Harvey
Callandra Burnett była osobą, z którą chciałem budzić się każdego dnia. Nie tylko dlatego, bo jej piękno mnie uspakajało i zachwycało. Była jak melodia. Pragnęło się jej słuchać, badać każde nuty i stukać w klawisze fortepianu. Była nadto dobra, mimo, że popełniała błędy, które zazwyczaj wyrywały serce, ale nie robiła tego z wyboru. Czasami musiała, czasami była tego nieświadoma. Z pewnością jej trudne dzieciństwo się do tego przyczyniło. Nie wiedziałem o nim za wiele – na pewno znałem historię opuszczenia rodziców i kłótnie przeplatane ze zdradami.
Wpłynęło to na nią.
Jednakże walczyła z tym i się starała. Skupiała się na rzeczach, które lubiła. Spanie, imprezowanie, puszczanie baniek o zapachu gum balonowych. Słuchanie bezsensownych żartów Rene. Spędzanie ze mną czasu na polanach i fotografowanie w ukryciu ważnych dla niej momentów. Poświęcała mi uwagę. Mojej osobie. Mnie też lubiła.
Była wyjątkowa.
Być może o tym nie wiedziała. Wciąż zmagała się ze swoją samooceną – wyglądem, ciałem i charakterem. Chciałem, żeby miała świadomość o swojej wartości.
– Dlaczego nigdy z rana nie grałeś mi na fortepianie? – Callie spojrzała na mnie z uniesioną brwią, lekko się uśmiechając.
Siedziała obok mnie w mojej koszuli i figach. Miała potargane włosy, resztki cienia na powiekach. I mógłbym przysiąc, że taka podobała mi się najbardziej. Bo była szczęśliwa.
– Sam nie wiem. Raczej wolałem robić dla ciebie inne rzeczy – mruknąłem. – Jednak mogę to zmienić. Będę grał, ile będziesz chciała.
– Lubię to. Musisz mi też poczytać poezję. – Nachyliła się w moją stronę. – Nie myślałeś, żeby napisać swoją i być może ją wydać? Rene mógłby pomóc ci z promocją.
– Zastanawiałem się nad tym. W wakacje często siadałem przy biurku i coś tam pisałem. Nie brałem tego na serio. Wyrzucałem wtedy z siebie złe emocje, ale gdy byłem w fazie snu nie miałem siły wstać i cokolwiek zrobić – odparłem spokojnie i sunąłem palcami po klawiszach, grając francuską melodię.
– A opisywałeś sen? Odczucia w trakcie jego trwania? – zapytała miękko.
Nie miałem problemu o tym rozmawiać. Przetrawiłem to wiele razy. Ufałem Callandrze, więc było to łatwiejsze. Nigdy mnie nie oceniła. Czułem się przy niej komfortowo.
– Próbowałem. Zazwyczaj to wypieram, bo przypominanie sobie czynów, które zrobiłem jest gorsze niż sam ten stan. Niby trzeba stawiać temu czoło, jednak nie do wszystkich sytuacji to pasuje i pomaga. Gdy już opisywałem to obudzenie. Te końcowe dni, gdzie wracam na dobry tor.
Skinęła głową i czule pogładziła mi udo. Odczuwałem to wsparcie i spokój, którym mnie napawa.
– A dzisiaj jak oceniasz swoje samopoczucie?
– Zważając na to, że jesteśmy dzisiaj sami na cały dzień i jesteś przy mnie to czuję się bardzo dobrze. Cokolwiek będziemy robić.
Mama razem z tatą wyjechali do domku nad jeziorem, żeby odetchnąć i spędzić ze sobą czas. Tym sposobem miałem Callie tylko dla siebie. Cieszyło mnie to. Byłem samolubny, jeżeli chodziło o nią.
– To świetnie, bo zabieram cię na randkę – oświadczyła dumnie, na co uniosłem brew i przyjrzałem się jej z politowaniem.
– Nie powinno być na odwrót? – parsknąłem krótko.
– Otóż nie. Niech twoje męskie ja nie ucierpi, ponieważ wszystko ogarnęłam, gdy spałeś. Nigdy nie zrobiłam nam takiego wieczoru i nigdzie nie będziemy musieli wychodzić. Zostaniemy w domu, żebyś czuł się bardziej komfortowo. I... Mam wtedy więcej możliwości i będę mogła się odwdzięczyć – wypowiedziała z błyskiem w oku. – Myślę, że wczorajsza sukienka i bielizna była przeciętna. Jeszcze cię zaskoczę.
CZYTASZ
Burn It All
Teen Fiction• Więc, gdy wykonasz moją prośbę i spalisz to wszystko, to wtedy możesz żyć spokojnie, nie martwiąc się, że w chwilach twego szczęścia, przeżywam najgorsze męki. • Podobno mawiają, iż życie to szlak pełen szczęścia, któremu często towarzyszy smut...