capitolo undicesimo

321 35 62
                                    

Oczywistym było to, że lada chwila zaczną pojawiać się problemy. Jednak Louis nie sądził, że stanie się to tak szybko.

Właśnie rozpoczął się grudzień. We Włoszech zrobiło się odrobinę zimno, Harry wywiesił już kolorowe lampki w swoim mieszkaniu. Już planował nawet zakup choinki i jakie potrawy przygotuje na ten specjalny dzień. Tomlinson natomiast z każdym dniem chodził coraz bardziej poddenerwowany i zestresowany. Wraz z początkiem grudnia powinien wrócić z "obozu konnego", na którym jego ojciec myślał, że jest. Rodzina królewska zawsze hucznie rozpoczynała ten przedświąteczny okres. Louis co roku nagrywał życzenia dla obywateli na swoim instagramie, a jego matka i ojciec z fałszywymi uśmiechami na twarzy nagrywali swoje przemowy dla wszystkich stacji telewizyjnych.

Jak na szpilkach czekał na telefon z zaskoczenia od króla z pytaniem "Czemu jeszcze cię nie ma w zamku?". Nie miał bladego pojęcia co powinien mu na to odpowiedzieć. Za to wiedział, że czas mu się powoli kończył, a powrót do Anglii nie był jedynym problemem jaki wisiał mu aktualnie nad głową.

Mianowicie, jedną z najbardziej skomplikowanych spraw był Harry.

Harry, który myślał, że razem z Louisem wręczą sobie świąteczne prezenty, a co gorsza..., że Louis spędzi z nim święta.

To właśnie było w tym wszystkim najgorsze, a książe czuł, że właśnie znajdował się w sytuacji bez wyjścia. Nie ważne jaką drogą by poszedł, to zawsze skończy się to źle. Nie mógł bez słowa wrócić do ojczyzny. Harry go znienawidzi, a przecież mu obiecał, że już więcej nie będzie kłamać. Za to jeśli powie Harry'emu kim tak naprawdę jest, ten także go znienawidzi, bo w tej kwestii też kłamał. Przecież powiedział mu, że wyprowadza psy sąsiadów.

Leżał właśnie głową na kolanach Harry'ego i jego ręką w swoich włosach. Za każdym razem kiedy młodszy delikatnie pociągał za ich końcówki, Louis uśmiechał się lekko. Mógłby pozostać w tej pozycji do końca życia. Naprawdę miał to na myśli.

Oglądali właśnie mało interesujący program, na którym żaden z nich się nawet nie skupiał. Oboje pogrążeni byli w swoich myślach, a szczególnie Louis. Wyrzuty sumienia w nim rosły, a on nie mógł kompletnie nic na to poradzić.

— O czym tak zawzięcie myślisz? — zapytał brunet wybudzając szatyna z transu.

— Hm?

— Pomiędzy twoimi brwiami pojawiła się ta zmarszczka, która zawsze tam jest kiedy głęboko się nad czymś zastanawiasz. Przyglądam się jej od dobrych dziesięciu minut — Louis zaśmiał się kiedy Harry skończył mówić.

— Jesteś dobry w swojej robocie, Sherlocku — zielonooki wywrócił oczami — Nie myślałem o niczym szczególnym. Po prostu o jakichś... rzeczach — wzruszył ramionami, a dwudziestolatek zmrużył powieki i ułożył usta w dziubek.

No czyli po prostu mu nie uwierzył.

— "Rzeczach" powiadasz?

— Mhm. Rzeczach — przytaknął niepewnie.

— Nie powiesz mi jakich, prawda?

Książe westchnął głośno i przymknął powieki.

— Myślałem co ci kupić na święta — odpowiedział bez dłuższego namysłu.

Harry od razu się rozpromienił, po czym ułożył swoją dłoń na policzku starszego i delikatnie ucałował jego spierzchnięte wargi.

— Przecież dobrze wiesz, że nie musisz mi nic kupować. Wystarczy mi tylko twoja obecność — zapewnił głaszcząc włosy starszego.

Tomlinson przytaknął, później rozglądając się dookoła, aby chłopak nie zauważył zwątpienia w jego oczach. Wpadł w końcu na ciekawy pomysł, który za zadanie miał tak zakręcić Harry'ego, aby ten zaprzestał mówienia tak głupich rzeczy.

Buon appetito, principe 👑 / larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz