Cóż za wspaniały dzień - pomyślał Ikar, idąc jedną z tych ciemnych i obskurnych uliczek, które każdy z nas z pewnością kiedykolwiek widział. W istocie, dzień był wspaniały. Ikar spędził go całkowicie poza domem, a ani razu nikt na niego nie napadł, więc tak, można to było uznać za niespotykaną dotąd rzecz. Dlatego też w równie niespotykanym dotąd humorze, wracał do domu. Zostały mu tylko dwa zakręty, a znalazłby się przed drzwiami swojej równie nędznej rudery, co ulice po których przechadzał się z tak ogromnym uśmiechem. Chyba właśnie to jego szczęście sprowadziło na niego kłopoty. Podobno tragedia potrafi wyczuć radosnego człowieka z wielkich odległości. Tak też było w tym przypadku.
Gdy Ikar skręcił za kolejnym obmierzłym budynkiem, ukazała się przed nim postać kobiety. Zauważywszy ją, od razu wiedział, że szykują się kłopoty. I to nie byle jakie. Pazyfae stała przed nim niczym bogini. Ubierała się też jak bogini. Z jedną ręką opartą o biodro wbijała w niego swój morderczy wzrok. Ubrana była w czarną, obcisłą sukienkę, która wtapiała się w otaczający ich mrok. Na ramionach miała białe futro, delikatne i czyste, jak zwierzę, które zmarło dla jego przyrządzenia. A jej usta pokryte były intensywnie czerwoną szminką, krwistą, jak to, co zostaje z jej ofiar. Ikar w tamtym momencie obawiał się, że widok jej bladej twarzy i długich blond włosów spiętych w ciasny kok, zostanie jego ostatnim w życiu obrazem. Pazyfae była jedyną osobą, która mogła tak wyglądać w tym miejscu. Wiedział to każdy zamieszkujący Kretę. Było to spowodowane tym, kim był jej mąż. I tym razem zaszczytu spotkania go dostąpił sam Ikar.
- Witaj, Minosie! - wykrzyknął nerwowo chłopak, odwracając się z niechęcią od boskiej Pazyfae.
Minos był, można tak powiedzieć, szpetniejszą wersją swojej żony. Ubierał się u najlepszych krawców, zawsze chodził w czarnym, idealnie dopasowanym garniturze, jednak nawet ta elegancja i bijąca od mężczyzny pewność siebie, nie potrafiły ukryć jego szkaradnej facjaty. Ikar nie potrafił ocenić, co tak naprawdę mu się nie podoba w Minosie. Podejrzewał, że było to spowodowane dysproporcjami w jego twarzy. Za duży nos i uszy, za małe usta, oczy za blisko siebie. Dlatego przy każdym spotkaniu starał się nie patrzeć mu w twarz, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Mogłoby się to skończyć dla niego tragicznie.
- Ikarze! - odpowiedział z wielkim uśmiechem Minos, po czym uderzył młodzieńca prosto w twarz.
Ikar nigdy nie wiedział, skąd w Minosie ta niechęć do niego. Nieraz starał się go o to wypytać, jednak ten zawsze odpowiadał: Nie twoja sprawa, parszywy skurwysynu. Potem najczęściej dostawał w twarz, więc ostatecznie przestał wypytywać. Jednak w głębi serca podejrzewał, że ma to związek z jego ojcem.
- Podnieść go! - rozkazał Minos, gdy Ikar wypluwał resztki krwi z ust.
- Minotaurze, nie spodziewałem się tegoż spotkania - skomentował Ikar, po czym zakrztusił się ponownie własną krwią.
Minotaur był synem Minosa. A przynajmniej tak twierdził Minos. Ludzie podejrzewali, że Pazyfae nie pierwszy raz puściła się z innym, a Minotaur był owocem tego romansu. Jeśli jednak chciałeś zachować życie, lepiej przy nich o tym nie wspominać. Minotaur prezentował obraz typowego mięśniaka, który przesadził ze sterydami, a siłownia stanowiła całe jego życie. Nazywano go pół bykiem, pół człowiekiem, co według Ikara było niezwykle trafnym określeniem.
- Ikarze - zaczął Minos, podchodząc do chłopaka, uwięzionego w łapskach Minotaura - jesteś nam winien bardzo dużą kwotę. Twoje długi rosną z każdym dniem...
- Wszystko oddam, Minosie. Toż mówiłem - odparł Ikar, na co zasłużył sobie na kolejny cios, tym razem w brzuch. Odebrało mu to oddech na dobre pół minuty. Gdy doszedł do siebie, Minos kontynuował.
CZYTASZ
Zbrodnia Ikara
Mystery / ThrillerCo, jeśli okazałoby się, że Ikar nie był jedynie synem Dedala, który poleciał za blisko słońca i runął do morza? Co, jeśli Ikar tak naprawdę był seryjnym mordercą, a jego upadek był znacznie bardziej widowiskowy, niż ten przedstawiony w znanym micie...