Cała w środku krzyczałam. Każda część mojej duszy chciała przedostać się na zewnątrz i wrzasnąć na całe gardło, że sobie nie radzę. Ale w żadnym stopniu nie chciałam pokazać swojej słabości. To ja miałam być panią swojego życia, choć ledwo rozumiałam o co w nim chodzi. Udawałam przed sobą, że faktycznie jestem silna.
Pociągnęłam duży łyk z butelki białego wina, od którego zaczynało mi już szumić w głowie. Co sekundę spoglądałam na telefon. Przewijałam palcem do góry w poszukiwaniu nowych wiadomości. Co sekundę również ten telefon odkładałam, ponieważ wściekałam się na siebie, że w ogóle go używam.
Cisnęłam aparatem przez pokój i szybko wstałam z łóżka. Moje nogi same zaprowadziły mnie do kuchni. Zaczęłam przetrzepywać wszystkie szafki. Szukałam nie wiadomo czego. Z jednej strony chciałam coś słodkiego, a zaraz słonego. Przystanęłam w miejscu. Znów będziesz się obżerać?
Odwróciłam się przodem do salonu. Mój wzrok zatrzymał się po środku wyspy kuchennej, która oddzielała od siebie te dwa pomieszczenia. Na blacie stał szklany wazon z kwiatami od mojego chłopaka. Już jakiś czas temu zrozumiałam, że pochodzimy z dwóch zupełnie różnych bajek. Był delikatny, uczuciowy i wrażliwy. Spełniał oczekiwania wielu kobiet, jednak nie moje. Ja byłam opanowaną suką z tornadem w głowie. I nie nadawałam się do związków. Przyzwyczaiłam się do samotności, a szczere rozmowy już dawno straciły sens. Nie ufałam nawet sobie.
Ze złością spojrzałam na tulipany. Naprawdę czekałam na kogoś, kto zapamięta, że nie cierpię tulipanów.
Ostatni tydzień Connor spędził na wyjeździe w delegacji. Wrócił dziś po południu, ale zobaczyłam go dopiero po pracy. O osiemnastej jedynie się minęliśmy, gdyż musiał jeszcze na chwilę skoczyć do firmy. Przywitał mnie bukietem kwiatów. Nienawidzę tulipanów.
Stłumiłam w sobie chęć wyrzucenia ich do śmieci, zamiast tego podreptałam w kierunku balkonu. Rozsunęłam drzwi i postawiłam bose stopy na chłodnych płytkach tarasu. Była dwudziesta. Od dwóch godzin miałam być w wykwintnej restauracji "Diamond Parks", ale oczywiście tam nie poszłam. Wpiłam za to pół butelki wina.
Podeszłam do barierki, otulając się ramionami. Mieszkaliśmy w centrum miasta, jednak ja nawet tu czułam się duchem. Przenikającym między ludźmi pyłem, który był zbyt niestabilny, by oni zwrócili na niego uwagę. Nie byłam ciałem stałym. Nie byłam również cieczą, która pozostaje w dole trzymana przez grawitację i dopasowuje się do powierzchni. Byłam gazem rozprzestrzeniającym się bardzo szybko, ale nie było można mnie tak do końca określić. Nie każdy potrafił mnie dostrzec, bo by zobaczyć co miałam do zaoferowania, trzeba było dokładnie się przyjrzeć. A nikt nie chciał się przyglądać. Owszem, wiele mężczyzn patrzyło na mnie z pożądaniem, oceniali powierzchownie, a ja potrafiłam wyjątkowo dobrze ukrywać się pod płachtą anioła, choć w rzeczywistości moje demony wbijały w serce pazury i wyrywały kawałek po kawałeczku, boleśnie i bezlitośnie. Na zewnątrz byłam idealna, bo prawdziwe zepsucie kryło się w środku.
Chciało mi się płakać. Zawsze tak miałam w chwilach, w których rozmawiałam ze swoimi myślami, jednak nigdy nie dochodziło to do skutku. Nie potrafiłam płakać. To skaziłoby jedynie moją maskę.
– Hej, nie zimno ci? – Usłyszałam głos za sobą. Nie odwróciłam się, ponieważ wiedziałam kto to był. Ciężki materiał granatowej marynarki opadł na moje nagie ramiona. Byłam jedynie w krótkich szortach i koszulce na ramiączkach, a Connor miał na sobie garnitur.
Był ode mnie o dwa lata starszy. Lubiłam starszych. Lubiłam słuchać kogoś doświadczonego. Kogoś, kto mądrze mówi i wie więcej ode mnie, by mnie zainteresować. Mój partner nie do końca sprostał temu zadaniu, ale nie miałam mu tego za złe.
CZYTASZ
LOST SOUL [Rodzina Moretti #3]
Roman d'amourLudzie nie mają niezniszczalnych serc. Potrzeba jedynie odpowiedniej osoby. A jeśli ona pociągnie nas na samo dno? Będziemy tkwić w tym bagnie razem. ⚠️ SCENY EROTYCZNE, PRZEMOC, PRZEKLEŃSTWA⚠️