11. Po prostu bądźmy.

993 86 186
                                    

Callie

Teraźniejszość

Jacksonville, Florida

Złapałam głęboki wdech, a na usta wpłynął mi delikatny uśmiech, kiedy czułam smagnięcie wiatru na twarzy. W końcu była połowa listopada i pogoda szalała, choć wcale nie było aż tak bardzo zimno, a wręcz idealnie. Uniosłam wzrok, napotykając Lory, która stanęła obok mnie. Na jej ustach również pojawił się uśmiech i Boże, czułam się tak świetnie, że sama byłam zdziwiona.

Minął miesiąc. Tak. Tyle byłam na terapii, ani razu nie przyjechałam do Jacksonville, a jedynie miałam kontakt telefoniczny z bliskimi. Naprawdę dobrze mi to zrobiło. Z pewnością było mi lżej i nie odczuwałam tego koszmarnego ciężaru w klatce piersiowej.

Dzisiaj był dzień mojego powrotu. Oczywiście musiałam się na nowo przyzwyczaić i ogarnąć parę spraw, jednak mimo wszystko, cieszyłam się, że wróciłam. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nie czułam się źle, będąc na Florydzie. To zajebiste uczucie.

– Cieszysz się? – Usłyszałam głos Dharii przy swojej głowie. Delikatnie się obróciłam i przeniosłam wzrok na rodzicielkę.

– Głupie pytanie – odpowiedziałam z westchnieniem. – W cholerę się cieszę.

– Cóż, właściwie czeka cię mała niespodzianka w środku – oznajmiła, zerkając na mój mały dom, na co uniosłam brew.

– Ciekawe – mruknęłam z zaciekawieniem. – Też maczałaś w tym palce? – zwróciłam się do Lory.

– My wszyscy. Począwszy od Aishy do Josepha – przyznała z błyskiem w oku. – Stwierdziliśmy, że będzie fajnie, gdy wrócisz, a będą małe zmiany.

Skinęłam głową i ciągnąc za sobą walizkę, ruszyłam w stronę budynku. Niezwykle intrygowało mnie to, co wymyślili, więc szybko wślizgnęłam się do środka, i cóż, zamarłam. Pierwsze, co zauważyłam to z pewnością było przemeblowanie, a drugim to puchaty dywan i pufy, o które walczyłam z miesiąc, bo nie mogłam ich dorwać.

– O żesz w styczeń.

Nawet nie zorientowałam się, że coś takiego wypadło z moich ust. Przesunęłam spojrzeniem jeszcze raz i cholera, było zajebiście pięknie. Cichy śmiech Lory uderzył w moje uszy, przez co i Dharia parsknęła.

– To oznacza, że ci się podoba? – Rodzicielka zabrała głos. – Nie wiedzieliśmy do końca, czy dobrze, ale...

– Jest świetnie – przerwałam, zawieszając spojrzenie na kadzidełku. – I zajebiście pachnie.

Wszystko było schludne i proste, co niesamowicie mi się podobało, bo wcześniej panował jedynie bałagan i dom przypominał bardziej składzik niż coś, w czym można mieszkać.

Przez następne godziny zadomawiam się z powrotem – rozpakowałam walizkę, ogarnęłam pranie, w międzyczasie wpadła Lucille, która relacjonowała mi wszystko, co się działo i o dziwo, nie mówiła za wiele o sobie i Reubenie. Potem wpadł Rene, za którym tak kurewsko tęskniłam, że jak tylko wszedł, rzuciłam mu się na szyję. Okazało się, że z Thomasem, typem, z którym świrował, nie udało się, ale uwaga, złapał kontakt z Grace, przyjaciółką Harveya. No byłam zdziwiona, nie powiem, ale jak najbardziej ucieszyła mnie ta wiadomość.

No i oczywiście popytałam o Silence'a. Okazało się, że dopiero jutro go zobaczę, na otwarciu knajpy Lory. Pracował w bibliotece i miał dużo na głowie, więc nie zdziwiłam się zbytnio. Trzymałam kciuki, żeby wszystko poszło zgodnie z planem i skończył remont, otworzył bibliotekę, mogąc kontynuować marzenie Debony'ego.

Burn It All Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz