10. Dotyk

723 64 119
                                    

Skończyłam sprzątać w kuchni i zerknęłam na Hybnera, który zdawał się trwać w milczącym i nieruchomym oczekiwaniu na mnie. Podeszłam, wycierając wilgotne ręce o spodnie.

— Skoro mam zacząć od dzisiaj, to prosiłabym o możliwość dostępu do pańskiej dokumentacji medycznej — odezwałam się.

— Wszystko znajdzie pani w dolnej szufladzie tej białej szafki w salonie — odparł uprzejmym tonem, nie ruszając się z miejsca.

Odnalazłam potrzebne mi papiery i zajrzałam do najnowszych zaleceń i recept. Wyglądało na to, że Hybner po śniadaniu powinien przyjąć kilka lekarstw oraz suplementów oraz poddać się podstawowym badaniom.

— Gdzie trzyma pan leki? — zapytałam, powróciwszy do kuchni.

— W szafce przy lodówce.

Odnalazłam pudełeczka z wydzielonymi porcjami na jeszcze kilka dni. Postanowiłam w duchu jak najszybciej przygotować ich więcej, w razie gdyby Hybner został z jakichś powodów zdany tylko na siebie. Zauważyłam, że w szafce znajdowały się również przyrządy do pomiaru ciśnienia i saturacji, a także kilka paczek z jednorazowymi zastrzykami z  heparyną. Natychmiast przypomniały mi się wszystkie przeciwskazania i możliwe skutki uboczne, zwłaszcza jeśli chodzi o łączenie tej substancji z alkoholem.

— Wszystko mam — odchrząknęłam, zatrzymując się w wejściu do kuchni.

Mój wzrok bezwiednie powędrował ku szerokim plecom mężczyzny, które opięte były przez materiał czarnego swetra. — Panie Damianie... — odezwałam się niepewnie. Dziwnie było rozmawiać z osobą, z którą nie można było porozumieć się spojrzeniem.

— Tak? — Hybner odwrócił głowę w moją stronę, a jego twarz jakby nieco się rozchmurzyła.

— Leki... — mruknęłam i podeszłam, aby podać mu kilka tabletek oraz preparat witaminowy w kroplach. Wręczyłam pigułki Hybnerowi wraz ze szklanką wody. Bez słowa wszystko połknął, ale zostały jeszcze witaminy, których podanie mogło okazać się dość problematyczne.

— Nabiorę panu odpowiednią porcję witamin, dobrze?

— Oczywiście — odpowiedział swobodnym tonem, w którym jednak wyczułam nieco sztuczności.

— Nie wiem, czy może...

— Czy może potraktować mnie pani jak dziecko i zakroplić mi wprost do buzi? Nie. Dziękuję. Poradzę sobie — prychnął, ale jego ironiczną uwagę łagodził nieco uniesiony kącik ust.

Podałam mu pipetę, a Hybner sprawnie zakroplił sobie płyn do ust, po czym wyciągnął rękę z pustym dozownikiem.

— Lekarz napisał w zaleceniach, żeby badać panu ciśnienie i saturację w miarę możliwości po przebudzeniu i przed snem a także w przypadku gorszego samopoczucia. Może mogłabym teraz... Zakładam, że niedawno pan wstał — powiedziałam ostrożnie.

— Ależ proszę... Czemu by nie? — odparł uprzejmym tonem, może aż nazbyt optymistycznym.

Czyżby stroił sobie ze mnie żarty?
Postanowiwszy po prostu robić swoje wyjęłam z szafki potrzebne urządzenia i podeszłam do Hybnera. Starałam się traktować go jak zwykłego pacjenta, jednak ręce mi drżały, a serce podejrzanie zbyt szybko biło. Miałam nadzieję, że mężczyzna niczego nie wyczuje.

— Proszę podwinąć rękaw — powiedziałam cicho, ale zupełnie niepotrzebnie, bo Hybner już to zrobił, odsłaniając dość przyzwoicie zbudowane mięśnie ramienia.

Wsunęłam rękaw ciśnieniomierza na ramię mężczyzny, uważając żeby nie dotykać palcami jego nagiej skóry. Kilka razy niechcący ją jednak musnęłam opuszkami i zauważyłam, że mój dotyk spowodował u Hybnera gęsią skórkę na przedramieniu. Szybko sprawdziłam, czy może mam zimne ręce, ale nie, były całkiem ciepłe.

Ślepy trafOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz