Rozdział II - Niczym ptak

450 25 18
                                    


/Eren Jaeger/

Obudził się dziwnie wypoczęty jak na siebie. Spojrzał pobudzony na zegarek, godzina na pobudkę była akceptowalna. Zawinął się w kołdrę i wtulił się w miękki i ciepły materiał. Matulu, chciałby dożyć czasów kiedy nie będzie musiał codziennie chodzić do pracy! Tak strasznie chciał studiować dziennie, jak większość jego ,,kolegów" z dawnych lat. To było jego kolejne pragnienie, zaraz po znalezieniu sobie fajnego chłopaka...

Przekręcił się na łóżku, dziwnie rozczulony. Ta, on i ktokolwiek... westchnął uświadamiając sobie jaki pierdolnięty był. Napadu płaczu, smutku, paniki. Nie sądził, że istniał nawet terapeuta bądź terapeutka, która podjęłaby się leczenia go bez zamykania w psychiatryku. Zamknął oczy z o wiele gorszym humorem wydając z siebie dźwięki rezygnacji, zaś myślami skupił się na dzisiejszym dniu. Co miał zrobić? Pewnie pranie, może zakupy, zawsze w domu będzie coś do roboty, prawda? 

Do jego uszu dotarło pikanie. To nie był budzik, a wiadomość. Nie chciał jednak jej odbierać, ale gdy w przeciągu następnych kilku sekund otrzymał drugą z lekkim wkurzeniem sięgnął po telefon. Spodziewał się dwóch od mrocznego kierowcy, w negatywnym i ponaglającym tonie. Ku jego zdziwieniu odezwał się Kirstein, zaś drugi SMS, wysłany równo w południe dopiero był od czarnowłosego.

>Idziesz dzisiaj do tyry na dwunastkę?

Odpisał więc zgodnie z prawdą, że tak. Oznaczało to, że robił od trzeciej do trzeciej. Potem wszedł w rozmowę z niezapisanym numerem.

>Mam nadzieję, że wszystko jest aktualne.

Zagryzł wargi.

>Tak. Do zobaczenia - odpisał.

I przytulił telefon do piersi. Czy powinien na temat tego kolesia pogadać z Jeanem? Czy powinien przyznać się do kontaktu Zekowi, którego spotka prędzej niż później? A co, jeżeli temu człowiekowi zrobią krzywdę? Może powinien się go o to zapytać...

...A może po prostu lepiej mieć wyjebane?

/Reiner Braun/

Umówił się dzisiaj z Kirsteinem aby pomóc mu podzielić i policzyć towar. Byli bardzo dobrymi przyjaciółmi, więc nie bał się siwowłosemu pomagać w nielegalnych działalnościach. Sam w sobie był trenerem personalnym, pracował na dość ekstrawaganckiej siłowni. Nie kojarzył żeby Jean kiedykolwiek pokalał swoje dłonie pracą legalną, a znali się od podstawówki. Zawsze był pieprzonym cwaniakiem, który nie bał się obrobić jakiegoś bogatego dupka lub wypasionej chawiry. Zatrzymał swój wóz na wysokości osiedlowego garażu, wyłączył silnik, a furę zostawił na biegu. Na dworze oczywiście pizgało, zima jak zwykle zaskoczyła kierowców i inne bzdety. On na szczęście miał potężnego pickupa z napędem na cztery buty, nic nie było mu straszne.

No, może nic poza...

Gdy puknął charakterystycznie w inaczej wytłumioną część drzwi od garażu nie spodziewał się, że spotka tam jego. Na samym początku nic nie zapowiadało potencjalnej katastrofy, otworzył mu uśmiechnięty Kirstein, ale nie byli tylko w dwójkę.

- Hej, Reiner - usłyszał dość rozluźniony głos.

Wszedł szybko ponaglony przez Jeana, ale gdyby nie to, po prostu stanąłby jak wryty. Zbił grabę z właścicielem, a potem spojrzał w te szmaragdowe oczy.

- Cześć, Eren - odparł z gulą w gardle. 

Trudno powiedzieć co dokładnie zaszło między nim, a szatynem. Inaczej, raczej co nie zaszło. I w zasadzie to nie trudno powiedzieć, ale myślenie o tym zabijało go od środka. Nie mógł nadal tego rozpamiętywać i przeżywać, jednak nadal nie mógł pozbyć się własnych uczuć.

Zaopiekuj się mną [Riren, Ereri, Levi x Eren]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz