🐾Rozdział 11🐾

26 1 0
                                    

-To dzisiaj- powiedział Syriusz pewnego kończącego listopad poranka.

-Co?- zapytała Lidia konsumując grzankę.

-Calutki miesiąc utrzymywałem z nią kontakt wzrokowy. Dzisiaj przejdziemy krok dalej.

- A ty znowu o tym- odparł James przewracając oczami.

-Co Potterku? Boisz się, że przegrasz?

-Ja przegram?

-A może niby ja?

-Oczywiście.

-Oj Rogacz, jeszcze będę miał ją szybciej niż ty Evans.

-Z tym akurat się zgodzę- wtrąciła od razu Lily gdy tylko usłyszała swoje nazwisko.

-A wy co spiskujecie?- zapytał James ignorując tamtą dwójkę i zwracając się do pochłoniętych rozmową Remusa i Lidii.

-Właśnie stwierdziliśmy, że to my, jako wasi mentorzy, osoby niezmiernie wspierający was w waszych działaniach, dzięki którym coś osiągnęliście, nie daliście się poddać... Powinniśmy dostać te czekolady, nie Remi?

-Tutaj się zgodzę. Bo jak tak dalej pójdzie to żaden z was nie "wygra".

-James, oni z nas drwią.

-Widzę Syriusz, nie możemy tak tego zostawić.

-Jasne, że nie. Jeszcze się odwdzięczymy, prawda?

-I to bardzo.

-No dobrze, ale to w odpowiednim momencie. Teraz muszę was przeprosić- powiedział Black po czym udał się w kierunku puchonki obserwowanej przez niego od dłuższego czasu.

-Ile jeszcze wytrzymają?- zapytał Lunatyk, gdy razem z brunetką opuszczali wielką salę.

-Żaden nie chce odpuścić, żeby nie urazić swojej dumy, więc do końca roku szkolnego mogą pociągnąć.

-Znam jej imię- powiedział podekscytowany Black, który właśnie się do nich przyłączył- Morgana.

-Całkiem ładne- stwierdziła dziewczyna.

-Ale jak to niby zdrobnić, Li?

-To już ty musisz się o to postarać.

Ten tydzień był całkiem pozytywny. Wydawałoby się iż wszystko zaczyna się układać, gdyby nie dziwne przeczucie Lidii. Miała wrażenie, że co jakiś czas ktoś ją obserwuje. Zignorowała to wyjaśniając iż po prostu coś sobie wymyśliła, żeby nie być zbyt spokojną, lub jeśli rzeczywiście tak było, to przecież była przyzwyczajona, że gdziekolwiek szła z Syriuszem, przyciągał on uwagę co drugiej grupy dziewcząt. Mimo to miała wrażenie, że to coś innego. Sytuacja wyjaśniła się poniekąd dopiero kilka dni później. Dziewczyna wracała z jakiejś lekcji, tym razem sama gdy poczuła czyjąś rękę na swoim ramieniu.

-Hej- powiedział wysoki brązowowłosy chłopak w szacie Ravenclawu.

-Hej..?

-Jestem Nick.

-Yym, Lidia.

-Tak, wiem. Słuchaj mam sprawę.

-Yyy okej?

-Przepraszam, że tak nagle wyskakuję, a nawet mnie nie znasz. Może wydawać ci się to trochę dziwne-

-Słusznie- tutaj chłopak się lekko roześmiał i kontynuował.

-Wiesz co, wiem, że twój przyjaciel interesuje się Morganą i-

-Aaaa to oto chodzi. Słuchaj, ja naprawdę nie chce się mieszać w tą sytuację, to ich sprawy, a ja-

-Nie, nie, nie. Nie oczekuję od ciebie, żebyś go odwiodła od tego planu, ani nic tego typu. Po prostu Morgana to moja całkiem dobra przyjaciółka i nie chciałbym, żeby stało jej się coś przykrego. To znaczy nie to, że go osądzam, ale po prostu wiesz o co mi chodzi...

-Posłuchaj, nie odpowiadam za Syriusza, ale przekażę mu, żeby nie robił nic głupiego, w porządku?

-Jeny, bardzo ci dziękuję. Ona jest prawie jak moja siostra, więc nie chciałbym, żeby źle się czuła.

-Rozumiem cię, nie ma problemu.

-Dzięki- tutaj lekko się uśmiechnął i już zaczął odchodzić gdy jeszcze na chwilkę się odwrócił- Nick Bruce.

-Lidia Wilson.

-Okej...no to cześć- zasalutował i odszedł .

-No cześć.

Gdy Lidia dotarła do pokoju wspólnego wszyscy już tam siedzieli.

-A ciebie co tak wywiało?- zapytał Black gdy wreszcie do nich dołączyła.

-Aj, bo twoje problemy muszę załatwiać.

-Jak to? Moje? Przecież ostatnio serio nic nie zrobiłem.

-A Morgana?

-Co z nią? Jej też nic nie zrobiłem.

-Jeszcze nie.

-Ej, ale kto powiedział, że zamierzam?

-No ja nie wiem, ale miałam rozmowę z jej przyjacielem, żebyś jej nic nie zrobił.

-Który to? Nie może mi takiej reputacji głosić.

-Nie powiem ci, ale słusznie jakbyś się do tego dostosował. Ja cię bandażować nie będę.

-GROZIŁ MI?!

-Nie, nie, no co ty. Po prostu mówię.

-Dobra, dobra, ja- ej ej ej Lunio, a ty gdzie?- przerwał nagle gdy zobaczył, że jeden z ich grupy cicho się usuwa z kręgu.

-Ja? Co?

-Serio Remus..

-No nie, wcale nic nie robisz..

-No nie, ja tylko ten...

-No co?

-Tak. To do później.

-Hej! To nie była odpowiedź.

-Paaaaaaa!

-Ja ci mówię Li- powiedział Black przysuwając się do dziewczyny maksymalnie- coś tutaj nie gra.

-Zauważyłam.

-No, bo patrz- wyszeptał zbliżając się jeszcze bardziej- Remus się gdzieś znowu wymyka, Glizdogon to jest inna rzeczywistość, a Lily nawet nie odpycha już Jamesa. Musimy wykminić co tu się dzieje.

-Jestem za, ale najpierw się minimalnie odsuń, bo oddycham twoim powietrzem i zaraz się uduszę.

Kwiaty polne~ Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz