28. Kundel

721 67 61
                                    

Przez chwilę patrzyłam, jak taksówka odjeżdża z parkingu.  Damian pojechał na wizytę u psychiatry, ale przed tym, jak wsiadł do samochodu, mocno mnie przytulił i szepnął, żebym się nie zadręczała i że wszystko będzie dobrze. Na sercu ciążyło mi jednak przeczucie, że wcale tak się nie stanie. Że wszystko zmierza po równi pochyłej w dół, staczając się w stronę przepaści.

Po drodze do mamy spróbowałam dodzwonić się do Marcela, jednak wciąż jego telefon był wyłączony lub poza zasięgiem. W sklepie obok szpitala kupiłam kilka jogurtów, owoce oraz miękkie bułeczki maślane i weszłam klatką schodową na piętro, gdzie znajdowała się sala, do której zamierzałam.

— Cześć, mamo... — przywitałam się, po czym od razu zabrałam się za robienie porządku. Wyrzuciłam wszystkie śmieci, przemyłam szafkę chusteczkami antybakteryjnymi i schowałam kupiony prowiant do środka.

— Chcesz bułkę z jogurtem? — zapytałam i w końcu spojrzałam dłużej ma mamę. Zamarłam w tej samej chwili.

Płakała. Wyglądała na zrozpaczoną.

— Mamo? Czemu płaczesz? Coś się stało? Boli cię? Wezwać lekarza? Chcesz więcej leków przeciwbólowych?

Mama pokręciła głową i zaszlochała żałośnie. Zbliżyłam się do niej i otarłam jej chusteczką twarz, bo cała pokryta była łzami i wydzieliną z nosa. Wyrzuciłam zużytą chustkę i wzięłam kolejną.

— Mamo... Powiedz mi... O co chodzi? — zapytałam, doprowadzając twarz mamy do porządku.

— O Marcela... — wymamrotała mama.

Wyprostowałam się i spojrzałam na nią z niepokojem.

— Wiem... Ja też się martwię. Nie mogę się z nim skontaktować od paru dni...

— On tu był — przerwała mi mama.

— Marcel był u ciebie? Kiedy?

— Dzisiaj rano.

— To czemu płaczesz? Coś ci zrobił? Chciał pieniędzy? Wykłócał się?

— Nie — zaszlochała mama.

— To o co chodzi?

Patrzyłam na mamę, która ukryła twarz w dłoniach. Przyszło mi na myśl, że wygląda teraz jak małe dziecko przyłapane na gorącym uczynku. Mama przez kilka długich chwil wzdychała i kręciła głową, bezgłośnie poruszając ustami, jakby mówiła coś do siebie. Chwyciłam ją za ramię i pogładziłam.

— Mamo... Powiesz mi?

— Odkrył prawdę... Marcel odkrył prawdę — wyszeptała przez palce.

— Jaką prawdę? — bąknęłam, totalnie zbita z tropu.

— Tylko ty jeszcze nie wiesz. Całe życie przed wami to ukrywałam. Myślałam, że to nigdy nie wyjdzie. Ale on chyba się domyślił... Zrobił badania.

— Ale jakie badania? Mamo! Mów!

Mama spojrzała na mnie z taką żałością w oczach, że natychmiast przestałam czuć złość i zniecierpliwienie. Na ich miejsce pojawiło się współczucie.

— Marcel nie jest synem naszego ojca — powiedziała mama poważnym głosem i odwróciła wzrok, jakby zawstydzona.

— Co? Ale jak to?

— Ano tak to... Tak się stało i już.

— O nie, mamo. Teraz to już musisz mi powiedzieć całą prawdę. Nie dam się tak łatwo zbyć, jasne? — warknęłam, starając się zachować spokój, ale emocje przeważały szale nad rozsądkiem. Odetchnęłam kilka razy i spojrzałam na mamę łagodniej.

Ślepy trafOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz