Październik przyniósł w końcu ze sobą jesienną aurę. Pogoda z dnia na dzień się załamała. Po upałach nie było śladu, a zastąpiły je porywisty wiatr i siąpiący bez ustanku deszcz. Przejrzałam stos różnych dokumentów przygotowanych do złożenia w szpitalu w ramach podania o przyjęcie do pracy. Gdybym chciała kontynuować studia, byłabym teraz zapewne na jakimś wykładzie. Ja wolałam jednak czym prędzej znaleźć zatrudnienie i zarabiać. Nie dlatego, że pieniądze same w sobie miały dla mnie wartość. Po prostu potrzebowałam ich, żeby pomóc rodzicom. Ojciec w ramach odszkodowania za wypadek dostał jakieś marne ochłapy z ZUS-u. Znajdował się wtedy pod wpływem alkoholu, co przekreślało jego szanse na otrzymanie wyższej sumy. Jak na razie ze względu na stan zdrowia nie mógł wrócić do pracy. Mama z kolei kompletnie się załamała. Wcześniej szyła, naprawiała ludziom różne rzeczy jak śpiwory czy namioty, rozprute dywany lub tapicerki. Miała do tego smykałkę. Niestety depresja zabrała jej chęć i siły do robienia czegokolwiek konstruktywnego. Jedyne, co była w stanie zrobić, to śniadanie, obiad i kolację dla ojca. Nie winiłam jej, jednak wciąż nie mogłam zrozumieć, dlaczego było z nią tak krucho. Czułam, że coś ukrywa, że z czymś się męczy, coś dusi w sobie.
Karol po rozprawie zamknął się w sobie. Odciął się ode mnie, od rodziny, całymi dniami przesiadując w swoim pokoju na poddaszu u rodziców. Dawno temu oboje spędzaliśmy tam mnóstwo czasu. Zdawało się, że od tamtych beztroskich chwil minęły całe wieki.
Westchnęłam i zerknęłam na telefon. Milczał od wielu dni. Sama dobijałam się do Karola telefonicznie i dosłownie, stojąc pod drzwiami jego domu. Pani Ewa słuchała jednak próśb syna i wyraźnie dawała do zrozumienia, że moja wizyta to nie jest najlepszy pomysł. Uszanowałam jego wolę.
Gdyby tak można było w jakiś sposób zadośćuczynić Hybnerowi... Pomóc mu odnaleźć się w tej nowej mrocznej rzeczywistości... Zrobić cokolwiek, żeby było mu łatwiej... Być może w jakiś sposób sprawić, żeby wybaczył Karolowi i nie domagał się tak wysokiej kary dla niego...
Niczym bumerang wróciła do mnie myśl, która tak naprawdę była obecna w mojej głowie od momentu, kiedy podniosłam granatowy kartonik z podłogi. Odrzucałam ją od siebie, ale ona ciągle wracała i nie dawała mi spokoju. A gdyby tak zadzwonić i zgłosić się do pracy u Hybnera? Mogłabym dać z siebie wszystko, aby mu pomóc... I w ten sposób dotrzeć do niego, do najgłębszych pokładów jego człowieczeństwa. Zostało jeszcze trochę czasu na wycofanie żądań. A przede wszystkim może w minimalnej części odkupiłabym swoje winy zarówno u niego, jak u Karola.
Wiedziałam, że nie byłoby to z mojej strony całkowicie w porządku. Ale czułam też, że mogłabym być dla Hybnera pomocą taką, jakiej oczekiwał. Umiałam przecież robić zastrzyki, posiadałam odpowiednią wiedzę żeby postępować zgodnie z wytycznymi jego lekarzy, dobrze radziłam sobie z komputerem i pisaniem. To mogłoby się udać... Musiałabym tylko ukryć moją znajomość z Karolem, żeby pisarz niczego się nie domyślił. Nie mógł mnie widzieć w sądzie, więc istniała spora szansa, że mój plan by się powiódł.
Ślepym trafem wizytówka z numerem telefonu do Hybnera znalazła się w mojej torebce. Była tam. Wystarczyło tylko zadzwonić. Mogłam przecież równie dobrze zacząć pracować u niego zamiast w szpitalu.
Na drżących nogach podeszłam do parapetu, na którym leżała torebka. Sięgnęłam do środka i wyjęłam wizytówkę. Leżała tam od dwóch tygodni, nie ruszana, ale nie zapomniana. Promienie słońca zagrały w metalicznych wytłoczonych literach.
Damian Hybner
Wstukałam numer komórkowy do telefonu i zawiesiłam się w próżni obaw i wyrzutów sumienia.
A co, jeśli Hybner mnie przejrzy?
A co, jeśli Karol się o wszystkim dowie?
Czy w ogóle moralnym było wprowadzanie mojego szalonego pomysłu w czyn?
CZYTASZ
Ślepy traf
RomanceSprzeczka dwójki przyjaciół doprowadza do wypadku, w którym znany pisarz Damian Hybner zostaje ranny i w konsekwencji traci wzrok. Karolowi jako sprawcy wypadku grozi pójście do więzienia, a Lidia przytłoczona wyrzutami sumienia staje w obliczu sza...