Chapter 3

32 7 3
                                    

Postanowiłam, że pojadę rano nie mówiąc o tym rodzicom. Napewno by mi pozwolili bo jak zacytuje ich " Jestem chora i słaba". Taksówka miała przyjechać o 8:30. Mam nadzieje, że rodzice nie obudzą się zbyt wcześnie, raczej nie powinno się to zdarzyć bo jest weekend a oni wstają w dni wolne dopiero o godzinie 10:30, ponieważ w tygodniu długo pracują. No cóż .... takie życie. Była godzina 8:20 a ja byłam już gotowa do drogi. W końcu przyjechała upragniona taksówka. Pan oczywście wyszedł i pomógł m zapakować walizki.Powiedziałam mu,że umiem to zrobić, ale on mnie nie posłuchał. Zanim jeszcze wsiadłam zapomniałabym napisała list pożegnalny dla rodziców brzmi on tak:

Drodzy rodzice!

Przepraszam, ale nie mogłam Was posłuchać. Wiem też, że nie zrozumiecie mojej decyzji nigdy. Pogodziłam się z tym, że straciłam nogę, ale nie mogę pogodzić się z myślą o tym, że nigdy nie będziecie mnie traktować normalnie. Postanowiłam odszukać moją siostrę, ponieważ kocham ją, ale dlatego też, że chce udowodnić wam, że potrafię być samodzielna. Kocham was i zawsze będę was kochać nawet jak umrę (a to może zdarzyć się niedługo). Nie mam wam tego za złe, że nie powiedzieliście mi prawdy. Kocham was, kocham i nigdy nie przestanę .

Wasza kochana, Hope !♥

To powinno im wystarczyć. Wytłumaczyłam im co naprawdę czuje. Jechałam na lotnisko. Trochę mi to zajęło. W końcu dotarłam. Ochhhh .... Nareszcie! Wysiadłam z taksówki i zabrałam swoje rzeczy (pomijając fakt, że to taksówkarz wyręczył mnie w wyładowywaniu bagażu). Czułam się fantastycznie. Wzięłam moje leki (zrobiłam to tylko dla mamy). Gdy weszłam zaczęłam szukać mojego samolotu. Mam znalazłam go. Szłam i nie patrzałam przed siebie. Aż nagle przewróciłam się. A raczej coś lub ktoś mnie przewróciło.

- Przepraszam niezdara ze mnie - powiedział jakiś wysoki brunet o niebieskich oczach.

- Ja też przepraszam to moja wina. Nie patrzałam przed siebie - odpowiedziałam. Podał mi rękę, żebym mogła wstać.

- Jestem Matt Edwards - brunet podał mi rękę tym razem, żeby ją uścisnęła.

- Ja jestem Hope Wilde - uścisnęłam rękę.

- Lecisz do Nowego Yorku?? - popatrzył na mój bilet.

- Tak a ty?

- Ja również lecę tam gdzie ty.

- Może ja poniosę twoje bagaże? Wyglądasz na słabą. Coś ci jest?

- Nie nic mi nie jest. Nie dzięki sama dam radę.

Nie wierzyłam w to co powiedziałam bardzo źle się czułam, ale dlaczego? Wzięłam leki tak jak zawsze... No cóż to po prostu stres. Zachwilę miałam odlatywać do Nowego Yorku oczywiście, że to był stres.

- Może usiądziemy razem? - zapytał Matt - No wiesz tak jak przyjaciele.

- Z miłą chęcią - odpowiedziałam.

Naprawdę miałam chęć z nim usiąść. Byłam sama on też. Przy nim czułam się bezpiecznie.

- Pasażerowie mogą wchodzić już na swój samolot - rozległ się głos stiuardessy.

Wstałam chciałam wziąć swoje bagaże, ale Matt o to zadbał wziął je za mnie. Podziękowałam posyłając mu mój promienny uśmiech. Odwzajemnił go. Zanim weszliśmy zdążyliśmy pośmiać się z dziecka, które biegało w kółko a jego mama próbowała go złapać. Po dłuższej próbie udało jej się. Weszliśmy do samolotu bardzo się wystraszyłam.Potknęłam się i wpadłam na Matta. Los chciał żebym upadła tak, że prawię się pocałowaliśmy.

- Och bardzo cię przepraszam. Potknęłam się.

- Nic nie szkodzi. Naprawdę. Uwierz mi - zaśmiał się.

Usiadliśmy razem tak jak zaplanowaliśmy. Ja siedziałam przy oknie. Wystartowaliśmy. Teraz nie było już odwrotu. Przez chwile zastanawiałam się dlaczego ja właściwie to zrobiłam, ale byłam tak zmęczona, że szybko zasnęłam. Nawet nie zauwarzyłam jak przytuliłam się do ramienia Matta. Śpiąc spędziłam resztę lotu..

----------------

Pamiętajcie choćby jeden mały komentarz motywuje do dalszego działania.

Dodaje zdjęcie Matta






Odnajdę cię ...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz