capitolo cinque

470 49 83
                                    

Louis siedział na swoim łóżku i z szerokim uśmiechem na ustach wpatrywał się w okno przed sobą. Cały czas myślał o swoim nowym znajomym. Nie był do niego pokojowo nastawiony na samym początku, zresztą kto by był kiedy zostałby potrącony przez tę osobę na chodniku. Złość trochę opadła, a on w końcu mógł trzeźwo spojrzeć na Harry'ego.

Brunet był naprawdę wspaniałym i sympatycznym człowiekiem. Był śliczny, skromny i pracowity. Szatyn naprawdę wciąż nie mógł wyjść z podziwu jak wspaniale sobie radził w restauracji, w której pracował.

Sam był księciem, więc nawet niedopomyślenia było to, aby miał zacząć robotę gdziekolwiek. Jego ojciec szczególnie nie pozwalał mu brudzić sobie rąk. Twierdził, że nie po to nosi tak wysoki tytuł, aby teraz zniżać się do poziomu naprawdę ubogich warstw społecznych. Nie rozumiał, że żyli w XXI wieku i to wszystko wygląda kompletnie inaczej. Mogliby i kompletnie zlikwidować rodzinę królewską, a nic złego by się tak naprawdę nie stało.

Jego ojciec był najmniej tolerancyjną osobą jaką kiedykolwiek miał zaszczyt poznać. Nie to, że w ogóle mógł poznawać osoby spoza zamku. Zayn jest synem jednej z dość ważnych osób na dworze, więc miał o tyle szczęścia, że chłopak okazał się być w miarę normalny. Wracając do jego ojca. Kiedy tylko obiło mu się o uszy, że Louis, jego pierworodny, jedyny syn jak i w ogóle jedyne dziecko, może okazać się gejem... od razu wyruszył w poszukiwania małżonki dla młodszego Tomlinsona. Louis na początku uważał to za żart. Jednak kiedy do zamku zaczęły po kolei przyjeżdżać jakieś wyżej urodzone dziewczyny - do śmiechu mu wcale nie było.

Dlatego, kiedy szatyn usłyszał, że kolejna tura kandydatek do brania ma odwiedzić jego pokoje - uciekł do Włoch. W momencie, w którym Liam mu o tym powiedział, zadzwonił po Zayna, aby przyszedł do jego komnaty ich tajnym przejściem(którego dość często używali za dzieciaka kiedy np. dostali szlaban, a chcieli się do siebie jakoś dostać) i razem włączyli przypadkowe biuro podróży. Z zamkniętymi oczami zaczęli losować miejsce i kiedy padło na słoneczne Salerno, od razu zabukowali lot i pod osłona nocy uciekli z pałacu.

W ten sposób znaleźli się w miejscu, w którym właśnie teraz siedzą i użalają nad swoim życiem. Nie żeby narzekali... czują się tutaj lepiej niż nigdy wcześniej w tym pieprzonym i wypolerowanym na błysk pałacu.

Odkąd poznał Harry'ego, nic bardziej go nie interesowało niż to co na przykład robi w danym momencie brunet. Miał takie momenty, że chciał napisać do niego bez powodu z pytaniem „Co u ciebie?", ale zawsze w ostatnim momencie wymiękał. Znali się dopiero niecałe trzy tygodnie, więc wydałoby się to conajmniej dziwne.

Ostatnio razem z Harry'm wybrał się na przechadzkę po okolicy. Brunet kupił Louisowi cytrynowego lizaka. Niebieskooki w tamtym momencie był gotów mu oddać całe swoje serce i duszę.

Wyszedł ze swojej sypialni i skierował się do salonu, w którym już siedział Zayn i jadł coś, czego Louis nawet nie chciał w żaden sposób identyfikować. Chciał zaproponować mu pizzę, tymczasem brązowooki go wyprzedził i sam sobie coś skołował. Oczywiście nie myśląc nawet o tym, że Louis też może być głodny. Jak zwykle Malik myślał tylko o sobie.

— Ty wredna żmijo. — skwitował Louis pokazując na pudełko z jedzeniem, które Zayn trzymał w dłoniach.

Jego przyjaciel uśmiechnął się podle i włożył do ust widelec przewracając przy tym oczami oraz jęcząc pod nosem jaki ten makaron nie jest przepyszny.

— Idź, twoje zamówienie u Harry'ego będzie zapewne priorytetem. Na co czekasz?

Louis wymruczał pod nosem jakieś wyzwiska kierowane w stronę bruneta i wszedł do kuchni nastawiając od razu wodę na herbatę.

Buon appetito, principe 👑 / larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz