsumowali posiłek. 

-Ty też jesteś dla mnie kimś więcej. 

Nieoczekiwanie starszy przerwał ciszę, kiedy gospodarz odkładał naczynia do zlewu. Przy tym objął go od tyłu w pasie tuląc się do tych umięśnionych pleców. 

Jayce obrócił się do niego przodem z rozczulonym uśmiechem. Dotknął kącika jego ust, aby zetrzeć resztkę sosu. Na ten gest Viktor się zawstydził i speszyl lekko, a ten tylko zaśmiał. 

Talis sprawnie sprawił, aby jego ukochany spojrzał na niego, a potem zaczął go całować. Vik nie pozostawał dłużny. Z biegiem wydarzeń obaj znaleźli się w sypialni zauroczeni efektem chwili i jej atmosfery. 
Tej nocy mimo iż pod dachem, obaj zobaczyli gwiazdy pozostając w swoich objęciach. 
Te chwile były dla nich bezcenne i celebrowali nimi tylko najważniejsze wydarzenia, bo sposobów na okazywanie miłości jest wiele więcej. 
Cielesny sposób jest zdecydowanie najintensywniejszy, ale nie najromantyczniejszy. Bo romantyczne są tylko małe rzeczy. Te najrzadziej doceniane, czy zauważalne na pierwszy rzut oka. 
Kochali się pracując wspólnie nad projektami. Gotując niezbyt smaczne posiłki, kłócąc się a potem godząc. Kochali się mówić sobie dzieńdobry i dobranoc. Kochali się uśmiechając się do siebie i żartując. Idąc za rękę na spacerze i znajdując pogubione potrzebne rzeczy. 

***
Koniec

Chwile [JAYCE X VIKTOR]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz