capitolo quattordici

308 38 58
                                    


Zaraz po tym kiedy złożył swoją najcięższą obietnicę, niezwłocznie zebrał swoje rzeczy i wybiegł z mieszkania Harry'ego, modląc się, aby chłopak nie przyłapał go na ucieczce. Szczególnie w takim stanie.

Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi od bloku bruneta, wypuścił z ust głośny szloch. Czuł się okropnie. Boże, jak on mógł robić takie świństwa, tak wspaniałej osobie jaką był zielonooki? Niall miał rację. Był samolubny i bezużyteczny. Dokładnie tak jak przez całe jego życie mówił mu to jego ojciec.

Przez całą drogę do swojego mieszkania płakał. Rękawy od jego bluzy były całkowicie przemoczone od łez, które bezustannie ścierał ze swoich policzków. Było już ciemno. Ulice rozświetlały jedynie porozstawiane w dość dużych od siebie odległościach lampy. Chłopak zaczął trząść się z zimna mając na sobie tylko i wyłącznie bluzę i luźne jeansy z dziurami. Jednak temperatura nie była aż tak niska, co bardziej świadczyło o tym w jak głęboką histerię wpadł chłopak. Szlochał coraz głośniej, czasami kaszląc co jeszcze bardziej to wszystko nakręcało. W oddali mógł zobaczyć miejsce swojego aktualnego pobytu, dlatego pociągnął nosem i przyspieszył kroku.

Wchodząc po stopniach do mieszkania zauważył znajomą postać skuloną na schodach. Przetarł szybko twarz, po czym zajął miejsce obok zwiniętego w kłębek chłopaka. Pociągnął nosem wyciągając jednocześnie z zawahaniem rękę, aby położyć ją na ramieniu bruneta.

— Co ty tu robisz, Harry? — szepnął z wyraźną chrypką w głosie.

Zielonooki zdawał się powoli wybudzać ze swojego snu. Finalnie spojrzał prosto w zaszklone tęczówki Louisa, posyłając mu później leniwy uśmiech.

— Czekałem na ciebie. Nie chciałem tam wracać — odpowiedział kładąc swoją głowę na ramieniu księcia — Nie masz nic przeciwko? Jeśli tak, mogę wrócić do siebie...

Louis od razu pokręcił przecząco głową, przyciągając do siebie bliżej ciało młodszego. Zatopił nos w rozwianych lokach, które pachniały jak truskawki i uśmiechnął się delikatnie mając przy sobie jego ulubioną osobę.

— Oczywiście, że nie mam nic przeciwko — zapewnił — Wejdźmy do środka, hm?

Poczuł jak Styles kiwa głową, dlatego też od razu podniósł się na równe nogi pomagając także młodszemu wstać. Zaraz potem oboje siedzieli w kuchni z kubkami gorącej herbaty w dłoniach i kocem owiniętym wokół nich.

— Długo czekałeś? — Harry posłał mu pytające spojrzenie — Mam na myśli... na schodach. Jak długo tam siedziałeś?

Brunet wzruszył ramionami.

— Nie wiem. Wystarczająco, abym zdążył zasnąć. Czyli trochę sobie posiedziałem — zaśmiał się, jednak Louis zmarszczył brwi nie uważając tego za ani trochę śmieszne.

— Masz problemy ze snem? — zapytał od razu.

Ciało jego towarzysza zdawało się nieznacznie spiąć. W głowie Tomlinsona zapaliła się czerwona lampka. To zaczynało go niepokoić.

— Harry?

— To nie jest ważne — machnął ręką i siorbnął odrobinę swojej herbaty — Zdążyłem się do tego przyzwyczaić.

— Jak długo to trwa? Miesiąc, dwa? — spytał z nadzieją.

"Błagam niech to będą dwa miesiące" - pomyślał.

— Dwa lata, tak myślę — cholera.

To zdecydowanie nie było to co Louis przypuszczał usłyszeć. Spojrzał od razu na twarz bruneta, którego wzrok wbity był naczynie trzymane przez niego w dłoniach. Wyciągnął dłoń, aby ułożyć ją na przedramieniu chłopaka, jednak tak szybko jak tamten rozpoznał zamiary księcia, tak szybko odsunął się od niego, sprawiając, że koc zsunął się z ich ramion upadając na podłogę za nimi.

Buon appetito, principe 👑 / larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz