Prolog

876 30 81
                                    


/Eren Jaeger/

Jak on nienawidził życia. Na to stwierdzenie składało się wiele czynników, które z marszu zapewne trudno byłoby wymienić, albo nie wymieniło by się wszystkich istotnych. A więc tak, miał skończone dziewiętnaście lat, dzisiaj spadły pierwsze opady śniegu, a on już wszystkiego miał dość. Dochodziła trzecia w nocy, zakończył swoją zmianę w kinie i padał na pysk. Na domiar złego uciekł mu ostatni autobus, przez co musiał zapierdalać z buta jebane kilka kilometrów. Pocieszył się w myśli tym, że pewnie z któregoś mijanego przez niego przystanku wyruszy jakiś nocny, który zawiezie go gdzieś w okolicę jego mieszkania. Tu przynajmniej wygrał w życie - posiadał mieszkanie po zmarłej matce. Na własność, nie musiał płacić za wynajem jakiemuś krwiopijcy ani mieć do czynienia z pojebanym starym i bratem. Te odpady ludzkie i tak wiedziały, gdzie mieszka i czasami miał coś jako niezapowiedzianą wizytę. Jego zdaniem i tak dzięki temu miał lepiej niż większość ludzi w jego wieku pod względem majątkowym, ale nie wychodził z założenie, że jego problemy nie są ważne. Wszyscy traktowali go jak gówniarza, co dużo gada i nie ma pojęcia o otaczającym go świecie, ale nie dawał się zaszczuć przez świat. Oj, nie dawał się. Co to, to nie Eren Jaeger. Wyszczekany szczeniak, czasami emocjonalny, ale on w pełnej krasie. Nie miał najmniejszego zamiaru dopasowywać się do otaczającej go rzeczywistości. Nienawidził systemu i wszystkich, którzy za wszelką cenę chcieli go zmusić do uczestnictwa w nim. Życie i brak jakiegokolwiek zrozumienia popchnęło go w niekończący się bunt i dość silną momentami antypatię. Wyobraźcie sobie zatem, jaką niechęć musiał poczuć, gdy nieodśnieżony chodnik z lodową warstwą pod białym puchem spowodował, że wypierdolił się z iście powolnym upadkiem?

- Kurwa mać - mruknął do siebie.

Zdążył się obrócić, a lądując w śniegu po prostu rozłożył ręce i stłumił skrajne emocji. Wbrew pozorom, przyszło mu to bardzo szybko i prosto. Po prostu się przewrócił, prawda? Zdarza się najlepszym. Spojrzał przymrużonymi oczami w nocne niebo, było strasznie skołtunione granatowymi chmurami. Żółty księżyc w pełni dawał radę się przebić, a on zamrugał wzdychając ciężko. Ze zdziwieniem przyjął do wiadomości, że wyrżnięcie na dupę uspokoił jego rozszalały umysł. Po prostu się wypierdolił, prawda? Tylko tyle i aż tyle, przyjemności zaś co nie miara. Autentycznie nie chciało mu się wstać. Zamknął oczy na moment czerpiąc przyjemność z tego, że absolutnie nic ani nikt nie wchodził mu w drogę.

- Oi, żyjesz? - usłyszał nad głową.

Głos był niski, a mimo pory nadal w werwą. Należał do mężczyzny, ale idąc parkiem żadnego nie zauważył. W ogóle nikogo nie zauważył, więc skąd się wziął? Rozchylił powieki zaalarmowany.

- Żyję - odparł.

Nie widział jego twarzy przez światła latarni. Jednocześnie był lekko zdziwiony, że ktoś zareagował na jego stan.

- Uderzyłeś się? Nic ci się nie stało?

Zamknął z powrotem oczy na chwilę, a potem z cichym mruknięciem postanowił wstać. Gdyby nie pojawienie się tajemniczej postaci leżałby dalej, ale teraz nie czuł się tak pewnie. Był młody, był środek nocy i jakiś dziwny, pewnie szemrany typ go zaczepia, niby w trosce. Ustalmy coś - nie sugerował, że przybysz miał złe intencje. Ale z tego co znał się na ludziach, typował kilka kwestii. Przede wszystkim - musiał się czuć silniejszy. Kto normalnie podchodzi do kogoś w środku nocy w dość ciemnym parku? Po drugie, noc za bardzo nie jest miejscem dla prawie wszystkich ludzi. Oczywiście, są zawody, takie jak jego, czy policjanta, które cechują późne powroty do domu. Prawdopodobieństwo spotkanie się dwóch takich było jednak dość małe. Stawiał więc, że musiał to być jakiś czub podobny albo nawet gorszy od niego.

Zaopiekuj się mną [Riren, Ereri, Levi x Eren]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz