5

211 15 0
                                    

-Nie. Czekaj. Nie jestem…

Talis chwycił go za ramię. Popatrzyli sobie w oczy. 

-Ja… jestem trochę w szoku. Nie wyglądasz na… 

-Przestępcę? Żebraka? Dobrze się maskuje. 

Viktor sprawnie grał sarkazmem. 

-Ja… nie to miałem na myśli. Dobra, może trochę miałem to na myśli. Nigdy tam nie byłem. Wiem tyle ile się mówi o tamtym osiedlu. Wyprowadzisz mnie z błędów? 

-Mamy jutro wolne… zapraszam na dół. Zobaczysz jak żyje martwa dzielnica. Tylko… motocykl to lepiej zostawić u siebie w garażu. 

✧・゚: *✧・゚:*

Jayce przystał na tę propozycję bez wahania. Pojechali odstawić motocykl i ruszyli w stronę Zaun. Droga tam trochę zeszła, ale koniec końców dotarli. 

-Pilnuj swoich rzeczy. 

Dodał tajemniczo Vik i ruszył w odmęty osiedla, a Talis szedł tuż za nim. 
Latarnie świeciły dziwnie na zielono. Na chodnikach było o dziwo sporo ludzi. Wyglądali strasznie. Nie naturalnie, ale nie wszyscy. Jakieś dzieci bawiły się, grały w klasy. Ogólnie był spokój. 

-Uwagaaa! 

Usłyszeli krzyk, a zaraz potem kilka sylwetek na deskorolkach powiewającymi przed policją z Piltover. 

Vik złapał młodszego i pociągnął. 

-Godzina policyjna od was. Normalnie policja ma w poważaniu ten przepis… chyba, że ktoś ich sprowokuje. Ich obecność tutaj to nie to co patrol na górze. Są jak mafia. Wyciągają haracz i tyle ich funkcji… chodź muszę pomatkować. 

-Pomatkować? 

Jayce nie rozumiał dopóki straszy nie wychylił się i nagle nie złapał za kaptur jednego z dzieciaków, które były powodem całego zamieszania. 
Tylko przez prawa fizyki chłopak przez swój pęd uderzył o ścianę tuż obok. 

-Ał! O Vik! Co tam brachu? 

-Ekko… Co mówiłem o prowokowaniu niebieskich? Zdajesz sobie sprawę co robisz czasami? Myślisz, że to proste jest wyciągnie cie z aresztu? 

-Vi nie narzeka… 

-Nie pyskuj. Zastanów się czasem. Pamiętasz co spotkało Marcusa i Mylo? 

-Tak.. Wiem. Przepraszam… 

-Idź pozbieraj chłopaków i przestań kombinować. 

Chłopak z białymi dredami pobiegł. 

-Jesteś dla niego jak ojciec? 

Zapytał Talis. 

-Bardziej jak starszy brat. Vanderowi bliżej do roli ojca. Jest starszy… jest właścicielem ostatniej kropli. Taka knajpa… mogę ci ufać? 

-Możesz. 

-Ale tak naprawdę? 

-Obiecuję, że cię nie zawiodę. 

-To chodź. 

Vik jakoś tak z automatu chwycił go za dłoń i pociągnął za sobą. Oddalali się w coraz ciemniejsze zakątki. Jayce napiął bardziej mięśnie jakby zaraz miało coś na niego wyskoczyć. 
Przez to, że w dalszym ciągu nie puścili swoich dłoni Viktor poczuł tę reakcję i zrobiło mu się cieplej. 
Dotarli w końcu do celu podróży. 

Starszy pchnął ciężkie drzwi. 

Chwile [JAYCE X VIKTOR]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz