Peter
Spojrzałem w górę ze znużeniem i zastanawiałem się czego opiekunka może teraz chcieć. -Proszę - ledwie krzyknąłem, mój głos pogorszył się przez to, że jestem chory. Drzwi zostały pomału otwarte i weszli przez nie Tony Stark i Steve Rogers.
Szkoda, że nie czuje się dobrze. Słyszałem że szepczą do siebie, że Tony prawie mnie potrącił. Oh więc to oni byli w aucie. - Hej - spojrzałem na Toniego - Nazywam się Tony Stark-Rogers a to jest Steve Stark-Rogers. Jesteśmy tutaj ponieważ szukamy dziecka do adopcji.
- Cześć, jestem Peter Parker - Tony i Steve popatrzyli na mnie z niepokojem. Założę się że wyglądem beznadziejnie. Pomyślałem. Stave powiedział coś i wyszedł przez drzwi jednakże Tony stał w miejscu. - Będzie w porządku jeśli mnie nie chcecie. Jest mi tu dobrze. - Skłamałem.
-Co? - Tony zapytał mnie z zaskoczeniem. - Steve poszedł podpisać papiery aby zaadoptować ciebie potem tu przyjdzie i ja złoże swój podpis. Zdecydowanie potrzebujesz opieki lekarskiej. - powiedział patrząc na mnie.
Steve wrócił a Tony poszedł. Zanim się obejrzałem pakowałem już swoje rzeczy. Po spakowaniu wszystkiego, w sumie zmieściłem się do torby i plecaka, w którym miałem zeszyty i książki.
- Chodźmy do auta, to w tą stronę - powiedział Tony, po czym otworzył drzwi wejściowe dla mnie i Steve. Steve wyszedł pierwszy a ja za nim. Niestety lekko się zachwiałem i straciłem równowagę.
- Woah, dzieciaku - Tony powiedział łapiąc mnie. - W porządku - powiedziałem wyprostowując się. Potknąłem się kiedy przechodziłem przez drzwi. Słyszałem jak Tony podąża za mną. Zacząłem schodzić schodami na dół kiedy nogi się pode mną ugięły. - Dzieciaku - Tony krzyknął łapiąc moje ramię, ratując mnie tym samym przed upadkiem ze schodów.
Steve wyszedł za rogu i spojrzał na mnie. Bez słowa podniósł mnie i zaczął iść w kierunku auta, przynajmniej tak mi się wydaje.
Moje podejrzenia okazały się słuszne, gdyż po chwili Steve zatrzymał się przed autem. Postawił mnie na ziemi i otworzył drzwi do samochodu. Wsiadłem do niego, Steve zamknął drzwi po czym sam usiadł z przodu.
- Minie jakaś godzina zanim dotrzemy do domu - poinformował mnie Tony.Steve
Zaniosłem Petera pod auto. Postawiłem go a on powłóczył nogami do auta. Wsiadł i zapiął pasy bezpieczeństwa. Sam usiadłem z przodu, gdzie siedział już Tony. – Będzie z nim dobrze – powiedział bezgłośnie do mnie. Odwróciłem się i zobaczyłem spokojnego Petera pogrążonego w śnie.
- Biedny dzieciak – mruknąłem - Zastanawiam się co mu się przydarzyło.
- Możemy spytać go później – powiedział Tony z oczami wpatrzonymi w drogę. Znalazł moją rękę i splótł ją ze swoją.
Zatrzymaliśmy się pod domem 40 minut później. – Wezmę dziecko – powiedziałem patrząc na tył na wciąż śpiące dziecko. – Friday czy ktoś jest w bazie? – zapytał Tony. -Nie Sir, powiedzieli mi żebym przekazała, że wrócą o 18. Czyli za dokładnie 2 godziny.
Wyciągnąłem dziecko z auta, kiedy Tony wziął jego rzeczy. -Chodźmy – Tony i ja weszliśmy do windy i pojechaliśmy na nasze piętro, gdzie Peter również będzie spać. Jego pokój jest koło naszego więc jeśli by potrzebował nas, nie będziemy mieli większych problemów, aby się do niego dostać.
Położyłem go do łózka i dotknąłem jego czoło. – Tony jego czoło jest gorące – powiedziałem patrząc zmartwionym wzrokiem na dziecko, które zaczęło się pocić. – Będziemy musieli zbadać go, kiedy Bruce wróci. Pewnie będą głodni. – powiedział podchodząc do mnie.
- Ale teraz niech śpi – chwyciłem jego rękę i trzymałem. – Nie mogę uwierzyć, że nareszcie jesteśmy tatusiami. – krzyknąłem, zanim go pocałowałem. – Uspokój się, chodź musisz zrobić obiad dla reszty zespołu. – powiedział, kiedy się odsunęliśmy się od siebie. Wyszliśmy z pokoju i zaprowadził mnie do kuchni.
- Co chciałbyś dzisiaj kochanie? – spytałem. – Co powiesz na twoje nadziewana papryki, które kocha zespół? – Odpowiedział z uśmiechem. Również się uśmiechnąłem i zacząłem przygotowywać składniki.
Peter
Czułem jego pazury, które wbijały się w moją skórę. Krzyknąłem z bólu, kiedy podniósł mnie i ponowie uderzył mną w podłogę. Byłem bezradny. Potem wzleciał wyżej i po prostu puścił mnie, czułem się jakbym spadał przez wieczność zanim uderzyłem w lodowatą wodę.
Próbowałem krzyczeć, ale nie mogłem. Moje nogi i ramiona zdrętwiały z zimna. Czułem , jak woda wdziera się do płuc. Widziałem zielone światło wpadające do wody. Wydawało mi się, że coś ciągnie mnie w tym kierunku.
Nagle to zmieniło się w małe, puste szpitalne łóżko. Kardiomonitor wydawał coraz głośniejsze dźwięki, dopóki zapadła cisza. – Jest martwa. Odeszła. Przykro mi.
Obudziłem się dysząc z szoku,po koszmarach. Wydawały się takie prawdziwe. Czułem, gule w gardle przez co ciężej było mi brać oddechy.
Rozejrzałem się po nieznajomym pomieszczeniu, wtedy wróciły wspomnienia z przed kilku godzin, o tym jak zostałem adoptowany.
Chciałem opuścić łóżko, kiedy poczułem lekkie zawroty w głowie.Jest dobrze. Jest dobrze. Mówiłem do siebie, kiedy pomału schodziłem z łóżka.
Co jest ze mną nie tak? Otworzyłem pomału drzwi. Dlaczego są tak dziwnie ciężkie? Czy są zrobione z vibranium? Myślałem, kiedy w końcu zdołałem wyjść na korytarz, otulony moim kocem. Rozejrzałem się w obie storny.
W którą stronę powinienem pójść? Spytałem siebie na głos – Gdzie próbujesz się dostać Panie Peter? – Podskoczyłbym gdybym czuł się lepiej, na głos, który usłyszałem znikąd. – Tony lub Steve. – powiedziałem drżąc.
- Są oni w kuchni – odpowiedziała – Gdzie to jest? – spytałem kaszląc. Czułem, że mi się pogarsza. – Pójdź w twoje lewo i potem skręć w prawo.
- Dziękuje... - Powiedziałem pomału szurając nogami tam, gdzie mi powiedział głos.
CZYTASZ
Identity (tłumaczenie)
RandomOpowiadanie nie jest moje. Ja je tylko tłumaczę. Jednakże obecnie nie ma kontaktu z autorką, więc jeśli tylko odpisze i nie wyrazi zgodny na tłumaczenie, opowiadanie zostanie usunięte. Jest to również moje pierwsze tłumaczenie, więc o ewentualnych...