SIX.

900 37 7
                                    


NUMER.

Światło słoneczne wbiegło przez szyby, spoglądając na białą kołdrę, w której chowała się postać człowieka. Chłopak odwrócił się na plecy, przez co jego oczy od razu stuknęły się z blaskiem słonecznym. Od razu przetarł twarz lewą dłonią. Miał wrażenie jakby spał dopiero piec minut, jakby dopiero się położył i od razu miał wstać.

Czuł jak jego głowa pęka, jak powoli jego cząstka się rozwiera. Mruknął głośno z bólu, okręcając się na lewy bok. Jedynym co nagle go powstrzymało w przeklinania w myślach tego bólu - był zapach.

Lawenda towarzyszyła mu od początku gdy pierwszy raz w pełnej świadomości zaciągnął się powietrzem. W pierwszej chwili pomyślał, że to przez wczoraj. Cały wieczór spędził tańcząc z Clarą z nosem w jej szyi, zaciągając się jej cudownym zapachem. Myślał, że jego nozdrza przesiąkły tym zapachem dlatego go czuł.

Zaczął myśleć również, że padło mu na słuch. Słyszał jej cichy chichot, który tak zaczął uwielbiać. Otworzył lekko oczy, aby otrząsnąć się z raju i tylko nim nie żyć. Chociaż to mu nie pomogło.

Jego oczom ukazała się kobieca postać, idąca w jego kierunku, trzymając w ręce szklankę. Usiadła przy krańcu łóżka, przed tem zabierając jego ręce z pościeli, aby swobodnie usiąść. Przyjrzała mu się, a jego oczy były cały czas lekko przymknięte, Był bardzo zmęczony. Lawenda nie była zmyślona. Chichot też.

Dziewczyna lekko przetarła jego czoło, chłopak zrozumiał to za mimy gest z jej strony, i pomyślał, że chciała go dotknąć. Ale ona była zbyt wystraszona, aby myśleć o tym jaka miękka jest jego skóra. Wyglądał jak wrak człowieka.

– Wyglądasz przerażająco. – szepnęła cicho, trzymając swoją dłoń na jego czole, a potem na lekko czerwonawym policzku.

– Dziękuje za komplement.

– Pomimo, złego poczucia, widzę, że humor Cię i tak nie opuszcza. – zabrała swoją rękę, biorąc do rąk szklankę z napojem, którą postawiła na szafce nocnej. – Wypij. Lepiej się poczujesz.

– Co to?

– Nie wiem, Borys mi dał. – wzruszyła ramionami. – Mi pomogło. Ale... Wyglądałam lepiej od Ciebie. – ścisnęła usta w wąską linie.

– Jak tam chłopaki? – zapytał Kinny.

– Dobrze, pamiętasz, że dzisiaj wracamy? Jak się poczujesz lepiej, spakuj się. O szesnastej macie samolot.

– Mamy? Przecież wracasz z nami.

– Mam inny lot. Moja przyjaciółka dzisiaj w nocy uległa poważnemu wypadkowi. – spuściła głowę w dół. – Muszę z nią być. – zaszlochała.

– Przepraszam, nie chciałem poruszać tego tematu. Nie wiedziałam. – przysunął się w jej stronę. – Na pewno wszystko się dobrze skończy. Nie martw się. – posłał jej smutny uśmiech i pogładził delikatnie po kolanie – Ładniej Ci w uśmiechu. – wytarł pojedynczą łzę spływająca po jej policzku.

Clara uśmiechnęła się lekko do niego. Nie był to radosny uśmiech. Wydrapała się z łóżka wstając na równe nogi, a Wiktor wzdychnął, nie chciał, aby już szła.

– Jakby nie polepszyło Ci się wystarczająco... Bo wątpię, że twój stan się, aż tak dobrze polepszy. Napisz do mnie, przyjdę pomóc Ci się spakować.

– Jak dasz mi swój numer, to napiszę. – uśmiechnął się cwanie, opierając głowę o obie ręce z tyłu.

Dała.

Będąc już w swoim pomieszczeniu, myślała o całym wyjeździe. Tym, w którym jest teraz, i tym do którego niedługo będzie się wybierać. Bała się o zdrowie Jenny. Wszystko czym mogła się martwić i wszystkie myśli, które ją dręczyły, przerwał odgłos powiadomienia.

od: Wiktor
Potrzebuje twojej pomocy.

od: Wiktor
Łeb mi kurwa pęka.

od: Wiktor
Co Ty mi dałaś wredna piękna kobieto.

Zaczęła się śmiać, a potem z szerokim uśmiechem na ustach, ruszyła w stronę pokoju Wiktora.

Tylko Tobą pachnie lawenda...

Nieoczekiwany | Kinny ZimmerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz