*Peter*
Siedziałem na podjeździe do wieży , drżąc z zimno. Cóż betonowy podjazdu i krótkie spodenki oraz cienka bluzka nie były najlepszym połączeniem , jednak nie mogłem nic poradzić. Pan Stark po prostu wbiegł do pokoju i kazał natychmiast wyjść z wieży. Biegał od pokoju do pokoju , krzycząc co chwilę że nie mamy nic zabierać tylko od razu wyjść. Zawsze zostawała mi możliwość że mogłem stać zamiast siedzieć na podjeździe jednak była dopiero druga w nocy a moje ciało było nieprzytomne. Nie mogłem nawet zapalić papierosa by było mi chodziasz odrobinę cieplej , ponieważ paczka fajek została na biurku znajdującym się obok drzwi. Po wielu rozmowach do Pana Starka dotarła wiadomość za mam już 17 lat i będę palił czy jemu się to podoba czy nie. Z moich zamyśleń wyrwał mnie głos osoby o której właśnie rozmyślałem.Natasha
-No to możesz nam łaskawie powiedzieć co się stało ?! Jest na minusie , spójrz się na Petera przecież zaraz zamarznie jak chyba wszyscy tutaj po za Stevem. Jebany szczęściarz spał w dresach.Zaśmiałem się krótko na ostatnie słowa wypowiadane przez kobietę. Rzeczywiście patrzą na obecną sytuację można było mu bardzo pozazdrościć.
Stark
-Pod baza ktoś podłożył bomby , to niewypały , ale gdyby zadziałały to jedyne co zostałoby z naszej wieży to jedna wielka dziura. Nie mówiąc już o nas. Na kamerach nic nie widać , ale bomby nie wyglądają na nowe podejrzewam że są tu od czasu gdy wyjechaliśmy ma wakacje. W dodatku ...Mężczyzna dalej prowadził swój wywód jednak ja nie słuchałem , wpatrując się na laskę dynamitu trzymaną w jego dłoniach. Doskonale zdawałem sobie sprawę kto ich używał i doskonale zdawałem SB sprawę że to moja wina. Jestem jebanym śmieciem ... oni wszyscy tak o mnie dbają , dali mi miejsce do spania , jedzenie , spokój , zapewnili tyle dobroci a nawet zapisali mnie do psychologa a ja...? A ja odwdzięczyłem im sie jedynie tym że sprowadziłem na nich najemnika , który teraz zagrażał ich życiu. Poczułem jak wyrzuty sumienia zaczynają boleśnie kłuć mnie w serce , już po chwili do oczu napłynęły mi łzy . No tak ! Jeszcze niech teraz się mną zajmują bo biedny i smutny Peterek nie umiem przestać ryczeć! Pomyślałem i schowałem twarz w kolana biorąc głębokie wdechy. Nie pozwolę na to żeby komukolwiek z nich stała się krzywda , nie z mojej winy. Przetarłem oczy i starałem się wymyślić w jaki sposób mogę pomóc. Nie chciałem wracać do najemnika , nie chodzi o to że było tam źle , naprawdę nie było najgorzej , ale tutaj ... tutaj było po prostu lepiej i otaczały mnie ważne dla mnie osoby.
Z moich myśli wyrwała mnie kłótnia Natashy z Panem Starkiem. Nie proszę niech oni nie kłócą się z mojej winy...nie udźwignę tego na sumieniu. Nie zrobiłem nowego cięcia już od dwóch dni niech to potrwa jeszcze dłużej.-Nie kłóćcie się między sobą proszę...
Powiedziałem dość cicho , jednak na pewno mnie usłyszeli. Mimo to spór o to że możemy po prostu wrócić a nie robić przegląd całej wieży i zostawiać tu wszystkie rzeczy nie zniknął.-Proszę , po prostu porozmawiajcie normalnie. To nie jest powód do kłótni naprawdę ...
Głosy dwóch osób przede mną podniosły się jeszcze bardziej przez co wstałem z zimnego betonowego podjazdu i podszedłem do nich.-Panie Stark...
Zacząłem cicho i niepewnieStark
-Kurwa Peter zamknij mordę ! Nie przeszkadzaj mi teraz , chodziasz na chwilę daj mi od siebie odpocząć!Po chwili pan Stark zamilkł zdając sobie sprawę z wypowiedzi jego słów , jedynym dźwiękiem jaki rozległ się w powietrzu była dłoń Natashy uderzająca w twarz Pana Starka.
Wycofałem się powoli do tyłu i że skruchą w głosie wypowiedziałem ciche przepraszam Panie Stark...
Pobiegłem na tył wieży ignorując wołania Pana Starka który biegł za mną i coś krzyczał. Wspiąłem się po szybach do swojego pokoju i wbiegłem do łazienki zamykając ja na klucz. Po chwili kompletnie się rozkleiłem i zacząłem histerycznie płakać ... dlaczego ja wszystko muszę robić źle ? Doprowadziłem do tego że Pan Stark pokłócił się z Natashą a na końcu kobieta go uderzyła i to tylko przez że mnie . Otworzyłem agresywnie szafkę pod zlewem i zacząłem wyrzucać na ziemię wszystkie kosze znajdujące się w środku . Grzebałem szybko i chaotycznie w rzeczach znajdujących się na całej podłodze. Po chwili odnalazłem cel moich poszukiwań którym było małe metalowe narzędzie. W momencie gdy złapałem żyletkę pomiędzy place w drzwi łazienki ktoś zaczął mocno uderzać i prościc żebym otworzył i nie robił nic głupiego. Po głosie rozpoznałem że był to mój opiekun , jednak było już za późno...ja po prostu musiałem siebie ukarać. Złapałem mocniej narzędzie i zacząłem mocno i głęboko przecinać skórę . Czułem narastający ogromny ból jednak nie przestawałem , ponieważ ból zastępował myśli które po prostu znikały . Z za drzwi usłyszałem że jeżeli zaraz ich nie otworze to zostaną wyważone. Jednak miałem te słowa głębokie gdzieś i dalej robiłem swoje.w pewnym momencie przekręciłem rękę i przycisnąłem zakrwawiony metal do żyły , "daj mi nareszcie spokój" rozbrzmiewało w mojej głowie a ja powtarzałem te słowa jak mantrę. Zacisnąłem mocno oczy i szybkim ruchem otworzyłem żyłę z której już po chwili zaczęła wylewać się cała masa krwi. Położyłem się na chłodnej podłodze a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Przymknąłem oczy i powoli oddychałem. Po chwili usłyszałem dźwięk wyważonych drzwi i masę wyzwisk. Poczułem jak ktoś poda obok mnie na kolana i chwyta poraniona rękę zawiązując ją mocno jakimś materiałem który zapewnie był ręcznikiem. Otworzyłem delikatnie zmęczone oczy i ujrzałem nad sobą zapłakaną twarz Starka.-zostaw...
Wyszeptałam cicho i słabo na co starszy mruknął coś niepewnie ściskając mocniej materiał na mojej ręce i poszpieszając rudowłosą kobietę żeby szybciej sprowadziła doktora.
-bedziesz miał ode mnie spokój...
Tylko tyle udało mi się powiedzieć za nim straciłem przytomność , lub może po prostu Morfeusz objął mnie w swoje objęcia.
CZYTASZ
~Zniszczony~ PETER PARKER
Fanfic„Peter....Czy...czy ty robisz sobie krzywdę?... „ „A, to...powiedzmy, że nie za bardzo umiem wycelować w moje tylne okno....." W życiu Petera wydarzyła się tragedia, śmierć ciotki, tej, która wychowała go odkąd jego rodzice odeszli. On jednak nie zo...