Rozdział XIX - Oi...

209 17 7
                                    


/Porco Galliard/

Wmusił w chłopaka hydroksyzynę w zwiększonej dawce, a ten zasnął mu w mig. Opatrując mu policzek, prócz rozcięcia dokonanego niefortunnie przez jego sygnet dostrzegł drobniutkie czerwone-fioletowe siniaki na bokach jego twarzy. Nie zrobił mu przecież jakieś przerażającej krzywdy, bez przesady. Bicie do po twarzy, mimo, że upokarzające, z ciągnięciem za włosy nie należało przecież do najbrutalniejszych form przemocy. Gdyby ktoś zapytał, stwierdziłby, że było to nawet wyrafinowane okrucieństwo.  

Zarzucił na Erena monokolorystyczny koc. W jego rodzinnym domu było dość chłodno, a nie chciał wywołać u niego choroby. Zalążek możliwości jego terroru raczej zdał egzamin, nie widział sensu robić dalej złej miny. Wbrew pozorom wiele go to kosztowało, dlatego po doprowadzenia Erena do łóżka legł obok niego, odczuwając trudy intensywnego dnia. Na początku w miarę możliwości gładził go po splątanych, brązowych włosach. Potem jednak po prostu leżał obok, patrząc się w sufit. Nawet nie dzwonił do Zeke, w tym też nie widział sensu. Teraz ogólnie go nie widział. Słuchając rozkazów było naprawdę prosto, w wyżynach adrenaliny też. Obecnie słyszał tylko chodzące psy na parterze i miarowy oddech szatyna. Żałował tego rozcięcia, ono nie powinno się wydarzyć za żadne pierdolone skarby świata.

- Porc... - usłyszał cichutkie mruknięcie.

Serce zabiło mu szybciej. Podparł się na łokciu i spojrzał na wciąż śpiącego chłopaka, która najwidoczniej nawoływał go przez sen. Poprawił koc, uszczelniając mocniej zmęczone ciało i złapał się za głowę, zamykając oczy. Ostatni raz to zdobienie słyszał na dole, ale tak poważnie, to gdy Eren był w pamiętnym szpitalu. Kiedyś ze sobą rozmawiali. Naprawdę rozmawiali. To wspomnienie jednak teraz wydawało się zmyślone i strasznie nieprawdziwe.


/Eren Jaeger/

Usiadł zawinięty w kokon z koca i ziewnął.

Poczuł się jakby pływał, ten stan był znajomy, a sam miał wrażenie jakby czymś się naćpał. Znajdował się w przestronnym pokoju, wciąż zmęczony, a za oknem definitywnie panowała noc. Rozkopał się z przyjemnej tkaniny, spróbował wstać, to mu wyszło dopiero za drugim razem. Dawno nie był tak słaby. 

Potrzebował wody.

Dużo, wszędzie.

Czuł pot na skroni, miał wrażenie, jakby dostał gorączki. Ciało go mrowiło, gardło raz za razem się ściskało. Z każdym krokiem po nieznajomym korytarzu większa ilość efektów nakładała się na siebie. To nie miało prawa być przyjemne.

Kurwa, wody.

Wszedł celnie przez uchylone drzwi i rozejrzał się. Ściągnął z siebie spodnie, prawie się przez nie przewracając. Potem zrzucił z siebie bluzę i bieliznę. Wpełzł do wanny, nie przejmując się chłodem żelaza pokrytego ładną, emaliowaną ceramiką. Jego ciało wydawało się trząść, teraz należało jednak zwalczyć wyimaginowaną temperaturę. Odnalazł kurek i odkręcił życiodajny strumień. Szum dla jego zmysłu był ostry i przenikliwy, udało mu się dopiero po kilku sekundach zablokować odpływ. Położył się krzywiąc, głęboko oddychając. Czując ciecz na wysokości łopatek zsunął się, próbując zamoczyć głowę. Brązowe włosy zaczęły się unosić, a jego ciało podtapiać. Z każdą sekundą czuł, jak każda komórka jego ciała się na swój sposób uspokaja. To z kolei uspokajało jego mózg, który najwidoczniej stwierdził, że prawdopodobnie umiera.

Wziął głęboki wdech, zaś nierówna tafla wody zakryła mu twarz. Teraz ponad poziom wystawały chyba jego kolana. Przesunął rękami, sprawdzając odruchowo swoje kończyny. Powędrowały na szyję, próbując bezsensownie wyczuć tętno, które jak najbardziej istniało. Potem dotknęły jego twarzy, w końcu na nowo miękkiej i chłodnej, czystej. Wyżej sprawdził oczy, swoje czoło, a na samym końcu wplątał palce w włosy, które przyjemnie ulegały rozczesaniu. Brak tlenu jednak zaczął mu doskwierać. Niemożność wzięcia oddechu ukoiła tym razem serce, które zaczęło w końcu wolniej pracować.

Zaopiekuj się mną [Riren, Ereri, Levi x Eren]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz