capitolo due

418 50 111
                                    

— Czy ty kurwa jesteś niepoważny! Prawie mnie zabiłeś! — wykrzyczał niespodziewanie nieznajomy. Harry z jednej strony wystraszył się takiego wybuchu, a z drugiej ucieszył się, że facet mówił po angielsku, bo sam Styles zbyt dobrze po włosku to nie umiał.

— Przepraszam, j-ja nie chciałem, przepraszam proszę wybacz mi... j-ja mogę pójść na policję, ale nie bądź zły, tak strasznie przepraszam nie chciałem... — mówił trzęsącym się głosem.

— Do cholery jasnej, kto dał ci pierdolone prawo jazdy?! Ty masz w ogóle oczy?! Gdyby nie to, że odskoczyłem to byś mnie przejechał do kurwy! — krzyczał o głowę niższy od Harry'ego mężczyzna. Styles widział, jak niebieskooki zaciska pięści i momentami staje na palcach, żeby dosięgnąć wzrostem bruneta.

— Wybacz mi proszę... zapatrzyłem się... ja tak bardzo nie chciałem. — łzy cisnęły mu się do oczu, a dolna warga zaczęła się niebezpiecznie trząść — Tak strasznie cię przepraszam, mogę... mogę opłacić twoje leczenie i...

— Nic mi do kurwy nie jest. — warknął niższy, otrzepując się z kurzu — Mam nadzieję, że ktoś odbierze ci prawo jazdy, nie życzę nikomu zostać przejechanym przez taką niedorajdę.

Harry, słysząc te słowa odsunął się od mężczyzny o krok. To zabolało. On naprawdę nie chciał w niego wjechać, nigdy nie zrobiłby tego umyślnie. Wiedział, że rozwożenie tej pieprzonej pizzy nie było dobrym pomysłem i zamierzał o tym poinformować Nialla. Ale nie teraz, teraz z całych sił powstrzymał się od płaczu, bo niebieskooki szatyn nie wydawał się, aby poprzestał tylko na tych obelgach lecących w stronę bruneta.

— J-ja, naprawdę przepraszam, to się więcej nie powtórzy. Przysięgam. — mówił, czując, jak jego dłonie zaczynają się trząść i pocić. Cholera jasna jeszcze tylko tego mu brakowało.

— Daj mi spokój. — warknął — Mam nadzieję, że nigdy więcej się nie spotkamy, a teraz zejdź mi z drogi, bo mam ważniejsze rzeczy do roboty, niż użeranie się z idiotami na środku Włoch. — złapał swoją torbę i przeszedł obok Harry'ego trącając go z całej siły ramieniem.

Harry syknął cicho i potarł bolące miejsce. Wziął kilka głębokich wdechów, aby choć trochę się uspokoić i z powrotem wsiadł na motor. Miał nadzieję, że tym razem nikogo nie przejedzie.

Było mu tak cholernie głupio i przykro. Jak on do cholery mógł nie zauważyć, że stoi tam ten mężczyzna. Jakim prawem w ogóle Harry nie zwraca uwagi na drogę tylko rozglądał się po miejscu, w którym był już milion razy.

👑👑👑

Następnego dnia, Louis całkowicie wkurzony opowiadał sytuację z poprzedniego dnia Malikowi, który zasłaniał swój uśmiech za ręką, aby tylko Tomlinson nie zauważył, że się z niego podśmiechuje pod nosem.

— Rozumiesz to Zayn?! Zwyczajnie we mnie wjechał! Mówiłem ci, że lepszym wyborem będzie Francja, ale nie! „We Włoszech jest ciepło Louis, a ja chce wyrwać jakąś ładną latynoskę". Już w ogóle pomińmy fakt, że popierdoliły ci się kraje, a latynosi są w pierdolonej Hiszpanii! — krzyczał chodząc i tupiąc po ogromnym salonie jednocześnie wymachując przy tym rękoma.

— Nigdy nie byłem dobry z geografii. — jego przyjaciel wzruszył ramionami i zaciągnął się papierosem.

— Z czego ty w ogóle byłeś dobry?

— Z niczego.

— No właśnie. — odpowiedział od razu odrzucając dłoń w powietrze.

— Sassy. — mruknął pod nosem brązowooki.

Buon appetito, principe 👑 / larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz