— Ach te papierosy! te papierosy! — wymówił nareszcie Porfirjusz, skończywszy zapalać i odetchnąwszy. — Szkodzą mi, wierutnie szkodzą, jednak nie mogę się odzwyczaić. Kaszel, rzężenie w piersiach, ciężar... Któregoś dnia nawet, wie pan, zląkłem się i pojechałem do doktora B. Każdego chorego bada minimum po pół godziny; aż się roześmiał patrząc na mnie: i stukał i słuchał — nie powinieneś pan palić, powiada między innemi; masz pan rozszerzenie płuc. No, ale jak się tu odzwyczaić? Co mi tytoń zastąpi? Nie piję, bieda właśnie, że nie piję, ha, ha, ha! Wszystko to względne, bardzo względne, kochany panie!
— Cóż to? Znowu zaczyna po swojemu? — ze wstrętem pomyślał Raskolnikow.
Cała niedawna scena ich ostatniego widzenia się, stanęła mu przed oczyma i poprzednie uczucie falą wpłynęło do jego serca.
— A toć ja do pana zachodziłem onegdaj wieczorem; pan nawet nie wiesz o tem? — ciągnął Porfirjusz, rozglądając się po pokoju — do pokoju, do tego samego pokoju wchodziłem. Także jak i dzisiaj, przechodzę koło tego domu, i myślę sobie, złożę mu wizytkę. Zaszedłem, pokój naoścież; obejrzałem się, poczekałem i, nawet służącej pańskiej nic nie mówiąc, odszedłem. Pan nie zamykasz?
Twarz Raskolnikowa pochmurniała coraz bardziej i bardziej. Porfirjusz jakgdyby odgadł jego myśli.
— Przyszedłem porozumieć się z panem, porozumieć się, drogi panie! Muszę i powinienem się wytłumaczyć — ciągnął z uśmieszkiem i nawet zlekka uderzył dłonią po kolanie Raskolnikowa, ale prawie w tej samej chwili twarz jego przybrała minę poważną i zafrasowaną; jakby go jaki smutek opanował, ku zdziwieniu Raskolnikowa Nigdy jeszcze nie widział i nie podejrzewał u niego takiego wyrazu twarzy. — Dziwna scena zaszła pomiędzy nami ostatnim razem, kochany panie. Prawda, że i za pierwszem naszem spotkaniem zaszła również niezwykła scena ale wówczas... No, ale teraz już jedno w drugie! Otóż, może bardzo względem pana zawiniłem, czuję to. Pamiętasz pan jakeśmy się rozstali: pańskie nerwy jak muzyka, nogi drżą i u mnie nerwy grają i nogi drżą. I wiesz pan, jakoś to nawet nieprzystojnie było dla nas, nie po dżentelmeńsku. A wszakżeśmy, bądź co bądź, dżentelmeni; to jest w każdym razie przedewszystkiem dżentelmeni; to trzeba wziąć pod uwagę. Wszak pan pamiętasz do czego dochodziło... poprostu nieprzyzwoicie.
— Co się z nim robi, za kogo on mnie bierze? — ze zdumieniem zapytywał siebie Raskolnikow, podniósłszy głowę i z całą uwagą patrząc na Porfirjusza.
— Doszedłem do przekonania, że najlepiej powinniśmy działać otwarcie — ciągnął sędzia, nieco odrzuciwszy głowę i spuszczając oczy, jakgdyby nie chciał krępować nadal wzrokiem swojej dawnej ofiary i jakgdyby unikał swoich dawnych ruchów i podstępów — tak jest, takie podejrzenia i takie sceny nie powinny trwać nadal. Wybawił nas wtedy Mikołajek, bo nawet nie wiem, do czego by doszło pomiędzy nami. Ten przeklęty mieszczanin siedział u mnie wtedy za przepierzeniem, możesz pan sobie wyobrazić? Musisz pan już o tem wiedzieć; ja i sam wiem, że on do pana potem przychodził; ale tego, coś pan wtedy przypuszczał, tego nie było; nie posyłałem po nikogo i nie wydawałem jeszcze wówczas żadnych rozkazów! Zapytasz pan dlaczego? Jakby tu panu odpowiedzieć: mnie samego jakby coś tknęło. Ledwie po stróży zdołałem posłać. (Stróży pan spostrzegłeś, nie wątpię). Przyszła mi wtedy do głowy myśl szybka, jak błyskawica; o, bo już głęboko byłem przekonany wtedy.
Ach myślę sobie, chociaż wypuszczę z rąk jedno na chwilę, to zato drugie złapie za ogon, a swego, swego przynajmniej nie daruję. Bo już coprawda, kochany pan jesteś bardzo drażliwy, z natury, nawet bodaj czy nie zanadto, przy wszystkich innych głównych cechach pańskiego charakteru i serca, które pochlebiam sobie, żem odgadł po części. Oczywiście i ja mogłem nawet wtedy zrozumieć że nie zawsze się tak zdarza, żeby człowiek stanął i wyciął wszystko co ma we wnętrzu. Bo choć się i to zdarza, zwłaszcza, gdy się człowieka wyprowadzi z cierpliwości, to w każdym razie rzadko. To przecie mogłem zrozumieć. Nie, myślę sobie, żeby choć punkcik! Choć, choć odrobineczka taka, którą możnaby ująć rękoma, żeby to był przedmiot, nie zaś sama psychologja. Myślałem bowiem, jeżeli człowiek jest winien, to oczywiście można się domacać odeń czegoś pozytywniejszego; można się spodziewać nawet najniespodziewańszego rezultatu. Liczyłem wtedy na pański charakter, przedewszystkiem na pański charakter! Ogromnie wiele liczyłem na pana.
CZYTASZ
Zbrodnia i kara
De TodoUwaga, tekst tłumaczenia pochodzi z 1928, różni się więc ortografią od tekstów współczesnych Tytuł: Zbrodnia i kara Autor: Fiodor Dostojewski Tłumaczenie: nieznany Epoka: Pozytywizm Okładka: A panel in the Dostoevskaya metro station themed around Do...